Kilka dni temu głośno było o sprawie policjanta, który w Bydgoszczy zatrzymał jadące pod prąd auto Jarosława Kaczyńskiego. Kierowca prezesa PiS miał grozić funkcjonariuszowi zwolnieniem z pracy. Tymczasem Maciej Lasek (były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych) przypomniał podobną sytuację sprzed lat.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
"Podobna sytuacja miała miejsce w 2006. Kierowca Prezesa nie zachował bezpiecznej odległości od poprzedzającego (naszego) auta i nagle musiał zahamować, co spowodowało pewien dyskomfort dla pasażera. Następnego dnia przyszedł do nas z żądaniem, aby nasz kierowca przeprosił Prezesa" – napisał Maciej Lasek na Twitterze.
W kolejnym tweecie Lasek opisał dokładniej zachowanie kierowcy. "Zastosował różne formy "argumentów" (w stylu - szkoda, żeby człowiek stracił pracę itp.), które miały do tego doprowadzić. Został odprawiony z niczym, z sugestią żeby nie wracał. Ale to były inne czasy" – dodał Maciej Lasek.
Krzysztof Brezja z PO przypomniał w komentarzu do tweeta Macieja Laska szeroko opisywaną sytuację sprzed lat, kiedy pielęgniarka Szpitala Bielańskiego miała zostać zwolniona za sprawą interwencji ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. "Praca się pani znudziła. Do końca życia pani ten dzień zapamięta" – miał powiedzieć do niej Lech Kaczyński, po tym jak zwróciła mu uwagę na niestosowne zachowanie.
Kierowca Kaczyńskiego groził policjantowi?
Przypomnijmy – o sprawie z końca września poinformowała Wirtualna Polska. Jeden z policjantów nie chciał przepuścić auta z prezesem PiS w środku. Jego kierowca miał odgrażać się zwolnieniem mundurowego z pracy.
Do zdarzenia miało dojść 30 września przed konwencją Prawa i Sprawiedliwości, która odbyła się w Filharmonii Pomorskiej. Chwilę po godzinie 14.00, gdy na parking za budynkiem wjechała rządowa limuzyna z premierem Mateuszem Morawieckim, na konwencję przyjechał także prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Samochód z prezesem miał zaparkować na tym samym parkingu co rządowe limuzyny.
– W jednym aucie jechał prezes, w drugim ochroniarze polityka. Samochody również chciały wjechać na parking z tyłu Filharmonii. Ale pierwsze auto z prezesem w środku wjechało pod prąd na drogę jednokierunkową. Zostało zatrzymane przez jednego z funkcjonariuszy – relacjonował informator portalu.