Na Węgrzech trwają masowe protesty przeciwko rządom Viktora Orbana. Protestują praktycznie wszystkie partie opozycyjne. Powodem jest między innymi nowelizacja kodeksu pracy zwana przez opozycję "ustawą niewolniczą", która zwiększa limit godzin nadliczbowych. A teraz oliwy do ognia dolał fakt, że opozycyjni politycy zostali brutalnie wyniesieni z siedziby węgierskiej telewizji publicznej.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
"Na to chciałbym zwrócić Państwa szczególną uwagę. Przedstawiciele opozycji, różnych środowisk uznali, że występują pod wspólną flagą. To gremium jest wewnętrznie sprzeczne, a jednak funkcjonuje" – napisał polsko-węgierski politolog Dominik Héjj
W kolejnym tweecie dodał, że wzajemnie oklaskuje się lewica i prawica i porównał, że to tak jakby Ruch Narodowy bił brawo partii Razem i odwrotnie.
Inny komentator węgierskiej sceny politycznej Arkadiusz Karski zwrócił uwagę, że opozycja określa się wspólnie jako "opór" w miejsce "opozycja". W ten sposób wzywają ludność węgierską do przeciwstawienia się sytuacji, w której państwo podporządkowane jest Orbanowi i jego ludziom.
Z budynku węgierskiej telewizji publicznej siłą wyprowadzono w poniedziałek dwoje opozycyjnych polityków, którzy dostali się tam w nocy po niedzielnej antyrządowej demonstracji wśród innych polityków opozycji.
"Bernadett Szel i Akos Hadhazy (byli współprzewodniczący partii Polityka Może Być Inna) zostali siłą wyprowadzeni z budynku" – podał węgierski portal index.hu. Szel powiedziała, że chciała tylko, by została odczytana ich pięciopunktowa petycja i zamierzali się w tej sprawie spotkać z władzami telewizji. Sposób w jaki opozycyjni politycy zostali wyproadzeni siłą z siedziby węgierskiej telewizji publicznej, pokazuje krótkie nagranie na Twitterze.
W petycji domagali się między innymi niezależnych sądów, niezależnych mediów publicznych czy natychmiastowego wycofania kodeksu pracy zwanego ustawą niewolniczą.