Przypinki do "profilowego" na Facebooku, wrzucane piosenki, filmiki, liczne deklaracje solidarności z powstańcami. Czy już mamy do czynienia z pop-powstaniem?
Dziś na Facebooku i Twitterze wszyscy deklarują się jako świętujący rocznicę Powstania. Teksty o tym wydarzeniu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Czyżby Powstanie stało się po prostu modne? Rozmawiamy o tym z dr. Mirosławem Pęczakiem, socjologiem kultury.
Skąd ta nagła popularność Powstania Warszawskiego? Widać to na Facebooku, Twitterze, w mediach, szczególnie w porównaniu z zeszłym rokiem.
Myślę, że trzeba sięgnąć wcześniej, by to zrozumieć. Na pewno ważne było Muzeum Powstania Warszawskiego, ale nie do końca jest zbadane, czemu młodzi zapałali takim zainteresowaniem wobec Powstania.
Może po prostu dotarły do nich historyczne fakty warte uwagi?
To nie jest tak, że młodzi nagle zainteresowali się historią. Wiedza historyczna w społeczeństwie nie wzrosła. Powstanie Warszawskie stało się po prostu chwytliwym tematem. Chodzi zwłaszcza o niepozorne sprawy, takie jak piosenka zespołu Sabaton czy muzyka L.U.C.'a. Przyszła rocznica i okazało się, że cały show-biznes chce na tym skorzystać. Nagle okazało się, że ci, którzy do tej pory nie czytali poezji, uwielbiają chociażby Baczyńskiego. Teraz co bardziej zapalczywi publicyści wykorzystali koncert Madonny do tego, by mówić o powstaniu.
Czyli pokolorowano powstańców i dodano im etos polskich superbohaterów.
Powstanie stało się malownicze, również za sprawą formy. Ekspozycje w Muzeum są bardzo nowoczesne i ewidentnie zostały skierowane do młodych ludzi, wykorzystują sztukę audiowizualną. Powstanie zostało pokazane w sposób nowoczesny.
Dodatkowo, te ekspozycje podejmują problematykę obyczajów Powstania. Nagle okazało się, że ci, którzy walczyli, to też młodzi ludzie, którzy niekoniecznie chodzili do Kościoła, ale za to lubili seks. Tam to wszystko mamy, a odzew na taki przekaz jest duży, bo sprawa jest po prostu interesująca.
Ale jedno Muzeum wiosny nie czyni. Co jeszcze spopularyzowało Powstanie?
Coroczne obchodzenie rocznicy mogło sprawić, że ludzie zaczęli wierzyć w nie jako powstanie zwycięskie. Ten mit z roku na rok się utrwala i być może za jakiś czas stanie się częścią ogólnonarodowej tożsamości.
Do tej pory Powstanie było zarezerwowane tylko dla warszawiaków?
Kiedyś tak, Polacy nie lubili Warszawy. Teraz się to zmienia.
A ten mit został już zupełnie oderwany od brutalnej powstańczej rzeczywistości?
Na pewno za tym mitem, totalnym mitem, nie idzie zainteresowanie historią.
To dobrze, źle, neutralnie?
Takie zjawisko, w zasadzie, jest poza dobrem i złem. Trudno to ocenić, zobaczymy za parę lat jaki będzie tego efekt.
A jaki ewentualnie może być ów efekt końcowy?
Ludzie, szczególnie młodzi, mogą zainteresować się zagadnieniami patriotyzmu. Co to jest polskość, tożsamość narodowa, czemu jest taka, a nie inna. Problem polega na tym, jak ta tożsamość będzie budowana.
Może być tworzona w opozycji do obcych – wówczas przypominają się sceny z Euro, kiedy to Polacy walczyli z Rosjanami. Przypomina mi się też, jak podczas koncertu zespołu Lao Che tłum tak dał się ponieść tym emocjom patriotycznym, że zaczął szydzić z obecnych tam Niemców. Dążenie w tę stronę będzie negatywne.
Jaki, w takim razie, może być pozytywny kierunek budowania tożsamości narodowej na Powstaniu?
Możemy to traktować jako romantyczny gest, zryw. Wyraz tego, że potrafimy przelewać krew i poświęcać się, nawet jeśli nie mamy celu. Ten kierunek rozwoju sytuacji byłby bardziej pożądany.
To sposób, w jaki często Powstanie pokazuje PiS. Polityka historyczna Prawa i Sprawiedliwości też przyczyniła się do popularyzacji PW?
To nie tak, że młodzi ludzie uwierzyli Kaczyńskim. Polityka historyczna na pewno nie zadziałała bezpośrednio. Na przykład plakaty ministra Zdrojewskiego były wtedy żałosne.
Ale sam fakt, że polityka historyczna była prowadzona, a jej flagowym projektem było Muzeum, musiał zadziałać na społeczeństwo – nawet wtórnie.
A nie jest tak, że Polacy postanowili świętować rocznicę w opozycji do PiS-u – żeby pokazać, że to nie jedyni patrioci w kraju i że nie musi to być nudne i kojarzyć się z konserwatyzmem?
Tak, na pewno. Moja koleżanka, też naukowiec, nazywa to śmietnikiem symbolicznym. Oznacza to, że używa się rozmaitych symboli, które są ze sobą sprzeczne. Można, na przykład, być anarchistą i uwielbiać abp. Głódzia. A tu mamy nowoczesność i historyczną tradycję.
Nowoczesny patriotyzm. Czy może to już nie patriotyzm, tylko pop-patriotyzm?
Faktycznie, to, co najbardziej zastanawia teraz, to brak krytycyzmu wobec obecnej definicji patriotyzmu. Ta definicja od lat się nie zmienia, nie została zmieniona. Opiera się na tym, że świat jest przeciwko nam. A działania artystów wspierają ten trend.