Polska ma na pieńku z kilkoma instytucjami europejskimi, a przez to pozycja negocjacyjna w sprawach ważnych dla naszego kraju jest już na starcie jest osłabiona. Na światło dzienne wychodzą właśnie kulisy polskich negocjacji w sprawie pracowników delegowanych w transporcie. Obraz niekompetencji i braku przygotowania – poraża.
To, co działo się w kuluarach negocjacji ws. branży transportowej, opisała korespondentka radia RMF FM w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon. A jest to obraz blamażu i nieudolności polskich władz.
Jak się okazuje, polscy negocjatorzy od początku mieli mało negocjacyjne nastawienie do partnerów. Nie było woli kompromisu, chęci do ustępstw i jasno obranego celu oraz planu działań, aby go osiągnąć. Było za to sztywne stanowisko i "deklamowanie kilku punktów instrukcji z kartki".
Przedstawiciele branży transportowej, w którą uderzały propozycje Paryża i Berlina, wielokrotnie spotykali się z partnerami z innych kraju. Wysyłano także petycje, lobbowano za korzystniejszymi rozwiązaniami, organizowano protesty. Jednak bez wsparcia rządowego i jednolitego stanowiska z rządowymi negocjatorami, znaczy to niewiele.
Jak donosi dziennikarka, wobec niezdecydowania strony polskiej i sztywnego stanowiska naszych władz, Hiszpanie i Portugalczycy coraz rzadziej przychodzili na spotkania koalicji, mającej za zadanie wynegocjować lepsze warunki. Także strona czeska i słowacka omijały spotkania – na własną rękę zaczęli proponować inne rozwiązania. Stworzyli nawet własną koalicję do której wciągnęli Skandynawów.
"Podczas nocnych negocjacji w poniedziałek, Czesi byli nadal bardzo aktywni. Polski minister infrastruktury Andrzej Adamczyk - powtarzał natomiast na posiedzeniu ministrów jak mantrę, że 'nie możemy zaakceptować', 'nie możemy poprzeć', 'Polska sprzeciwia się'. Tymczasem nawet jeżeli zamierza się głosować na "nie" to trzeba wcześniej jak najwięcej ugrać – pisze Szymańska-Borginon.
W dodatku, w najgorętszym okresie negocjacji, wymieniono osoby bezpośrednio odpowiedzialne za zajmowanie się sprawą transportu, np. Justynę Skrzydło, która była najmocniejszym punktem rozmów.
Rozmowy o pracownikach delegowanych wciąż trwają, ale polscy transportowy już muszą być gotowi na przegraną, drastyczne zaostrzenie przepisów i ogromne koszty, jakie będą musieli ponieść.
Przypomnijmy – Francja i Niemcy chcą wyrównania płac kierowców, którzy przejeżdżają między krajami UE. Oznacza to, ze polscy przedsiębiorcy musieliby płacić swoim pracownikom stawki obowiązujące na terytorium, przez które przewozi towary. To znosiłoby polską przewagę nad zachodnioeuropejską konkurencją.