– Mój tata, który był sprzedawcą, nauczył mnie, że każdemu możesz sprzedać wszystko, jeśli tylko potrafisz w to uwierzyć – powiedział Marilyn Manson w jednym z wywiadów. Atmosfera skandalu oraz kontrowersyjny wizerunek uczyniły z artysty mistrza autopromocji. A dziś kim jest Marilyn Manson? Przebranym błaznem, który nie szokuje już tak, jak kiedyś? Demoniczną ikoną muzyki rockowej? Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie jest wciąż niedoścignionym mistrzem kreacji własnego wizerunku oraz jednym z najważniejszych współczesnych artystów.
Pamiętam dzień, w którym dotarła do mnie informacja o zbliżającym się pierwszym koncercie grupy Marilyn Manson w Polsce. Wybuchł skandal, którym żyły wówczas polskie media – mówiono o kontrowersjach związanych z premierą najnowszego albumu (Universal ocenzurował w Polsce okładkę „Holy Wood”). Jak bardzo marzyłam, by znaleźć się na warszawskim Torwarze, a niestety nie miałam takiej możliwości (przede wszystkim ze względu na swój młody wiek). Pamiętam również temat mojego wypracowania napisanego w szkole na języku polskim, w którym uparcie broniłam swojego idola. Emocje związane z całym wydarzeniem, bunt młodej nastolatki i miłość do muzyki z albumu „Mechanical Animals”, non stop słuchanej ze swojego walkmana. Tak, Marilyn Manson należał do moich największych idoli. Jego teksty, muzyka, kontrowersyjny wizerunek – to musiało się podobać dzieciakom takim jak ja, przeżywającym swój pierwszy bunt.
Nie wiem, czy wiele osób wiedziało o tym, że ostatnio Manson koncertował w Polsce. 14 lipca 2012 roku odbył się jego koncert w warszawskiej Stodole, promujący nowy album artysty „Born Villain”. Czasy się zmieniły, atmosfera szoku i skandalu sprzed kilkunastu lat zdewaluowała się, a miejsce Mansona zajęły gwiazdki popkultury, takie jak Lady Gaga. Obecnie Manson jest traktowany bardziej jako zjawisko niż idol pokolenia. Jak zauważyła moja znajoma, na koncercie ludzie woleli kręcić filmy video niż szaleć pod sceną.
Kształtowanie się wizerunku jednej z najważniejszych postaci muzycznej sceny rockowej to bardzo ciekawa historia i ma ono swoje źródło w biografii artysty (trudne dzieciństwo, molestowanie seksualne, edukacja katolicka). Czy jest ona prawdziwa, czy zmyślona – to nieistotne. Cel został osiągnięty, a wszystkie działania wywołały zamierzony efekt. Manson po mistrzowsku manipuluje mediami i publiką. O tym, jak ważna jest dla niego autokreacja, wspomniał w jednym z wywiadów. „Zawsze myślałem, że za asymetrycznymi postaciami kryje się coś potężnego, ponieważ w każdym horrorze czarny charakter ma zawsze asymetryczną jakość. Może i nie chodziłem na pokazy mody przez całe swoje życie, ale sztuka i moda były od zawsze częścią mojej postaci” – wspomina artysta.
Michał Szyksznin, prowadzący od dziesięciu lat polską stronę Marilyn Manson, uważany w fandomie za doktora mansonologii w Polsce, opowiedział mi o tym: „Manson transformował swój wygląd na przestrzeni lat i zmieniał go z każdą płytą, często diametralnie, bo jest świadom tego jak ważnym elementem performensu i sztuki jest przekształcanie siebie samego – jego największym idolem był i jest David Bowie, mistrz komponowania siebie na nowo”. Tutaj warto wspomnieć o czasach „Mechanical Animals”, w których wygląd Mansona pełnił bardzo ważną rolę. Artysta zainspirowany glam rockiem, a przede wszystkim strojami Davida Bowie, zespołu KISS i Gary’ego Glittera, wcielił się w androgyniczną postać Omegi. Punktem wyjścia do stworzenia postaci był legendarny Ziggy Stardust – kosmita, który przybył na Ziemię po to, by stać się gwiazdą rocka, czyli jedno z artystycznych wcieleń Davida Bowie. Identyfikacja Bowiego z postacią Ziggy’ego Stardusta poszła na tyle daleko, że w pewnym momencie zatarła się granica między osobą artysty a postacią, którą stworzył.
Powyższa historia zainspirowała Mansona do stworzenia podobnego konceptu i tak właśnie powstał Omega, dziwaczna istota o nieokreślonej płci, którą Manson okrzyknął nową gwiazdą rocka. W tym momencie historia zatoczyła koło – postać będąca z początku parodią samego Mansona, scaliła się z wizerunkiem artysty. Nienaturalnie biała skóra i czerwone włosy przywodzą na myśl skojarzenia z Dawidem Bowie z albumu „Alladin Sane” (1973). Omega, czyli gwiazda rocka, nie posiadająca żadnych ideałów, charakterologicznie pusta, nie prezentująca nic więcej poza swoim zewnętrznym wizerunkiem. Podczas trasy promującej album „Mechanical Animals”, Manson pojawiał się czasem w białym stroju i futrzanym nimbie przymocowanym do ramion, który ujmował jego twarz w symbolicznym znaku „O”. Ten motyw pojawia się również w złotym stroju zaprezentowanym m.in. na okładce magazynu „Rolling Stone”, tym razem jest to pusty okrąg stanowiący centralną część kostiumu. Postać Omegi, nadludzkiej istoty przybywającej na Ziemię jest odpowiedzią na demoniczny wizerunek Antychrysta z poprzedniego albumu „Antichrist Superstar”.
O częstych zmianach wizerunku Mansona można by napisać wyczerpującą analizę. Przytoczony wyżej przykład uświadamia nam jedynie, jak przemyślaną strategią było budowanie wizerunku przez samego artystę oraz o tym, że każdy koncept miał swoją własną filozofię i historię. Dziś nie mamy już takich ikon, a media lansują głównie sezonowych celebrytów, znanych z tego, że wystąpili w telewizyjnym show, bądź pojawili się na gali rozdania nagród MTV. Manson doskonale zdaje sobie sprawę z realiów, w jakich przyszło nam funkcjonować i ma całkowitą świadomość tego, że czasy i moda cały czas się zmieniają. Wizerunek dla artysty jest ważny, ale musi on ulegać ciągłym przeobrażeniom. To służy przede wszystkim celom promocyjnym, a ostatecznym celem jest oczywiście muzyka, która powinna zostać zapamiętana i przetrwać bez względu na to, jak ekscentryczne nie byłyby stroje noszone przez artystę.