Kto zawinił i dlaczego utopiło się troje dzieci? – takie pytanie stawia sobie wielu. Argumentami i kolejnymi wersjami wydarzeń przerzucają się nie tylko internauci. Rodzina wydała oświadczenie i chce, by prokurator sprawdził, czy zrobiono "wszystko, by uniknąć tragedii". Włodarze Darłowa i ratownicy nie mają sobie nic do zarzucenia. – Rodzice mają prawo do obrony jako osoby zagrożone poważną odpowiedzialnością karną – mówi nam burmistrz Darłowa, Arkadiusz Klimowicz.
Prokurator sprawdza
Prokuratura Rejonowa w Koszalinie już prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci trójki dzieci, które utonęły w Morzu Bałtyckim. Nikt nie usłyszał zarzutów. Przesłuchano już świadków i rodziców Kacpra, Kamila i Zuzi. Wciąż prowadzone są czynności, które mają wyjaśnić okoliczności zdarzenia.
Ratownicy, burmistrz Darłowa i pełnomocnik rodziny przerzucają się argumentami. W piątek zawiadomienie o możliwości przestępstwa przez ratowników pełniących tego dnia służbę złożył właśnie adwokat Paweł Zacharzewski, reprezentujący rodziców zmarłych dzieci. To rozwścieczyło ratowników, którzy ten krok nazywają "absurdalnym".
– To, co robi teraz pełnomocnik prawny rodziców, to jest – mówiąc językiem dziś popularnym – próba przykrycia czy odwrócenia uwagi od zasadniczej kwestii, czyli śledztwa prokuratorskiego, w którym nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów. Wobec nikogo nie toczy się śledztwo, ale w sprawie niedopełnienia obowiązków ciążących nad osobami, które były zobowiązane do opieki. Wiadomo, że to byli rodzice, nie gmina czy ratownicy – mówi nam Arkadiusz Klimowicz, burmistrz Darłowa.
Co pewne:
14 sierpnia sześcioosobowa rodzina spędzała wakacje w Darłówku. Matka na moment spuściła z oczu troję swoich dzieci, by z czwartym udać się do toalety. Według jej wersji, na miejscu przez cały czas miał towarzyszyć im ojciec. Kiedy wróciła nie było już 11-letniej Zuzi, 13-letniego Kamila i 14-letniego Kacpra. Zgłosiła ich zaginięcie na plaży w Darłówku Zachodnim.
Ratownicy, strażacy, policja i tłumy wczasowiczów ruszyły szukać dzieci. Najstarsze z nich wyłowiono z wody tuż po zaginięciu. Mimo reanimacji, nastolatek po kilku godzinach zmarł w koszalińskim szpitalu. W piątek odnaleziono dryfujące około 200 metrów od falochronu ciało Zuzi. Wypatrzyli je pasażerowie statku wycieczkowego. Piątego dnia poszukiwań ratownikom udało się odnaleźć ciało Kamila.
Wersja rodziny:
Ta tragedia poruszyła Polaków. Jednak wielu internautów nie mogło potrzymać się od ocen i surowych komentarzy, w których potępiali rodziców. Zaczął się lincz, dlatego w poniedziałek rodzina zmarłych dzieci wydała oświadczenie. Miało ono zamknąć usta wszystkim, którzy tak szybko przesądzili o tym, kto jest winny.
Wersja wydarzeń, jaką rodzina zaprezentowała w przekazanym mediom oświadczeniu, różni się od tej, którą na łamach ogólnopolskich mediów przedstawili ratownicy. "Nie jest prawdą, że dzieci kąpały się lub weszły do wody przy czerwonej fladze. Nie jest prawdą, że mama dzieci została z nimi sama na plaży. Obecni byli oboje rodzice" – czytamy w oświadczeniu (pisownia oryginalna).
Dowiadujemy się także, że gdy matka poszła z najmłodszym synem na wydmy, to pozostałej trójki doglądał ojciec. Dorośli zostali przebadani alkomatem. Byli trzeźwi. "Dzieci kąpały się w oddaleniu od falochronu, a na długości całej plaży kąpali się również inni ludzie" – napisano w oświadczeniu.
Poinformowano w nim również, że prokurator sprawdzi, czy na "plaży rzeczywiście wszystko przebiegało zgodnie ze sztuką oraz czy sposób oznaczenia kąpieliska był prawidłowy, czy zrobiono wszystko, by uniknąć tragedii i podjęto prawidłowo wszystkie działania ratunkowe".
– Rodzice dzieci mają szereg zastrzeżeń do akcji ratowniczej, która została podjęta – powiedział w piątek adwokat rodziny Paweł Zacharzewski. I złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ratowników, którzy 14 sierpnia pełnili służbę.
W rozmowie z Wp.pl jedna z wczasowiczek przyznała, że była świadkiem, gdy matka o 13:05 podbiegła do ratownika. – Twierdził, że może gdzieś sobie poszły. Dokładnie użył słów: "Może poszły na miasto". Zamiast rozejrzeć się w wodzie, ratownik zarządził szukanie na plaży w Darłówku – powiedziała dziennikarzom Wp.pl.
Wersja ratowników:
"Absurd", "żenada" – tak o zawiadomieniu prokuratury w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa przez ratowników mówią oni sami. Jeden z nich – chce zachować anonimowość – uważa, że "rodzice sami sobie zaprzeczają w wydanym komunikacie".
– Tam jest jedno zdanie, które mnie bardzo ubodło. Skoro matka schodząc z plaży przekazała opiekę ojcu, to nasuwa się pytanie: "Jak mógł pozwolić, żeby fale porwały trójkę jego dzieci?" – pyta mężczyzna.
Ratownicy już wcześniej tłumaczyli, że dzieci przebywały na niestrzeżonym odcinku plaży. – Ta strzeżona plaża zaczyna się 50 metrów dalej. Te dzieci były w miejscu, w którym kategorycznie nie wolno wchodzić do wody – mówił w rozmowie z naTemat szef ratowników z Darłówka Zachodniego, Sylwester Kowalski.
Tymczasem prawnik reprezentujący rodzinę twierdzi, że ma świadków i nagrania monitoringu, które "rozwiewają wątpliwości", czy dzieci kąpały się w strzeżonej czy w niestrzeżonej części.
– Odległość między falochronem, który przewija się w mediach, a najbliższym stanowiskiem ratownika, to niecałe 95 metrów. Dramat rozegrał się na tym dystansie. To, czy plaża była strzeżona, czy niestrzeżona to kwestia metrów. Jakie te metry mają znaczenie wobec życia? – mówi w rozmowie z TVN24 Zacharzewski.
Władze Darłowa: rodzice mają prawo do obrony
Ratownicy nie chcą już rozmawiać z mediami i odsyłają nas do Urzędu Miejskiego w Darłowie. – Ze strony organizatora kąpieliska, czyli miasta Darłowa i ratowników została dopełniona pełna staranność. Jesteśmy pewni, że żadnych uchybień z naszej strony nie było – mówi nam burmistrz Darłowa, Arkadiusz Klimowicz.
Włodarz nadmorskiej miejscowości podkreśla, że rodzice mają prawo do obrony. – Pamiętajmy, że tym osobom, które nie dopełniły obowiązku opieki nad niepełnoletnimi grozi poważna odpowiedzialność karna – mówi.
I dodaje: – Próbę przerzucenia odpowiedzialności na ratowników czy na gminę, odbieram jako próbę obrony przez atak, próbę odwrócenia uwagi od zasadniczego problemu – niedopełnienia obowiązków ciążących nad osobami, które są zobowiązane do opieki, a wiadomo, że to są rodzice.
Do czasu publikacji tekstu nie udało nam się skontaktować z prawnikiem reprezentującym rodzinę zmarłych dzieci.