Agnieszka Holland - nominowana do Oscara za film "W ciemności", na parę godzin przed oskarową galą zdradza nam szczegóły przygotowań do tego wyjątkowego wieczoru. Jakie jest samopoczucie reżyserki? Czy Oscar zmieni coś w jej życiu? Czy przygotowała mowę, którą wygłosi, jeśli to jej nazwisko zostanie wyczytane dzisiejszego wieczoru?
Krystian Durma: Dziękuję, że znalazła pani chwilę w tym dniu, aby porozmawiać z naTemat.pl. Jak samopoczucie?
Agnieszka Holland: Całkiem dobre. Szanse na Oscara są umiarkowane, ale moje samopoczucie i atmosfera wśród ekipy, która pracowała nad filmem, są dobre.
KD: Spała pani dobrze tej nocy?
AH: Spałam dzisiaj dobrze. Pierwszy raz od dawna całą noc. Pewnie dzięki temu, że miałam jet lag [zespół nagłej zmiany czasowej, wywołujący zmęczenie - red.] - przyleciałam do Los Angeles przecież dopiero wczoraj w nocy.
KD: Ma pani teraz urwanie głowy? Wywiad za wywiadem?
AH: Tak. Te dwa dni były strasznie intensywne. Muszę powiedzieć, tak jak mówi Robert Więckiewicz: "To była maskra!". To ja z całej ekipy udzieliłam największej liczby wywiadów. Ja miałam najwięcej obowiązków. Można więc powiedzieć, że to co najtrudniejsze, sama wzięłam na klatę.
KD: Pytam o samopoczucie, bo jestem bardzo ciekaw, czy już czuje się pani wygraną?Czy sama nominacja to już jest dla pani zwycięstwo? Czy czeka pani jeszcze na statuetkę?
AH: Nominacja była dla mnie szalenie ważna. Bardzo mi zależało na tym, żeby ją dostać. Dlatego, że bałam się, że jeśli jej nie otrzymam, to rozczaruję mnóstwo ludzi: rodaków, współpracowników, dystrybutorów tego filmu w różnych krajach. Poza tym, brak nominacji to jest odpadnięcie w ćwierćfinale. Co do samej nagrody, to jest to trochę loteria. Mam bardzo mocną konkurencję w tym roku, zwłaszcza jeden film uważam za co najmniej równorzędny - to "Rozstanie", film irański. Może się jednak zdarzyć, że wygra kto inny. Ani ja, ani on. To mam na myśli, mówiąc, że to loteria.
KD: To chyba jednak byłoby zaskoczenie, gdyby wygrał inny film niż "W ciemności" lub "Rozstanie"?
AH: Takich zakoczeń akurat w tej kategorii i w tym konkursie jest bardzo dużo. One zdarzały się wielokrotnie. Pamiętam, że najbardziej brutalne zaskoczenie przeżyłam dwa lata temu, gdy wygrał argentyński film telewizyjny.
KD: Czy ma pani już gotową mowę? Czy to będzie spontaniczne przemówienie?
AH: Zbieram się do tego i zbieram. Muszę sobie przygotować na karteczce parę głównych punktów, bo czas przewidziany na przemówienie jest bardzo krótki. Dlatego trzeba się przygotować. Mogłabym nie mieć konspektu, gdybym była kompletnym outsiderem. Tak było przy mojej pierwszej nominacji, przy „Gorzkich żniwach“. Wtedy wiedziałam, że jakiś cud musiałby się zdarzyć, żebym wygrała, bo nie mieliśmy żadnego wsparcia. To był film trochę cudem nominowany, bez żadnej reklamy i promocji. Ale przynajmniej wtedy rzeczywiście miałam zupełny luz. Natomiast, jak jest już 20-30 procent szansy, to muszę się jednak przygotować. Na przemówienie jest tylko 45 sekund. Czyli bardzo krótki czas. A osób, które pracowały na ten film i na tę nominację jest bardzo dużo. Najgorsze by było, gdybym kogoś w tak ważnym momencie jak odbiór nagrody, pominęła.
KD: No tak, jasne...
AH: Zapamiętano by mi to. Właśnie dlatego nie mogę iść na żywioł. Ten tekst, który wygłoszę, to bardzo duża odpowiedzialność. Myślę, że artyści, którzy nie dostają Oscara, czują wielką ulgę, że nie muszą przemawiać.
KD: Coś zmieni ten Oscar w pani życiu? Czy dalej będzie pani tą samą reżyserką?
AH: Zasadniczo niczego nie zmieni. Może dostanę jakąś ciekawszą propozycję, jedną czy drugą.
KD: Właśnie. Zastanawiam się, czy reżyser, który posiada statuetkę Oscara staje się totalnie wolny?
AH: Nie, nie. Wręcz przeciwnie, istnieje nawet coś takiego jak „przekleństwo Oscara“. Mówi się, że jak się dostanie Oscara, to właśnie potem jest trudniej o pracę. Warto by o to spytać Jacka Kaczmarka, który dostał Oscara. O propozycje, które otrzymywał później i które wcale nie były ciekawsze niż te "sprzed Oscara". A nawet odwrotnie.
KD: A czy zmieniła by pani coś w filmie? Dziś?
AH: Filmu bym nie zmieniała. Bardzo starannie, długo go montowaliśmy, poddając różnym próbom i on sprawdza się w kontakcie z widownią. Większość ludzi, oglądających ten film, reaguje dokładnie tak, jakbyśmy chcieli, żeby reagowali. Także w filmie bym niczego nie zmieniła.
KD: Rozumiem...
AH: No może jakieś detale. Ale już się nad tym nie zastanawiam.
KD: Niedługo gala. Jak przygotowania? Ma pani już make-up? Przymierzyła sukienkę od Tomasza Ossolińskiego?
AH: Tak przymierzałam. Jest trochę za długa. Nie wiem, czy uda nam się ją jeszcze skrócić, boję się, żeby się nie wywrócić
KD: Najbliższe godziny w takim razie? Pisze pani swój statement i...
AH: Ja tego właśnie nie chcę napisać. Czytanie z kartki nie sprawdza się przy wygłaszaniu przemówień. Poza tym, jak mam coś napisane, to włącza mi się jakaś blokada w środku. To w głowie muszę sobie ułożyć strukturę. Ale nie spędzę nad tym jakichś godzin! Mam nadzieję, że troszkę pomyślę i zajmie mi to 10 minut.
KD: Czyli jeszcze fryzjer i typowe zajęcia kobiety przed galą. A potem?
AH: A potem bardzo długo się jedzie na tę galę...
KD: Właśnie, bo do Kodak Theatre chyba ciężko się dostać?
AH: Tak, tak. Te wszystkie limuzyny... Wszyscy jadą tymi limuzynami, które stoją potem w gigantycznym korku. W tej limuzynie, jadąc do Kodak Theatre, można spędzić pół godziny. Mimo że normalnie jedzie się 10 min. Więc muszę wcześniej wyjechać.
W tym roku środki bezpieczeństwa będą zdecydowanie ostrzejsze niż zwykle. Ponieważ nominowane są filmy izraelski i irański. Z tym wiążą też się smutne zdarzenia. W ostatnich dniach nominowani reżyserzy często się spotykali. Były wspólne fotografie, na których zabrakło irańskiego reżysera, bo był podobno niedysponowany... Ale myślę, że prawda jest taka, że jakby się sfotografował z irańskim reżyserem to w kraju spotkałyby go nieprzyjemności.
KD: Kończąc, dostała pani zaproszenie od Madonny na przyjęcie?
AH: Na dziś?
KD: Tak
AH: Na dziś to nie...
KD: Pytam, bo podobno po oskarowej gali są dwa konkurencyjne przyjęcia, a ja zastanawiam się, gdzie pani spędzi noc.
AH: Wie pan, mnie taki glamour nie interesuje. Nie mam takich marzeń czy potrzeb, żeby gdzieś tam się zjawić. Po prostu unikam takich spotkań. Zrobimy sobie małe, prywatne przyjęcie w przyjacielskim gronie.
KD: Mam w takim razie nadzieję, że tej nocy wszyscy, cała Polska będzie świętować razem z panią.
AH: To byłoby super. Ale nie bądźcie bardzo smutni, jak się nie uda. Polska jest jedynym krajem, który ma taką piosenkę: „Nic się nie stało, chłopaki nic się nie stało“ i można ją zawsze zaśpiewać.