Afera KNF, która od wtorku chwieje polską polityką, to nie tylko pokaz zdegenerowania urzędników kierujących potężnymi państwowymi urzędami, ale także pokaz walki o wpływy między politykami. Dymisja Marka Chrzanowskiego podkopała pozycję Zbigniewa Ziobry i tworzy lukę dla premiera.
Chrzanowski, który podał się do dymisji był człowiekiem prezesa NBP Adama Glapińskiego, który jest w sojuszu z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. We frakcji Ziobry, która nieustannie walczy o poszerzenie wpływów we władzy jest też wpływowy senator związany z innym bankowym biznesem. Chodzi oczywiście o współtwórcę SKOK-ów Grzegorza Biereckiego.
Niedawno powstał nawet pomysł, aby nadzór nad bankami przenieść pod skrzydła NBP, co jeszcze bardziej wzmacniałoby ministra sprawiedliwości i pozostawiało kontrolę nad sektorem finansowym w rękach Zjednoczonej Prawicy nawet po przegraniu wyborów. Te zapędy ukrócił prezes PiS, który bał się wzrostu znaczenia frakcji Ziobry.
Na domiar złego, KNF wbrew premierowi zatwierdził zgodę na objęcie przez Michała Krupińskiego stanowiska prezesa Pekao SA, który wg. Morawieckiego ma zbyt małe doświadczenie. Zatwierdzono także Pawła Surówkę na prezesa PZU. Ten też powiązany jest ze Zbigniewem Ziobro.
Dopiero wtorkowa afera otwiera Mateuszowi Morawieckiemu furtkę do obsadzenia swojego człowieka na fotelu szefa KNF-u. Według nieoficjalnych informacji miałby nim zostać Rafał Antczak, ekonomista związany z PKO Bankiem Polskim.
Teraz pozostało czekać na sposób postępowania prokuratury, która jak wiadomo, pozostaje pod kontrolą... Zbigniewa Ziobry. Wtedy dopiero okaże się, kto będzie miał wpływ na nową KNF.