"Świąteczną noc ojciec spędził wymiotując. Mama płakała". Przejmujący list o świętach w rodzinie alkoholika
List czytelniczki
25 grudnia 2018, 13:13·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 grudnia 2018, 13:13
"W święta zawsze płakałam. Cieszyłam się, że Boże Narodzenie się zbliża, ale zawsze liczyłam na świąteczny cud. Miałam nadzieję, że może akurat w tym roku mój ojciec się nie upije, a mama nie będzie musiała się z nim szarpać... Choć właściwie odkąd poczułam, że już mogę, to ja wojuję z ojcem. Kiedy to poczułam? Bardzo dawno temu. Chociaż tego chciałam zaoszczędzić mamie".
Reklama.
Poniżej publikujemy list czytelniczki, która postanowiła podzielić się z nami swoją historią. Opowiada o tym, że rodzinna atmosfera, choć wydaje się być synonimem świąt, nie zawsze i nie wszędzie oznacza to samo.
Nie chce podać imienia. Pisze, że choć alkohol w jej domu zawsze odgrywał znaczącą rolę, to w Boże Narodzenie nienawidziła go najbardziej.
Piszę do Was, bo wbrew temu co mogłoby się wydawać gdy rozglądamy się dookoła, święta nie każdym domu przypominają obrazek z kartek, które co roku wyjmujemy ze skrzynki na listy. My ustawialiśmy je na regale, a opłatkiem dołączonym do niektórych z nich, dzieliliśmy się przy Wigilii. Tak robimy do dziś.
I właśnie do Wigilii wszystko było dobrze. Potem czar pryskał. Ach przepraszam, jeszcze pasterka. Po niej przecież już są prawdziwe święta. Nie trzeba pościć. Można jeść mięso i można pić alkohol.
Kiedy czytam artykuły-porady, jak radośnie spędzić święta, co zrobić, żeby ten czas był wyjątkowy, myślę sobie tylko o jednym. Spokojne święta, to szczęśliwe święta. Nie doceniamy spokoju...
Bałam się świąt. To prawda. Do dzisiaj pamiętam ojca, który do świątecznej listy zakupów nigdy nie zapomniał dodać kilku butelek wódki. Pamiętam też, z jaką częstotliwością sięgał po kolejny kieliszek. Pamiętam jego bełkotanie, awantury. Pamiętam, że za każdym razem niszczył mi ten czas.
Nie czuję się dobrze pisząc tak o nim. Kocham go i zawsze będzie najważniejszą osobą w moim życiu, ale to trudna miłość. Nauczył mnie wszystkiego, zawsze się mną opiekował, ale równocześnie zabrał mi tego kochanego człowieka. Może nie on, może to alkohol. On jednak na to pozwolił.
Kiedyś długo nie wracał z pracy. Byłam mała, a to oznacza, że telefony komórkowe nie istniały, nie mógł więc powiedzieć gdzie jest. Martwiłam się... Stałam na balkonie i widziałam, że idzie. Nieprawda, on nie szedł, on się toczył. Potem się przewrócił i nie mógł wstać.
Widziały to inne dzieci. Widzieli to wszyscy, dlatego moja starsza siostra wstydziła się zareagować. Ja też się wstydziłam... Miałam może z 12 lat, ale jakoś udało mi się go podnieść i przyprowadzić do domu. Może właśnie wtedy wiedziałam już, że to będzie moja rola.
Podnosiłam go jeszcze wiele razy. Na przykład wtedy, kiedy po kolejnej tradycyjnej świątecznej awanturze zasypiał na krześle w kuchni. Przewrócił się, rozwalił głowę. Usłyszałam hałas, wyskoczyłam z łóżka z podpuchniętymi jeszcze od płaczu oczami, mamie kazałam się nie wtrącać.
Nie wiem jak go dźwignęłam i rzuciłam na łóżko. Byłam wściekła. Kolejny raz święta były świętami tylko dla niego. Zawłaszczał ten czas. Egoista. Jemu było dobrze.
Nigdy nie przepraszał. Nie umiał. Kiedy następnego dnia po wieczorze, z którego niczego nie pamiętał, z uśmiechem otwierał kolejne piwo, aby wyleczyć kaca, we mnie wszystko się gotowało. Nie reagowałam, nie mogłam przy gościach.
Byliśmy przecież normalną rodziną. Żadna patologia. Zadbany dom, zadbane dzieci. Żona krzątająca się w kuchni. On też pomagał. Naprawdę zawsze pomagał. Ustawiał choinkę, zabijał karpia, sprzątał łazienkę. Był zaangażowany.
A że alkohol? Tak się przecież świętuje. Ojciec ciężko pracuje, więc mu się należy... Udawałam całe życie. Całe życie milczałam. Przecież nie wypada. Przecież to tata. Dopiero teraz (powoli, ale jednak) potrafię skonfrontować się z tamtymi obrazami. Może stąd ten list, może to jakaś forma terapii, a może on kiedyś to przeczyta...
Może jednak lepiej nie. Nie chcę go przecież zranić.
To nie tak, że nigdy nic nie robiłam z tymi wspomnieniami. Byłam nawet u terapeutki, ale kiedy zasugerowała mi, że powinnam zaakceptować rzeczywistość taką jaką jest, pytając czy wolę tatę, który pije, czy tatę którego nie ma, przestraszyłam się. Myślałam, że przesadzam, że robię coś złego, że to wszystko moje wymysły.
Były momenty, kiedy zaczynałam go nienawidzić... Dom był pełen gości. Świąteczną noc ojciec spędził wymiotując. Mama płakała. Sprzątała po nim łazienkę i płakała. Ja też płakałam, jednocześnie krzycząc, wyzywając go. Chciałam wtedy wyjść. Wyszłabym, bo miałam gdzie, ale nie mogłam zostawić mamy.
On jest dobrym i mądrym człowiekiem. Robi dla mnie wszystko. Zawsze znajdzie czas, żeby naprawić coś w moim domu. Pomalować ściany, wywiercić dziurę w ścianie. Z nim godzinami mogę rozmawiać o polityce, czy historii. Myśli o mojej przyszłości. Nie wie niestety, a może nie chce wiedzieć, że to, co przede mną, determinuje w dużej mierze to, co za mną.
Nie chciałabym go stracić. Nigdy go nie zostawię i zawsze przy nim będę. Czasami jednak nie wiem kim jest. Nie znam tego człowieka, który jest takim egoistą, który przez lata święta zgarniał tylko dla siebie. Pił od rana, bo przecież w święta można.
A ja chciałam tylko żeby już wytrzeźwiał, żeby było normalnie. Chciałam wrócić do szkoły, na uczelnię, do pracy i znowu móc udawać, że moim jedynym zmartwieniem było świąteczne przejedzenie.
Święta w tym roku cieszą mnie chyba po raz pierwszy. Chociaż właściwie chodzi mi o atmosferę przedświąteczną. Podobają mi się wystawy, ulice. Uśmiecham się, kiedy widzę kupujących na ostatnią chwilę prezenty i stojących w ogromnych kolejkach.
Jestem daleko od domu, ale Boże Narodzenie spędzę z rodziną. Trochę się boję, że znowu będę musiała wszystko porządkować, że będę musiała rozsądzać, krzyczeć, kłócić się z tatą. Myślę czasami, że moi rodzice są egoistami, że wszystko zrzucili na mnie, ale to ja przyzwyczaiłam ich do tego.
Od kilku miesięcy ojciec nie pije. Tak przynajmniej nam mówi. Kiedy sytuacja była już tak trudna i poczuł, że zostanie sam, przestraszył się. Może to kolejny raz daje mi nadzieję, że święta pierwszy raz nie będą tradycyjne w naszym wydaniu. Może ten raz.