W długi listopadowy weekend policjanci pokazali, że mają inne metody na pokazanie niezadowolenia ze swojej sytuacji niż wyjście na ulice. Setki funkcjonariuszy wzięły zwolnienia lekarskie, a do patrolowania ulic i pracy na drogach musiano wyciągnąć funkcjonariuszy pracujących za biurkami. Ale na dzisiejszej konferencji minister MSWiA Joachim Brudziński zdawał się nie zauważać coraz gorszej sytuacji w policji.
– Państwo tutaj, w garnizonie łódzkim, ale również w całym kraju, poradziliście (sobie – red.) i zadbaliście o to bezpieczeństwo wszystkich Polaków i chciałbym się państwu w pas pokłonić, i na wasze ręce złożyć serdeczne podziękowania – takimi słowami Joachim Brudziński próbował przykryć nieoficjalny protest policjantów, podczas którego setki z nich w jednym czasie wzięło zwolnienia lekarskie.
– Wszystkim funkcjonariuszom, którzy się pochorowali w tym okresie – bez żadnej złośliwości, chciałbym szczerze i z całego serca życzyć szybkiego powrotu do zdrowia – podkreślił Brudziński, udając, że nie zna powodów tak masowych zachorowań funkcjonariuszy.
– Wierzę, być może naiwnie, że nikt po to zwolnienie nie sięgnął w sposób nieodpowiedzialny, że zostało ono wydane również w zgodzie z sumieniem i przysięgą lekarską, jaką składali lekarze. A że taka skala – no cóż, czasami tak bywa – dodał.
Nie obyło się też bez zwalania winy na poprzedników, którzy dopuścili się "wieloletnich zaniechań", "mrożenia wynagrodzeń" oraz "odbierania przywilejów emerytalnych i obcinania uposażeń". Minister pochwalił się za to 9 miliardami złotych na modernizację służb mundurowych.
We wtorek ma dojść do spotkania ministra Brudzińskiego i związków zawodowych służb mundurowych. Rozmowy mają dotyczyć przede wszystkim podwyżek płac.