"Dał życie to i je zabrał". Stowarzyszenie walczące o prawa ojców broni Tomasza M.
redakcja naTemat
29 listopada 2018, 06:41·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 listopada 2018, 06:41
Za rozszerzone samobójstwo w sali zabaw odpowiedzialne są sądy, a ojciec miał prawo zabić swoje dziecko – piszą aktywiści Dzielnego Taty, organizacji, które deklaruje, że walczy o prawa ojców. Stowarzyszenie obwinia za śmierć ojca i dziecka sądy rodzinne, które często przyznają dzieci matkom.
Reklama.
Tomasz M., który prawdopodobnie otruł siebie i czteroletniego syna, stał się "bohaterem" stowarzyszenia Dzielny Tato, które jest znane z walki o prawa ojców. Dzielni ojcowie deklarują , że "nie oceniają jego czynów" i oskarżają m.in. sądy rodzinne (które często przyznają prawo do opieki matkom), Zbigniewa Ziobrę i Patryka Jakiego.
"Wszystkim, którzy tak łatwo osądzają Tomasza M. przypominamy, że w polskich szpitalach w wyniku aborcji 'matki' zabijają zgodnie z KONSTYTUCJĄ (pisownia oryginalna – red.) 1000 dzieci rocznie! Pytanie brzmi jaka instytucja lub osoba trzecia doprowadziła do tej straszliwej zbrodni... SĄDY, a może zostali otruci?" – piszą na Facebooku członkowie stowarzyszenia.
Szokujący "argument" ostateczny padł pod komentarzem członka organizacji, który opisuje swą historię walki o prawo do opieki nad dzieckiem. Napisał, że "nigdy, przenigdy nie przyszłoby mu do głowy, żeby zrobić krzywdę dziecku". "Dał życie to i je zabrał" – odpowiedział administrator strony Dzielny Tato. Komentarz po jakimś czasie zniknął.
Sprawa Tomasza M. ciągnęła się od wielu miesięcy. Ojciec dziecka twierdzili, że matka izolowała go od syna. Matka, że ojciec jest dla nich zagrożeniem. M. zdarzało się porywać synka, w związku z czym ciążyły na nim zarzuty prokuratorskie. Widzenia odbywał w obecności kuratora (było też tak podczas wizyty w sali zabaw, kiedy doszło do tragedii).
Już wcześniej mogło dojść do tego, co zdarzyło się na warszawskim Bemowie. Podczas jednego z porwań M. wszedł z dzieckiem na dach budynku i groził, że zrobi sobie i synowi krzywdę.
Przypomnijmy, że do tragedii doszło w niedzielę w sali zabaw w warszawskim Bemowie. Wszystko wskazuje na to, że 34-latek otruł siebie i swojego czteroletniego syna. Mimo podjętej reanimacji obaj zmarli. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że doszło do niewydolności krążeniowo-oddechowej. Nie stwierdzono żadnych obrażeń zewnętrznych. Na miejscu zdarzenia znaleziono pojemniki, w których mogła znajdować się trucizna.