Kolejny polityczny sezon właśnie dobiegł końca. 31 lipca zakończyło się ostatnie posiedzenie Sejmu i posłów czekają teraz wakacje. Kto w minionym sezonie okazał się największym leniem? Kto zawiódł, a kto sprawił największą niespodziankę? Sprawdźcie.
Wynik wyborczy - 10 proc. Okrzyki radości, gesty triumfu, szumne zapowiedzi, następnie transfery z innych partii. Pamiętacie? Tak wyglądał początek politycznego sezonu w wykonaniu Ruchu Palikota. Ta partia to od początku do końca autorski projekt Janusza Palikota. Dlatego właśnie on sam zasłużył na miano największego rozczarowania minionego sezonu. - Palikot wstrzelił się w pewną niszę, otrzymał olbrzymią szansę od wyborców i dostał możliwość działania dzięki zawirowaniom w SLD. A jak jest teraz? Nie zyskał elektoratu PO, nie odebrał wyborców SLD i znalazł się w politycznej próżni - komentuje dla naTemat dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Z Solidarną Polską było trochę podobnie, z tą różnicą, że Zbigniew Ziobro i spółka nie zdążyli nawet zabłysnąć w wyborach. Od momentu powstania SP regularnie notuje sondażowe wyniki rzędu 2-3 proc. Kilka dni temu w drogę powrotną do PiS udali się dwaj posłowie Solidarnej. I to chyba jedyny możliwy kierunek rozwoju partii Zbigniewa Ziobry. - Projekt Solidarnej Polski powielił błędy PJN i wielu innych prawicowych formacji. Jeszcze raz dowiódł, że produkowanie kolejnej, trzeciej partii na prawicy, jest kompletnie bez sensu - kwituje dr Rafał Chwedoruk.
Największe gwiazdy
Jeśli największym rozczarowaniem sezonu okazał się Janusz Palikot, to za największą gwiazdę z powodzeniem można uznać Leszka Millera. W pojedynku liderów lewicy ten drugi skazywany był na porażkę. Pokazał jednak, że Palikotowi łatwo pogonić się nie da. - Już na starcie otrzymał kilka potężnych ciosów. Zastał partię w rozsypce, a niemal z dnia na dzień stał się liderem partii numer trzy. Potrafił wyciągnąć wnioski z własnych błędów - mówi Chwedoruk.
Na drużynowe wyróżnienie zasłużyło Prawo i Sprawiedliwość. Głównie za sprawą Solidarnej Polski, przed którą obroniło się w walce o dominację na prawicy. Poza tym, jak co roku, partia Jarosława Kaczyńskiego skazywana była na porażkę, ale jakoś ani myśli pozbywać się statusu partyjnego wicelidera.
Największy leń
Dla Grzegorza Napieralskiego miniony polityczny sezon był jak u Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem jeszcze gorzej. W grudniu ubiegłego roku stracił władzę w SLD i wrócił do roli szeregowego posła. Na Wiejskiej nie przełamał jednak złej passy. Dane udostępnione na portalu Sejmometr.pl dowodzą, że zasłużył na miano najbardziej leniwego posła. Opuścił aż 353 z 791 sejmowych głosowań. Gdyby zamiast w sejmowych, zasiadał w szkolnych ławach, z frekwencją rzędu 55 proc. ledwo uniknąłby wyrzucenia ze szkoły.
Poza tym tylko dwa razy wystąpił na mównicy sejmowej, podczas gdy średnia liczba poselskich wypowiedzi wynosi 15. W parlamencie Napieralskiemu nieklasyfikowanie mu nie grozi, więc w kolejnym politycznym sezonie znów zobaczymy go (oby!) na sali plenarnej Sejmu.
Największy pracuś
Jeśli przyjąć, że na miano najbardziej pracowitego parlamentarzysty zasłużył ten, kto może się pochwalić bardzo dobrą frekwencją i aktywnością w postaci zgłoszonych interpelacji poselskich, zwycięzcą w tej kategorii jest posłanka PiS Anna Sobecka. Od listopada 2011 roku zdążyła zgłosić rekordową liczbę 278 interpelacji, a jej frekwencja wynosi 99 proc.
Na czele listy najbardziej pracowitych posłów próżno szukać polityków z pierwszych partyjnych szeregów. Dominują ci mniej znani.
Najbardziej pamiętne polityczne wystąpienia
Tzw. "berlińskie przemówienie" ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z listopada ubiegłego roku odbiło się największym echem. Minister postawił odważne tezy: zaapelował o silniejszą integrację w ramach Unii Europejskiej i wezwał niemieckich liderów do większej aktywności w Europie. W Polsce jedni Sikorskiego chwalili, inni zażarcie krytykowali, ale pewne jest, że z ostatniego politycznego sezonu właśnie to wystąpienie zostanie zapamiętane.
Podobnie jak komentarz Lecha Wałęsy do zamieszek przed Sejmem z udziałem związkowców "Solidarności". Były prezydent stwierdził, że działaczy "S" trzeba było spałować. - Dla mnie to było jedno z najgorszych wystąpień tego sezonu. Słowa o pałowaniu stanowią symboliczny koniec etosu Lecha Wałęsy jako etosu lidera "Solidarności" - stwierdza Chwedoruk.
Posłowie wrócą na Wiejską już 29 sierpnia. Co zapamiętacie z minionego politycznego sezonu?