Po pierwsze, przyznam się do jednej rzeczy. O Powstaniu nie potrafię mówić, ani nawet myśleć bez wzruszenia. Powstanie to dla mnie przede wszystkim opowieści rodzinne, które znam od babci. Jestem warszawianką z urodzenia, z krwi i kości. Kocham Warszawę.
Nie mam ochoty wdawać się w spory, czy był to zryw słuszny czy nie. Co roku 1 sierpnia o godz. 17 wstaję... i pamiętam. Uczuć, które wtedy we mnie pulsują, nie potrafię i nie chcę opisywać. Nie chcę też, by ktoś mi mówił, czy nakazywał, jak mam pamiętać i jak obchodzić tę datę. Dlatego od początku zamieszanie, które powstało wokół koncertu Madonny, mnie po prostu żenowało.
Bardzo mi się podobał wywiad z prof. Jerzym Szackim, który ukazał się w "Gazecie Wyborczej". Pytał on, czy 1 sierpnia mamy wyrzec się też oglądania komedii i w ogóle śmiechu. Bardzo ważne były dla mnie słowa mojej babci, która Powstanie pamięta, że też nie rozumie tego szumu. I ujął mnie wpis na blogu Karoliny Korwin-Piotrowskiej, że 1 sierpnia jak co roku pojedzie na Powązki, a wieczorem pójdzie pod Stadion Narodowy i posłucha koncertu. Ja do dziś nie widzę w nim nic, co by godziło w pamięć o Powstaniu. Tym bardziej spokojnie to piszę, że na koncercie byłam.
Czułam wzruszenie i smutek, gdy wyły syreny. Radość na Narodowym
Wczoraj o godz. 17, jak zawsze, stanęłam, gdy zawyły syreny. O godz. 22 byłam na koncercie Madonny na Stadionie Narodowym. I gdy weszłam na stadion, a byłam na nim po raz pierwszy, poczułam dumę. Naprawdę jest piękny. Poczułam też radość, że mamy taki obiekt, że niedawno mieliśmy na nim Euro 2012, a teraz fajny koncert – co by tu nie mówić gwiazdy, ikony popkultury. I że wiele osób może się tym wszystkim cieszyć.
Myślę, że przecież o to również powstańcy walczyli. O to by Warszawa była wolna, piękna, rozwijała się, a jej mieszkańcy mogli się bawić, śmiać i cieszyć życiem. Że właśnie za to przelewali krew... Że za to możemy być im wdzięczni. Że ci ludzie, których tak bardzo podziwiam i szanuję, nie walczyli o smutne miasto, tylko właśnie o tę wolność, dumę. O życie. Potem zaś zadałam sobie pytanie: co takiego kontrowersyjnego czy niestosownego w tym koncercie było? O co ten cały szum?
Jeśli szokuje lukrowany pop, to również Duchamp, Chanel i Warhol
Stwierdzać dziś, że Madonna, jej koncerty są kontrowersyjne, to jak powiedzieć dziś, że prace Duchampa są kontrowersyjne. Albo kostiumy Chanel. Madonna dawno stała się klasyką popu. Można oczywiście popkultury nie lubić, ale takie starsze panie, jak ja, w popkulturze czują się bardzo dobrze, jak w wygodnych kapciach. A czy wygodne kapcie mogą budzić kontrowersje?
Spójrzmy zresztą dokładniej na wczorajszy koncert. Czy było w nim cokolwiek tak naprawdę prowokacyjnego? Tak, zaczął się od walenia w dzwony (brzmiały zupełnie jak kościelne), nad sceną huśtało się kadzidło, a Madonna wystylizowana na Matkę Boską śpiewała "Oh my god, oh my god". Przez kilka piosenek tło sceny przypominało wnętrze średniowiecznej katedry.
Koncert Madonny na Stadionie Narodowym
Tylko, że było to utrzymane w popkulturalnej konwencji. Lukrowanej, przesłodzonej, kiczowatej - jak to pop. Jeśli ktoś się spodziewał, że piosenkarka wystąpi nago, odziana jedynie w powstańczą opaskę i przybije się tak do krzyża, to się srodze zawiódł.
Zresztą właściwie wszystko na tym koncercie było popkulturalnym kiczem. Madonna w stroju amerykańskiej werblistki i grafiki inspirowane Warholem i Royem Lichtensteinem w tle na ekranach. Madonna z pistoletem. Klimat jak z filmów z Jamesem Bondem.
Nawet nagości było (niestety) niewiele. Czy to kwestia wieku, czy czegoś innego, ale artystka większość czasu na scenie spędziła ubrana w koszule zapięte pod samą szyję. Widowisko było niesamowicie zmysłowe, ale na pewno nie było nasycone seksem. Taki kontekst pojawił się przy kilku utworach, w dodatku bardzo delikatnie. W sumie było nawet dość amerykańsko-pruderyjnie.
Jeśli takie show kogokolwiek jeszcze dziś szokuje, to może szokuje go również film "I Bóg stworzył kobietę" z Brigitte Bardot lub projekt Andy'ego Warhola "Blowjob"....
Blowjob - Andy Warhol
Czy ktoś zobaczył na Narodowym skandalistkę?
Dla mnie to już stylistyka dość klasyczna i konserwatywna, czyli taka w której czuję się świetnie. I wygodnie. A jak coś jest wygodne, to już chyba niestety nie jest ani prowokacyjne, ani kontrowersyjne.
Do tego doszła atmosfera prawie jak u cioci na imieninach. I nie chodzi tu tylko o gości - widownię wypełnili ludzie w bardzo różnym wieku, od nastolatków do emerytów. Chodzi również o słowa, które do nich skierowała artystka. Że jak była w Warszawie ostatni raz, to miała urodziny i pamięta, że dostała wtedy od nas miły prezent. Oraz że dziękuje za tak liczne przybycie, bo wie, że jest kryzys i każdy ciężko zapracował na swój bilet. Trochę słabo jak na skandalistkę, prawda?
Kto tu prowokuje i sięga po marketingowe chwyty?
Poza tym koncert był fantastycznym, profesjonalnie wykonanym widowiskiem, z perfekcyjną scenografią, idealnie opracowaną warstwą wizualną, pięknymi strojami, energią kipiącą na scenie.
Koncert Madonny na Stadionie Narodowym
Artystce zarzuca się ostatnio, że jej prowokacje to już tylko marketingowe chwyty, zwłaszcza, że jej ostatnia płyta jest różnie oceniania. Cóż, dokładnie takimi samymi marketingowymi chwytami chciało się chyba wypromować kilka grup i nazwisk, którym ostatnio brakuje rozgłosu. A najłatwiej to zrobić na oprotestowaniu koncertu Madonny.