Grażyna Żarko zelektryzowała polską sieć. Skala agresji i chamstwa zaskoczyła nie tylko główną bohaterkę, ale także pomysłodawców projektu. – Osiągnęliśmy cel. Pokazaliśmy, że kiedy obrażamy kogoś w internecie, to tak, jakbyśmy napluli na niego w teatrze, albo zaatakowali na ulicy – mówi Bartłomiej Szkop, reżyser.
Dlaczego wybraliście do produkcji właśnie panią Annę Lisak? Co zdecydowało, że pasowała ona do roli Grażyny Żarko?
Pani Anna, jakkolwiek by to nie brzmiało, wyglądała na typowo stereotypową nauczycielkę. Kiedy się denerwuje ma piskliwy głos, taki, który denerwuje uczniów w klasach. Poza tym jest kobietą, a w Polsce większość nauczycieli to właśnie panie. Pasowała pod każdym względem.
Przekonały nas materiały z jej udziałem, które dostaliśmy od agencji ABM, z którą współpracujemy. Zanim zaczęła występować na swoim wideoblogu, przetestowaliśmy ją w blogu Baśki, innej naszej bohaterki. Pani Anna zagrała mały epizod kobiety, którą Baśka oblewa wodą w śmigus-dyngus.
Kiedy widzowie uwierzyli, że bohaterka oblana przez Baśkę, jest prawdziwa (mimo, że wielokrotnie informowaliśmy na blogu Baśki, że grają u nas statyści, a sytuacje są wyreżyserowane) nie mieliśmy już żadnych wątpliwości, że projekt „Grażyna Żarko” trzeba ruszyć jak najszybciej.
Czy pani Anna dostawała honorarium?
Tak, płaciliśmy jej za każdy dzień zdjęciowy. Nie mogę powiedzieć, ile, bo jesteśmy związani umową z agencją.
Jak wyglądała produkcja? Nagrywaliście wszystkie sceny na raz? A może reagowaliście na różne wydarzenia i dopiero tworzyliście odcinek?
Projekt trwał łącznie ponad 3 miesiące. Kiedy spotykaliśmy się z panią Anną, nagrywaliśmy czasem nawet pięć odcinków. Po montażu wybieraliśmy ten najbardziej interesujący, najlepszy, najbardziej kontrowersyjny. Do większości mieliśmy przygotowane scenariusze. Staraliśmy się reagować na bieżące wydarzenia, ale byliśmy przekonani, że chcemy uderzyć w stereotypy.
Naprawdę spontaniczna była akcja, w której pozwoliliśmy internautom rozmawiać z Grażyną Żarko przez gadu-gadu. W komentarzach pojawiało się wiele próśb o to, by Grażyna podała swój login na Skype, albo właśnie GG. Internauci chcieli z nią porozmawiać, nagrać ją, a potem opublikować to, wyśmiać ją. Daliśmy im tę możliwość. W jednym z filmów Grażyna Żarko podaje swój numer i zapowiada, kiedy będzie dostępna. Odezwały się setki internautów. Serwery GG padły.
Czy pani Anna miała napisane teksty do wideobloga? Kto był ich autorem?
Pisaliśmy jej teksty razem z Grześkiem Cholewą (drugi z pomysłodawców akcji – przyp. red.). Przed nagraniami czytałem wypowiedzi pani Ani, a ona wprowadzała poprawki. Kiedy mówiła: "tego nie powiem", “to jest za mocne”, wykreślaliśmy takie zdanie ze scenariusza.
Na samym początku pani Ania zastrzegła, że nie będzie przeklinała i uszanowaliśmy to przez wszystkie odcinki serialu. Do niczego jej nie zmuszaliśmy.
Pokazywaliście pani Annie wszystkie komentarze? Jak reagowała na obelgi?
Pani Ania wszystko od początku wiedziała, była przygotowana przez nas na to, co mogło ją spotkać. Był nawet moment, w którym zastanawialiśmy się, czy nie przerwać projektu od razu. Kiedy zobaczyliśmy w sieci agresywne filmy, na których jej użytkownicy wygrażają Grażynie Żarko, zaczęliśmy obawiać się o bezpieczeństwo pani Ani. Obelgi w końcu ją dotknęły, widziałem, co się z nią dzieje. Projekt przerwaliśmy właśnie po zobaczeniu tych filmów.
Zaproponowaliśmy jej pomoc psychologa, ale odmówiła, powiedziała, że sobie poradzi. Faktycznie, szybko się pozbierała.
W filmie, który podsumowuje akcję, pani Anna przyznaje, że raczej nie posługuje się komputerem. Chyba jednak nie miała do końca świadomości, jak działa internet?
Ależ my też nie mieliśmy świadomości, że to zajdzie tak daleko. W miarę rozwoju projektu byliśmy coraz bardziej przerażeni, jechaliśmy z panią Anią na tym samym wózku. Wiedzieliśmy, że mogą być negatywne komentarze pod wideoblogiem, ale nie spodziewaliśmy się, że internauci ruszą się sprzed komputerów, by nagrać filmy! Byliśmy zdumieni skalą agresji. Rzadko zdarza się, że widz YouTuba mobilizuje się i sam nagrywa film w odpowiedzi na jakieś wydarzenie.
Zresztą: ten chłopak w kapturze, który nagrał najbardziej agresywne wideo, sam jest teraz ofiarą agresji, odczuwa na własnej skórze, co mogła czuć Grażyna Żarko. Oczywiście nam nie chodziło o to, żeby nakierować atak na ludzi, którzy wzięli udział w nagonce na naszą bohaterkę. Ale internet musiał znaleźć ofiarę. Współczuję mu teraz, ale zrobił to na własne życzenie. Przeprosił.
Co stało się z panią Anną po produkcji? Czy pokazywaliście jej także pozytywne reakcje po opublikowaniu filmu "Gr@żyna"? Jak na nie reagowała?
Kiedy film był gotowy, pokazaliśmy go pani Ani zanim opublikowaliśmy go na YouTubie. Nie miała żadnych zastrzeżeń. Tak, spotykamy się często, na bieżąco przekazujemy jej wszystkie pozytywne komentarze. Pani Ania jest w dobrej formie. Zresztą proszę zapytać ją samą.
W sprawie Grażyny Żarko nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Jak to się stało, że 2 mln internautów uwierzyło w waszą historię. No bo szczerze: starsza pani nagle zaczyna prowadzić wideobloga. Nagrywa i montuje filmy. Nie kupuję tego.
Czasem zdarzały się komentarze, które podważały autentyczność pani Grażyny, ale głosy rozsądku niknęły w masie. Powiem więcej: tysiące ludzi zgłaszały jej filmy jako naruszenie na You Tube. Jeden z nich skasowano, ale pozostałe mimo zgłaszania naruszeń, nie zostały usunięte.
Internauci zarzucają wam, że zrobiliście "Gr@żynę" tylko dla rozgłosu. Po co tak naprawdę powstał projekt i czy osiągnęliście swoje cele?
Osiągnęliśmy cel, bo jako pierwsi zestawiliśmy obok siebie agresję nadawcy i reakcję odbiorcy na tę agresję. Pokazaliśmy, że kiedy obrażamy kogoś w internecie, to tak, jakbyśmy napluli na niego w teatrze, albo zaatakowali na ulicy. Nie ma usprawiedliwienia dla takiej agresji.
Dodatkowo pokazaliśmy, że zniewaga w internecie porusza czasem nawet bardziej niż osobista, bo wszyscy to mogą zobaczyć. Że to jest tak, jak byśmy wystawili dwie osoby na arenę, gdzie jedna poniżała by drugą, a 10 tys. ludzi obserwowałoby zajście.
Chcieliśmy, żeby film dotarł do jak największej liczby ludzi, żeby zaczął dyskusję o agresji w sieci. Czy ja mam prawo odpowiedzieć agresją na agresję? Czy mam prawo kogoś obrażać, kiedy sam zostaję obrażony? Uderzyć kogoś, kiedy usłyszę od tej osoby coś, co nie zgadza się z moimi poglądami? Jeżeli mam prawo, to czy agresja może być większa, mniejsza, adekwatna do ataku, czy nie... To bardzo trudne pytanie...
Cieszy nas że film się rozszedł, bo internauci wykazują skruchę. Doświadczyli na własnej skórze, że za swoje czyny trzeba ponieść konsekwencje.
A zarzuty? Powiedzmy sobie szczerze: to nie jest forma artystyczna. To krótki zapis dwóch miesięcy trwania projektu. To nie był eksperyment, nie jesteśmy naukowcami.
I na koniec jeszcze raz powtórzę, nic nie usprawiedliwia agresji skierowanej do Grażyny Żarko, nawet gdy sama prowokołała. Nie ma na to usprawiedliwienia. Albo jesteśmy dobrze wychowani, albo nie.