Sceny rodem z promocji w markecie rozegrały się na mecie trzeciego etapu 75. Tour de Pologne. Kibice wbiegli na ulicę blokując kolarza, a gdy ten rzucił im bidon, zaczęli się o niego bić niczym wygłodniałe psy o kość. Nagranie wywołało skrajne komentarze, ale takie zachowanie to nic nowego. Nie tylko w Polsce.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Każdy, kto był na koncercie rockowym, widział lub sam brał udział w walkach o gitarową kostkę czy pałeczki perkusisty na koniec występu. Podobnie zachowywali się kibice wyścigu kolarskiego. Polowali na bidony tuż na mecie w Zabrzu (ten etap wygrał Alvaro Jose Hodeg). Czy to nagranie powinno bulwersować i przynosić wstyd Polsce? Nie do końca.
Łowcy bidonów
Kolekcjonerów kolarskich "artefaktów" można spotkać na najsłynniejszym wyścigu swiata - Tour de France. Nie interesują ich pamiątki ze sklepu, ale wywalczone trofea wprost od swojego idola. Nieraz można się nabawić kontuzji czy otarć, ale one tylko wzmacniają smak zwycięstwa.
Choć fanatycy kolarstwa zbierają m. in. rękawiczki, numery sportowe czy koszulki z prawdziwym potem zawodnika, to jednak bidony są najcenniejszym skarbem. Niektórzy tracą rozum i są wstanie wyrwać go jadącemu kolarzowi.
Wybiera najmniej oblegane przez innych kibiców miejscówki oraz takie zdala o zjazdów zjazdach, gdzie kolarze trzymają ręce kurczowo na kierownicy i nie ma szans na rzut bidonem. Zbiera wszystkie "śmieci" pozostawione po kolarzach i jedzie dalej w trasę.
Kiedyś to było - Wyścig Pokoju
W Polsce tradycja sięga czasów PRL i legendarnego Wyścigu Pokoju. Kibice zbierali nie tylko bidony. "Stefan Friedmann wspomina na przykład jak z kolegami dzielił się gumą do żucia wyrzuconą przez belgijskiego zawodnika ("333 popkultowe rzeczy PRL"). Zbierano też m.in. bidony. Do legend przeszły walki zawodników na pompki – czytamy na stronie bufetprl.com.
Coraz bardziej widoczne na wyścigach takich jak Tour de France jest żebranie o bidony. Irytuje to samych zawodników. Kibice mają inne sposoby - proszą o to masażystów. Komicznie jednak wygląda potem żal o to, że inne dzieciaki zdobyły więcej bidonów.
"Dla nich to raczej coś o czym nie mają większego pojęcia. Jeżdżą jacyś kolarze, jest impreza, dają darmowe fanty i można się z nich napić. Można się pochwalić przed rodzeństwem, czy też kumplami, że zdobyło się ich najwięcej, cool. I tu mój dupy, bo dzieci miały ich po kilka, nawet po 2 z jednego teamu, ja nie miałem ani jednego" – napisał kolekcjoner z Wykopu.
Nie wszyscy jednak zbierają bidony, by tylko patrzeć jak się prezentują na półce lub chwalić się na kolekcją na imprezach rodzinnych. Są osoby, które trzymają je z chęci zysku. Znalazłem ogłoszeniem z bidonem z XXI Wyścig Pokoju. Cena jaką sobie zażądał sprzedawca to 800 zł.
Zatem jedyna rzez, która jest karygodna, to sposób w jaki niektórzy kibice walczą o bidon. W przypadku nagrania z Tour de Pologne, zawodnicy przed chwilą przebyli na rowerach 139 km. Jak się okazuje, najtrudniejszy wyzwanie - przeciskanie się pomiędzy szturmującym tłumem - czekało ich na mecie.