To nie tak miało być. Na co dzień jeżdżę klasą B albo klasą T, czyli tramwajem, a tydzień z Superbem miał być tylko redakcyjnym obowiązkiem. Coś jednak poszło nie tak.
Oczywiście mógłbym tu zacząć od wyliczania racjonalnych argumentów na rzecz Superba, ale wszystko zaczęło się od koloru testowego egzemplarza. Oficjalnie nazwany "błękitem lava", a dla mnie po prostu morski, kupił mnie od razu. Wiem, że pół kraju jest fanami szarego metallika, a drugie pół ciemnoszarego metallika, ale oznacza to jedno. Nie widzieli jeszcze morskiej Skody.
Superb zawsze był kojarzony z gigantycznym, nie tylko w swojej klasie wnętrzem i III generacja kontynuuje tę tradycję. Robi to jednak zgodnie ze skodowskim "simply clever". Ogrom przestrzeni nie przytłacza kierowcy, który nie musi prosić współpasażera o regulowanie klimatyzacji, bo nagle się okazuje, że ma za krótką rękę. Wszystko jest w zasięgu prawie jak w aucie kompaktowym.
Magia zaczyna się za plecami kierowcy, gdzie przestrzeń jest tak gigantyczna, że oglądając się za siebie ma się wrażenie, że przed nami rozpościela się nie wnętrze samochodu, a krajobraz ze zgrabnie wkomponowaną kanapą i bagażnikiem (660 litrów!).
Ile to jest 660 litrów? 660 litrów jest wtedy, kiedy wiesz, że w dzielonej asymetrycznie kanapie jest otwór na narty, ale wydaje ci się, że Skoda zrobiła go mocno na zapas. Bagażnik jest bowiem tak przepastny, że przy odrobinie gimnastyki zmieściłbym w nim narty bez rozkładania siedzeń.
Potwierdzam też miejską legendę. W Superbie Combi można przewieźć DWA wielkie fotele strandmon IKEA. Jednocześnie.
Testowany Superb 4x4 przyjechał z najmocniejszym 190-konnym silnikiem Diesla, który ochoczo (pozdrowienia dla super płynnej skrzyni DSG) zbiera się po każdym "depnięciu", ale ja nie szukam takich wrażeń. Lubię mieć poczucie, że auto ma rezerwę mocy, ale podczas jazdy gram w inną, własną grę. Fajnie, że Superb do niej dołączył.
Jeśli miałbym wybrać najfajniejszą funkcję morskiej Skody, GreenScore byłby zdecydowanym numerem 1. GreenScore to wyliczany w czasie rzeczywistym wskaźnik ekonomicznej jazdy, który bierze pod uwagę płynność jazdy i zużycie paliwa, a następnie przelicza je na zbiorczy wynik. Myślałem, że po osiągnięciu pierwszego "maksa" w wysokości 100 punktów na 100 zabawa straci na atrakcyjności. Nic z tych rzeczy. To się nigdy nie nudzi.
Superb jako "flagowiec" Skody nie mógł oczywiście się nie pochwalić rozbudowanymi systemami bezpieczeństwa. Ostrzeżenie przed samochodem w martwym polu w lusterkach to funkcja, bez której nie wyobrażam sobie jazdy w mieście. O jej obecności w testowanym Superbie wiedziałem. O innej dowiedziałem się, gdy uratowała mnie przed najechaniem na inny samochód.
Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, gdy jechałem w kolumnie samochodów na jednej z trzypasmówek w centrum Warszawy. Nagle jednak usłyszałem dźwięk alarmowy, a wyświetlacz między wskaźnikami wyświetlił czerwone ostrzeżenie. Dzięki temu mogłem zacząć hamowanie za nagle zatrzymanym autem zanim kolega obok zdążył zareagować.
Potem przeczytałem, że Front Assist cały czas czuwał nad nami. Gdybym się spóźnił z hamowaniem, system zrobiłby to za mnie. Kolejny powód, żeby zapisać się do fanklubu nowego Superba.
Jak się okazało, samochód przeszedł też znacznie bardziej rygorystyczną kontrolę jakości ze strony 10-latki. Córka nie tylko nie skarżyła się na jakość rozmów przez Bluetooth, ale też dosłownie pływała w przestrzeni na kanapie (info dla rodziców: miejsca jest tyle, że żadne dziecię nie zostawi śladów butów na oparciu przednich foteli) i spokojnie dowodziła playlistą z tylnego siedzenia popijąc napój spoczywający spokojnie w otworze w podłokietniku. Tl;dr: ona też chce to auto;)
A tata mógł dzięki Superbowi spełnić swoje małe marzenie. I zapozować pod Pałacem Kultury w pozie znanej z okładki znanego magazynu o modzie.
Tekst powstał we współpracy ze Skoda Auto Polska, ale autor naprawdę należy do fanklubu.