Ci, którzy chronią naszego bezpieczeństwa, zarabiają od 2 tys. zł na rękę. I właśnie dlatego nie tylko policjanci, ale także strażacy i pogranicznicy z całej Polski zjechali do Warszawy. Chcą podwyżek i odmrożenia waloryzacji wynagrodzeń. Dzisiejsza demonstracja została zapowiedziana jako największa w historii służb mundurowych.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Demonstracja rozpoczęła się w Warszawie w południe. Mundurowi od rana z całego kraju ściągali autokarami do stolicy.
Zdjęcia z placu Zamkowego pokazują, że ich obietnice o masowym przyjeździe zostały spełnione. Pod Pałacem Prezydenckim miało pojawić się 20 tys. mundurowych. Pojawiły się też transparenty o treści: "premierze nie przeginaj pały".
Policjanci pokazali też długi transparent z klepsydrami. Są tam nazwiska mundurowych, którzy polegli na służbie. Na jednym z autobusów był widoczny napis "Dziwne to czasy, kiedy nie boimy się bandytów, demonstrantów, przemytników, ognia i wody, ale boimy się sprawdzić stan własnego konta".
Wspólny postulat służb mundurowych dotyczy podwyżki od stycznia 2019 r. – Walczymy o 650 złotych. Tak, aby nasza podwyżka była porównywalna z tą, którą otrzymali wcześniej funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa czy żołnierze – mówili policyjni związkowcy.
Wydawać by się mogło, że do porozumienia jest blisko, bo rząd zaproponował 550 zł podwyżki. W rzeczywistości mundurowi zgodnie z ustawą o modernizacji służb mundurowych mieli zagwarantowaną podwyżkę 250 zł. A propozycja rządu zawiera właśnie te 250 zł plus dodatkowe 300. Policjanci zaś chcą 650 poza obiecanymi 250 zł.