Użytkowniczko Tindera, przesunęłaś kogoś w lewo, a twój niedoszły „match” napisał do ciebie (często dziwaczną) wiadomość prywatną na Instagramie? Nie martw się, nie tylko ty masz do czynienia z tinderowymi natrętami. To zjawisko ma nawet nazwę: tindstagramowanie.
Z angielskiego: tindstagramming. Pojęcie (które jest połączeniem słów Tinder i Instagram) jako pierwszy ukuł w ubiegłym roku amerykański portal "Select All". Definicja? Sytuacja, kiedy ktoś pisze do kogoś DM-a (Direct Message, czyli prywatną wiadomość na Instagramie) po tym, jak został odrzucony na Tinderze.
Wygląda to najczęściej tak: "Hej, znalazłem cię na Tinderze, może popiszemy?”, To jednak najłagodniejsza wersja. Zdarzają się bowiem nachalne pytania, komplementowanie biustu lub pupy, zaproszenia na lub seks, a nawet... zdjęcia penisów.
Ratunek dla odrzuconych
Tindera, aplikacji randkowej na smartfony (o której pisaliśmy tu), przedstawić nikomu raczej nie trzeba.
W skrócie: oglądasz zdjęcie (możesz też kliknąć w profil) polecanej przez Tindera osoby, po czym podejmujesz decyzję: jesteś zainteresowany kontaktem z nią lub nie jesteś. Jeśli jesteś – przesuwasz zdjęcie w prawo (możesz porozmawiać z tą osobą dopiero wtedy, jeśli jej też się spodobasz), nie jesteś – przesuwasz w lewo i randkowicz znika z twojego tinderowego horyzontu.
Niestety, coraz częściej tylko tinderowego. W 2015 r. twórcy tej aplikacji, z której obecnie korzysta na świecie – jak wynika z oficjalnych statystyk Tindera – około 50 milionów użytkowników, postanowili bowiem iść za ciosem i połączyli swoje smartfonowe dziecko z Instagramem – kolejną aplikacją, bez której wiele ludzi dziś nie potrafi żyć.
Od tego czasu użytkownicy Tindera mogą więc od razu przejrzeć instagramowy profil osoby, którą są zainteresowani. Obejrzeć (starannie wyselekcjonowane i przefiltrowane, jak to na Instagramie) zdjęcie, przeczytać (równie przemyślane) opisy. Słowem: poznać kogoś lepiej, niż pozwala na to tinderowe zdjęcie i krótka biografia.
Efekt? "Odrzuty” (mówiąc brzydko) z Tindera mogą napisać do osoby, które przesunęła ich w lewo, wiadomość na Instagramie. I robią to często, bo przecież samo "nie” (które oznacza przecież "swipe” w lewo) często nic w dzisiejszym świecie nie znaczy.
Niezłomni
Kim są tindstagramerzy? To najczęściej mężczyźni. Kobiety raczej nie narzucają się na Instagramie, co potwierdzają moi męscy znajomi, użytkownicy Tindera. – Nie, nigdy mi się to nie zdarzyło – odpowiadają zdziwieni na moje pytanie. – Co to w ogóle jest? – pyta jeden.
”Tindstagramują tylko mężczyźni. Z mojego osobistego doświadczenia wiem, że jeśli kobiety [użytkowniczki Tindera] chcą mnie śledzić na Instagramie albo porozmawiać ze mną w jakiejś innej aplikacji, zawsze pytają najpierw o zgodę”, pisze autorka artykułu o tindstagramowaniu na amerykańskim portalu Vice. I przytacza słowa jednej z "ofiar” tego zjawiska, Lizzie, która twierdzi, że płeć ma tutaj kluczowe znaczenie.
Według Lizzie mężczyźni mają bowiem problem ze słowem "nie”. Nie słuchają.
Portal Vice przytoczył zresztą kilka przypadków tindstagramowania, przez które można się wzdrygnąć. Jest więc lajkowanie przez niedoszły "match" 20 zdjęć z rzędu czy wiadomości w stylu: "Znalazłem cię na Instagramie, bo chciałem obejrzeć ten twój piękny tyłeczek”.
Pisanie, że jest się piękną i seksowną to zresztą punkt wspólnych większości wiadomości od tindstagramerów.
23-letnia Josie z Londynu (która zresztą nie ma połączonego Tindera z Instagramem, ale została znaleziona przez użytkownika tej pierwszej aplikacji przez wspólnych znajomych na Facebooku) dostała raz wiadomość: "Witaj, gorąca przyjaciółko Johna! Wstydziłabyś się, że nie przesunęłaś mnie w prawo. Naprawdę musiałem się namęczyć, żeby znaleźć na Insta twój świetny tyłek i zakraść się do twojego DM-a”. Między wyrazami oczywiście masa emotek.
Użytkownik Wykop.pl, Adsumus, sam zamieścił screen wiadomości, którą napisał do dziewczyny, która "machnęła go w lewo”. W wiadomości sprzed ośmiu miesięcy wyznał (pisownia oryginalna): "Napisałem do laski z tindera, ale nas nie sparowało więc postanowiłem zaatakować na instagramie. Poje...y tekst. Trzymajcie kciuki albo niech spłonę w piekle”.
Treść wiadomości (pisownia również oryginalna): "Hej nie mam pojęcia czym może być nawet geometria wykreślna, ale mam pewność, że w odezwaniu się do Ciebie nie przeszkodzą mi algorytmy tindera (bo wiem, że dokonała byś right choose) i umówimy się, nie wiem na piwo, kawę, może bubble tea, albo wszystko po kolei” .
W lewo przez przypadek
Pytam znajomych dziewczyn, czy kiedyś ktoś z nimi tindstagramował.
– Nie, bo nie popełniłam tego błędu i nie łączyłam Tindera z kontem ani na Instagramie, ani na Facebooku. To było osobne konto, żeby nikt mnie nie znalazł – mówi Karolina. I dodaje, że jej koleżanki też nie łączyły kont. Bo anonimowość, wyłącznie zabawa, czasem strach.
Ania miała połączone konto, chociaż jak sama przyznaje jest to ryzykowne. – Ale nikt do mnie nie wypisywał – wyznaje.
Pytam nie tylko dziewczyny. Kryspin z Warszawy przyznaje: czasami przegląda przypięte profile na Instagramie.
– Ale nigdy do nikogo nie napisałem. Do mnie też raczej nie piszą – mówi.
Ale mówi, że zna wiele dziewczyn, które doświadczyły tindstagramowania. Do niektórych odrzuceni z Tindera po prostu pisali, do innych "nachalnie i z podtekstami”.
Z kolei Sandra mówi, że takich przypadków miała co najmniej trzy. Zawsze jest podobnie: "Znalazłem cię na tinderze, pogadamy”? – Raz jakiś facet napisał do mnie, że pewnie przesunęłam go w lewo przez przypadek i daje mi teraz szansę na naprawienie tego błędu – mówi mi ze śmiechem.
"A jak inaczej poderwać?"
Tindstagramerzy twierdzą, że nie robią nic złego. Po prostu piszą, bo dlaczego nie?
"W większości przypadków profil na Tinderze nie dostarcza wystarczająco wiele informacji, dzięki którym można znaleźć z kimś coś wspólnego. A kiedy piszę wiadomość prywatną na Instagramie, mogę siebie pokazać – mój Instagram jest warstwą mojej internetowej persony, którą świadomie zbudowałem” — pisze cytowany przez Vice tindstagramer Daniel Elf.
Broni się też Adsumus, twórca przytoczonego wyżej postu na Wykop.pl (wszystkie komentarze z tego portalu przytaczam w wersji oryginalnej).
„Ale w takim razie jak, ekhm, 'podrywac' dziewczynę, która się tobie mega podoba i nie wyjść na desperata? Co, nie pisać w ogóle, odpuścić po pierwszej odmowie? Jak dla mnie to trochę bez sensu próbować z kimś nawiązać kontakt i "żeby nie wyjść na desperata to sobie ją odpuszczam po pierwszej 'porażce' i się poddaję mimo, że mega mi się podoba i chciałbym ją poznać". Oczywiście nie chodzi mi o drążenie tematu kiedy dziewcze mówi jasno 'spie…j”, bo to chyba oczywiste, że należy spie…ć”, pisze.
Adsumus się broni, bo większość komentarzy pod jego postem jest negatywna.
"Jaki ku…a” desperat”, "Od razu było napisać, że masz w bagażniku gaffę, szpadel i siekierę i żeby dała adres, to zaraz podjedziesz, wyglądałoby to równie zachęcająco” – rozpoczęli jatkę komentatorzy.
Kobieta ukrywająca się pod nickiem Analogiczna z kolei komentuje: "jak kobieta wybiera tinder jako miejsce poznawania panów to znaczy raczej, że chce szybko wybierać na podstawie tylko zdjęć, ma dużo atencji i nie chce się jej bawić w dawanie szans, czekanie aż ktoś oczaruje rozmową".
Prawda jest bowiem taka, że jeśli dziewczyna machnęła w lewo, to machnęła w lewo. Nie była zainteresowana. I może, drodzy panowie, warto to uszanować.
Wydaje mi się, że facetom wydaje się, że nie muszą przestrzegać żadnych granic w kontaktach z kobietami, w żadnej sferze. Najważniejsze to, żeby to ich słuchać i ich widzieć.
Kryspin
użytkownik Tindera
Często, gdy nie wiem, jak zacząć rozmowę, to zaglądam na Instagram, żeby wiedzieć o co spytać, ale to zawsze z tymi już "zmatchowanymi” dziewczynami.
Analogiczna
użytkowniczka Wykop.pl
Takie pisanie na Instagramie bardziej ją [kobietę] przestraszy niż przekona. Tak wyglądają takie masowe strony, że patrzy się na pierwsze wrażenie i nie chce się wkładać energii w sprawdzanie, czy się miało rację, czy nie. Można się pomylić, owszem, ale w kolejce czeka kolejnych 2137 panów".