
Reklama.
Jedno jest pewne: żeby wziąć udział w "bitwie" o wyspę Hansa, trzeba mieć żelazną wątrobę. Dlaczego? Żołnierze Danii i Kanady nie strzelają do siebie. To by było niedorzeczne. W końcu są sojusznikami w NATO. Zamiast tego co jakiś czas wizytują wyspę wywieszając na niej swoją flagę i zostawiają swoim "przeciwnikom" w prezencie trunek, zazwyczaj whiskey. Wszystko po to, żeby oponenci mieli co wypić na cześć wygranej tych drugich, którzy wywiesili flagę. Ciekawa zabawa, prawda?
Taka gra, a raczej morskie podchody, toczą się już od ponad 30 lat. Przez komentatorów konflikt ten nazywany jest "wojną whiskey". Ale jego początki sięgają lat 30. XX wieku. Wtedy po raz pierwszy Kanada "walczyła" z Danią o ten kawał skały, której położenie jest dość niefortunne, bo wyspa Hansa znajduje się w środku 22-milowej cieśniny Nares.
Cieśnina oddziela Grenlandię, autonomiczne terytorium Danii, od Kanady. Zgodnie z prawem międzynarodowym, wszystkie kraje mają prawo do ubiegania się o terytorium w promieniu 12 mil od ich brzegu. Technicznie wychodzi na to, że skała leży na wodach obu państw.
Początkowo racja została przyznana Danii. Liga Narodów oddała wyspę pod władanie Duńczyków. Sprawa przycichła, Liga się rozpadła, powstało ONZ, rozpoczęła się Zimna Wojna i Kanadyjczycy zapomnieli o sporze.
Początek sporu
Aż do 1984 roku, kiedy to duńska minister spraw Grenlandii odwiedziła wyspę i wbiła tam flagę Danii. U podstawy flagi zostawiła notatkę z napisem "Witamy na duńskiej wyspie" oraz butelkę brandy. I tak zaczęła się "wojna whiskey". Kolejne ekspedycje przybijały do brzegów wyspy zostawiając na niej wiadomości dla swoich przeciwników i butelkę czegoś "na rozgrzanie".
Aż do 1984 roku, kiedy to duńska minister spraw Grenlandii odwiedziła wyspę i wbiła tam flagę Danii. U podstawy flagi zostawiła notatkę z napisem "Witamy na duńskiej wyspie" oraz butelkę brandy. I tak zaczęła się "wojna whiskey". Kolejne ekspedycje przybijały do brzegów wyspy zostawiając na niej wiadomości dla swoich przeciwników i butelkę czegoś "na rozgrzanie".
Peter Takso Jensen, duński ambasador w USA, powiedział kiedyś, że "gdy duńscy wojskowi udają się tam, zostawiają butelkę swojego alkoholu, a kiedy przychodzą tam kanadyjskie siły wojskowe, zostawiają butelkę Canadian Club (kanadyjskie whiskey) i znak, który mówi: Witamy w Kanadzie".
Wszyscy, którzy dowiedzieli się o tym sporze przyznają, że jego obie strony zachowują się bardzo przyzwoicie. Niektórzy twierdzą, że to najbardziej pokojowy konflikt na świecie.
Michael Byers, przewodniczący Kanadyjskiej Komisji ds. Globalnej Polityki i Prawa Międzynarodowego powiedział, że "to nie jest spór o jakimkolwiek znaczeniu, nie dotyczy wody ani dna morskiego, dotyczy tylko tej malutkiej skały, ale przyciąga uwagę mediów na przestrzeni lat właśnie dlatego, że ma pewną symbolikę będącą sporem o suwerenność Arktyki i będącym jedynym arktycznym sporem o ziemię".
Jego zdaniem spór jest bardzo łatwy do rozwiązania, ale potrzebna jest wola po obu stronach. – Najprostszą opcją byłoby po prostu narysować linię w środku. Byłoby to po prostu kwestią połączenia granicy morskiej od strony południowej z granicą morską po stronie północnej – stwierdził.
Szansa na rozejm
Niedawno pojawiła się iskierka nadziei. Kanada i Dania wspólnie z Grenlandią postanowiły utworzyć wspólną grupę zadaniową, która rozwiąże spór. Informację potwierdziły resorty spraw zagranicznych obu państw. Ale Byers jest dość sceptyczny co do rezultatów ich rozmów. Zarówno Kanada jak i Dania zbijają na tym sporze spore poparcie polityczne w swoich krajach.