Nasi rządzący nie są długodystansowcami. 100 dni sprawowania władzy to już dla nich maraton. Po nieco ponad trzech miesiącach męczą się, pocą i z przesadną ostrożnością dzielą resztki sił. Spalają też kilogramy tłuszczyku, czyli społecznego poparcia, którego dorobili się w kampanii wyborczej. Jerzy Buzek, Leszek Miller i Jarosław Kaczyński nie bawili się dobrze na swoich studniówkach. Wczoraj powodów do radości nie miał też Donald Tusk. Czy 100 dni, jako krytyczny moment kadencji polskich premierów, to jednak reguła?
Co łączy Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska? Oprócz wzajemnej wrogości także kłopoty, jakich obaj doświadczyli w 100 dni po zaprzysiężeniu swoich gabinetów. Studniówka premiera Kaczyńskiego w październiku 2006 roku nie była tak efektowna i radosna jak ta Kazimierza Marcinkiewicza. Zamiast fety, niesmak po aferze taśmowej. Zamiast odtrąbienia sukcesów, tłumaczenie się z niemrawych reform gospodarczych.
Podobny nastrój panuje teraz, gdy właśnie minęło 100 dni drugiej kadencji premiera Tuska. Ktoś "przełożył wajchę" i poparcie dla rządu w ostatnich tygodniach poleciało na łeb na szyję. Połowa Polaków przy okazji wczorajszej studniówki oceniła, że nie widzi żadnych plusów w działaniach Tuska i jego ministrów (sondaż CBOS). Sondaże Platformy Obywatelskiej też nie wyglądają najlepiej. Przeciwnie, najgorzej od wygranych wyborów parlamentarnych w 2007 roku.
Teflonowy Tusk na pierwszej studniówce
Pod względem społecznego poparcia i studniówkowych nastrojów, pierwsza kadencja rządu Tuska w porównaniu z drugą to piekło i niebo. Po wyborach w 2007 roku opozycja zadeklarowała, że daje Platformie i Tuskowi 100 dni spokoju. "Potem ma już tylko grzmieć antyrządowa artyleria" - zapowiadał szumnie jeden z decydentów PiS. I choć artyleria z opozycyjnych dział rzeczywiście zagrzmiała, radykalnego sondażowego "zjazdu" nie było. Tusk jest teflonowy - dziwili się wszyscy. Odbijały się od niego zarzuty niespełnionych obietnic wyborczych, w tym tej mówiącej o "cudzie gospodarczym" i "drugiej Irlandii".
Tusk przez swoją pierwszą studniówkę przeszedł więc jak burza i być może właśnie ta hossa w pierwszych miesiącach urzędowania sprawiła, że w przeciwieństwie do poprzedników, kolejne dni i tygodnie rządów mijał z prędkością żwawego sprintera, a nie strudzonego maratończyka.
Z czego wynikała dobra kondycja szefa PO? - Z dobrej sytuacji gospodarczej. Z temperatury sporu politycznego z PiS. Z tego, że wiele osób ze strachu przed PiS trwało przy PO - mówi nam dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Według niego Platformie po podwójnej porażce w 2005 roku udało się zamazać stereotyp "bezwzględnych gdańskich liberałów, oderwanych od życia społecznego"
Koniec miodowego miesiąca
Na studniówce drugiego rządu nikt już o tym nie pamięta. Teflonowy Tusk już nie istnieje i wskazuje na to każdy sondaż, zarówno sympatii dla rządu, jak i dla partii politycznych. Ustawa refundacyjna, problemy z otwarciem Stadionu Narodowego, tempo budowy autostrady A2, protesty przeciwko ACTA - to najpoważniejsze problemy premiera, które mogą się okazać gwoździami do jego politycznej trumny. Kolejny, czyli pomysł podniesienia wieku emerytalnego, już czeka w kolejce. - Nagle okazało się, że polskie społeczeństwo zajmują inne problemy niż spór PO z PiS. Z drugiej strony emerytury to dla społeczeństwa jeden z symboli i ludzie powiedzieli: no pasaran - mówi Chwedoruk.
"Pierwszy Tusk" był wyjątkiem od swoistej zasady, że premier już na studniówce musi liczyć, ile stracił w sondażach i ile może stracić w kolejnych kilku miesiącach. W jego przypadku wymiar rozczarowania jest inny niż przy okazji poprzednich szefów polskiego rządu. - U Kaczyńskiego wyborcy poczuli się oszukani przez samą konfigurację polityczną, koalicję PiS-LPR-Samoobrona. U Tuska sytuacja jest inna. Każdy kto głosował na PO mniej więcej wiedział, czego może się spodziewać. Spadek poparcia wiąże się z konkretnymi działaniami, np. w sprawie ustawy refundacyjnej - twierdzi dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych.
Faktem jest jednak, że w kilka miesięcy po zaprzysiężeniu premier dostał poważnej zadyszki. Jeśli pierwsza kadencja była dla niego sprintem, do druga z pewnością jest maratonem. W tym sensie Tusk-maratończyk przypomina Kaczyńskiego-maratończyka.
"Czas warcholstwa"
- To czas konfliktu, szafa Lesiaka, to warcholstwo i chamstwo, i taśmy prawd - grzmiał w 2006 roku Donald Tusk, obecny premier, a ówczesny lider opozycji. Okazja? 100 dni rządu Jarosława Kaczyńskiego. Trzy miesiące wcześniej prezes PiS przesiadł się z tylnego siedzenia na fotel kierowcy i zastąpił na stanowisku premiera Kazimierza Marcinkiewicza. W wynikach sondażu CBOS z września 2006 roku (studniówka wypadła miesiąc później) widać drastyczne pogorszenie oceny rządu Kaczyńskiego. Kilka miesięcy wcześniej krytycznie wobec koalicji PiS-LPR-Samoobrona wyrażało się 39 proc. pytanych. W przeddzień studniówki krytyków było już 54 proc.
Kaczyńskiemu zarzucano, że z agendy rządowych priorytetów spadały kolejne ustawy gospodarcze, a na pierwszy plan wysuwano lustrację, politykę, rozgrywki z opozycją i koalicjantami. W dniu studniówki mówiono też o aferze taśmowej, czyli pertraktacjach Renaty Beger z Samoobrony z wiceprezesem PiS Adamem Lipińskim, podczas których ustalano korzyści, jakie posłanka miała otrzymać za wystąpienie z partii Leppera. Prezes PiS wpisał się więc w tą zasadę, że 100 dni to wystarczająco, by premier i jego rząd mogli się zmęczyć. W jego przypadku to zmęczenie zwieńczyły rok później przegrane wybory.
Studniówkowy polonez na Titanicu
Nie tylko dla Tuska i Kaczyńskiego studniówka nie była okazją do świętowania. Podobne problemy mieli Leszek Miller i Jerzy Buzek, a sięgając dalej nawet Hanna Suchocka, która w pierwszych miesiącach musiala mierzyć się z groźbą strajków "Solidarności". SLD pod wodzą Millera wygrało wybory w 2001 roku z poparciem rzędu 41 proc. To był wrzesień, a już w grudniu Sojusz drastycznie spadł w sondażach. U Buzka po 100 dniach działo się podobnie. Personalne wojenki w koalicji AWS-UW i konflikt premiera z prezydentem (Buzek nie chciał spotykać się z Kwaśniewskm) spowodowały, że rząd zaliczył falstart.
Dlaczego nasi premierzy tak szybko się męczą? A może to nam tak szybko otwierają się oczy? - Spadek poparcia o 100 dniach wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze Polacy dają politykom dość wysoki kredyt zaufoania, a potem zaczyna się jazda w dół. Po drugie wszystkie rządy z wyjątkiem Platformy były krytykowane przez wiodący nurt mediów - tak przyczyny "syndromu studniówki" tłumaczy dr Rafał Chwedoruk.
Wygląda na to, że wyborcy już w pierwszych trzech miesiącach urzędowania nowego rządu korzystają z okazji do szybkiego zweryfikowania przedwyborczych obietnic. Nie zawsze są cierpliwi, jak w pierwszej kadencji premiera Tuska. Niewykluczone, że tak jak szybko tracili cierpliwość wobec Millera, Buzka i Kaczyńskiego, tak i po drugiej studniówce pogrożą palcem Tuskowi.