Wbrew pozorom pytanie o przyszłość internetowych memów nie jest wcale takie zabawne jak większość z takich obrazków. Nowe przepisy, którymi zajmują się europosłowie, wywołały już pokaźne zamieszanie i sporo wątpliwości. Co tak naprawdę oznacza nowe prawo i czy rzeczywiście memy odejdą w niepamięć?
Zamieszanie wokół memów, przeróbek i parodii w internecie rozpoczęło się już jakiś czas temu. Jednak dopiero przy okazji kończenia prac Komisji Europejskiej i głosowania nad nowym prawem autorskim zainteresowanie tematem przybrało kształt ostrzeżeń i apeli o aktywny sprzeciw skierowanych do internautów. Użytkownicy obawiają się cenzury. Czy codzienna rozrywka milionów użytkowników internetu zostanie z dnia na dzień zakazana?
A Ty jak myślisz?
czy
Tak jak ACTA
Internet już zauważył nową dyrektywę Unii Europejskiej. Od razu pojawiły się nawiązania do 2012 roku i prób wprowadzenia w życie przepisów porozumienia ACTA, przeciwko któremu na ulice europejskich miast (a w szczególności polskich) wyszły tysiące młodych osób. Był to jeden z najjaskrawszych przykładów oddolnego obywatelskiego sprzeciwu w Polsce XXI wieku.
Nowe prawo
Skąd dokładnie wzięły się kontrowersje wokół memów i internetowych przeróbek? Chodzi o nową dyrektywę Unii Europejskiej dotyczącą praw autorskich. Nad zmianami pracowano od 2016 roku, ale dopiero kilka miesięcy temu prace nad nowymi regulacjami weszły w decydującą fazę. Główne założenia zmian dotyczą co prawda zagadnień rozwoju gospodarki, innowacyjności, rynku cyfrowego i związanych z nimi praw autorskich. Wielu ekspertów twierdzi, że nowa dyrektywa (w tym przypadku artykuł 13) jest zagrożeniem dla swobodnej wymiany informacji i pomysłów, co ma w szczególności uderzyć w start-upy oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. "Po głowie" mają też dostać internetowi wydawcy i media – będą musieli m.in podpisywać umowy licencyjne na wykorzystanie choćby najkrótszego tekstu innego niż swojego autorstwa. O szczegóły zapytaliśmy Michała Kanownika, prezesa ZIPSEE Cyfrowa Polska.
Kanownik zwraca też uwagę na dostęp do informacji i ich zasięg, który będzie zależny od aspektu ekonomicznego. – To jest też ograniczenie dostępu do treści, jeżeli popatrzymy na to od strony użytkownika internetu. Bo to ekonomia będzie decydowała, jaka informacja pojawi się "w obiegu", a jaka nie. Inaczej mówiąc, pojawi się to, co będzie ekonomicznie opłacalne. Tego, co się nie zwróci, nie będziemy mieli szansy przeczytać – zwraca uwagę prezes Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego.
Memy
Jednak największe emocje wśród przeciętnych użytkowników sieci wzbudza art. 11 dyrektywy, mówiący o udostępnianiu przez serwisy internetowe utworów chronionych prawem autorskim przez użytkowników internetu. Dotyczy to zarówno udostępniania tekstów, filmów czy muzyki, jak i memów, mash-upów i parodii. Nasz rozmówca wskazuje na jeszcze większe zagrożenie dla użytkowników sieci niż w przypadku artykułu 13, z którym problemy będą miały media.
Ekspert zwraca też uwagę na technologiczny absurd nowych zapisów. Filtrowanie treści oznacza sprawdzanie choćby najmniejszego komentarza czy zdjęcia. – Technologicznie jest to trudne do wykonania. O ile tacy giganci jak na przykład Google sobie z tym poradzą, o tyle na przykład naTemat musiałoby przed publikacją każdego komentarza do każdego artykułu sprawdzić, czy coś nie narusza prawa autorskiego. To jest niemożliwe. Najprostszym rozwiązaniem będzie wtedy wyłączenie możliwości komentowania – mówi Michał Kanownik.
Jednak nie chodzi to tylko o memy. Jeżeli nowa dyrektywa weszłaby w życie, problemy zaczęłyby się także ze... zdjęciami na Facebooku. – Możemy przytoczyć jeszcze bardziej kuriozalny przykład. Jesteśmy na wakacjach w Paryżu, robimy zdjęcie Wieży Eiffla i wrzucamy je na Facebooka. Jest w internecie tyle zdjęć tego miejsca, że trudno zrobić jakieś oryginalne ujęcie. Jak wtedy udowodnimy Facebookowi, że jest to nasze zdjęcie, a nie nielegalnie skopiowane z sieci? – tak skrajny, choć dający do myślenia przykład, podaje nasz rozmówca.
Wszyscy eksperci przyznają, że nowe prawo autorskie jest mgliste i nieprecyzyjne. Zostawia też duże pole do interpretacji i nakłada ogromne obowiązki na wydawców i media. A one odbiją się na zwykłych użytkownikach sieci. Dalszy krok w uchwalaniu przepisów będzie miał miejsce już 5 lipca. Wtedy zapadnie decyzja o tym, czy stanowisko Komisji Prawnej z 20 czerwca PE przyjmie jako swoje. Jeżeli nie będzie sprzeciwów Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej, do ostatecznego głosowania w PE może dojść w styczniu 2019 roku.