Samolotem za 2 zł z Wrocławia do Gdańska – przewodnik dla początkujących
Marzena Filipczak
03 sierpnia 2012, 15:43·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 03 sierpnia 2012, 15:43Jak tanio latać po Polsce po upadku linii OLT? Ryanairem i Wizzairem z przesiadką za granicą. Często z jednego końca kraju w drugi najtaniej można się dostać przez Oslo, Bolonię albo Malmo
Pierwszy przykład z brzegu – Wrocław-Gdańsk, poniedziałek 10 września: bezpośredni pociąg TLK – minimum 7-8 godzin; Polskibus z przesiadką w Warszawie – przynajmniej 12 godzin, ale za to w bardzo atrakcyjnej cenie 18 zł; Eurolot – brak bezpośrednich lotów, w kolejne dni ceny zaczynają się od 150 zł; LOT – z przesiadką w Warszawie - od 382; Ryanair z przysiadką w Oslo Rygge – czas: 5 godzin, cena: 2 złote z groszami (1 zł plus 2 korony norweskie), dowód na screenie
Inne przykłady:
Katowice-Oslo Torp-Gdańsk, wylot - 6.10, przylot – 13.45, cena – ok. 9 zł (4 zł plus 9 koron norweskich).
Warszawa Modlin-Sztokholm Skavsta-Gdańsk, wylot - 8.35, przylot – 14.25, cena – ok. 5,5 zł (1 zł plus 9 koron szwedzkich)
Oczywiście ceny te nie są cenami stałymi i nie oznaczają, że za taką kwotę można polecieć na wybranej trasie w każdym dniu - to promocje, na które trzeba zapolować. W przypadku linii Ryanair rzecz dotyczy trwającej już dość długo i kończącej się promocji z biletami od 1 zł z mnóstwem połączeń za 1, 9 i 19 zł. Normalnie takie ceny już się w niej nie zdarzają i trudno w niej upolować bilety poniżej 32-36 zł. Ostatnio jednak po długich miesiącach chudych dla ich łowców nastały czasy tłuste – po otwarciu lotniska w Modlinie dwóch największych tanich przewoźników latających z Polski (czyli Ryanair i Wizzair) mocno konkuruje cenami i zapewne jeszcze chwilę to potrwa. W przypadku linii Wizzair zresztą ceny 4 i 19 zł za loty na trasach do Skandynawii nie są niczym nadzwyczajnym i figurują w systemie praktycznie cały czas, a jeśli się trafi na 20-procentową obniżkę, można kupić bilet i za 3 zł. A to wszystko oznacza, że nawet bez promocji „bilety po 1 zł” da się bez problemu polecieć z Polski do Polski np. przez Malmo albo któreś z lotnisk pod Oslo za mniej więcej od 10-25 do 60-70 zł.
Ponieważ konkretne promocje nie trwają w nieskończoność, a nawet jeśli trwają, obejmują tylko pewną pulę biletów rozchodzących się raczej szybko niż wolno, jest bardzo prawdopodobne, że wielu z podanych na screenach cen już nie ma. To nie jest rybka, tylko wędka pokazująca, że istnieje alternatywa taniego przemieszczania się po Polsce. Pewnie, że trzeba ją traktować z przymrużeniem oka: czasami, jak na przykład na tytułowej trasie Gdańsk-Wrocław, ma duży sens, czasami – trochę mniejszy, a czasami jest tylko frajdą dla mniejszych lub większych maniaków latania. Za to jakie wrażenie zrobi wyłożenie na stół gospodarza świeżych krewetek z informacją „Kupiłem po drodze w Oslo” albo zakomunikowanie po odebraniu z krakowskiego lotniska: „Przyleciałam z Warszawy przez Rzym”. Przedwczoraj znienacka i bez żadnej zapowiedzi na trasie z Krakowa i Modlina do Rzymu Ciampino pojawiło się mnóstwo biletów po 9 zł i kto miał refleks mógł zostać posiadaczem takiego np. połączenia:
Warszawa Modlin-Rzym Ciampino-Kraków, wylot - 11.00, przylot – 17.15, cena – ok. 18-19 zł (9 zł plus 1,99 euro; jednak uwaga – w tym konkretnym przypadku trudno będzie uniknąć zapłacenia dodatkowych 6 euro tzw. opłaty za płatność kartą o czym dalej).
Śródtytuł: Zawiłości jednej karty
Tanie podróże lotnicze z Polski do Polski opierają się na liniach Wizzair i Ryanair oraz przesiadkach na lotniskach skandynawskich, dokąd jest dużo tanich lotów (przede wszystkim: Oslo Torp, Oslo Rygge, Sztokholm Skavsta, Malmo), rzadziej – w portach włoskich, brytyjskich czy podbrukselskim Charleroi. W ten sposób najłatwiej - a przy okazji też najrozsądniej, bo odległości w Polsce są spore - przemieszczać się między Wrocławiem, Gdańskiem, Katowicami i Warszawą (Modlinem), skąd wybór tanich lotów jest największy. Nieco trudniej jest w przypadku obleganego i popularnego turystycznie Krakowa, natomiast łączone tanie loty z odległych Rzeszowa czy Szczecina trafiają się tylko rzadko. Powód jest prosty: na obu tych lotniskach królują połączenia w popularnych, przez co rzadko tanich, kierunkach emigracyjnych. I tu jednak czasami można ułożyć np. coś takiego:
Szczecin-Londyn Stansted-Warszawa Modlin, wylot – 11.25, przylot – 17.05 albo 20.45 (w pierwszym przypadku ryzykownie krótkie 1 godzina 20 minut czasu na przesiadkę na dużym lotnisku), cena – ok. 70 zł (49 zł plus 3,59 funta, ale w tym przypadku trudno będzie uniknąć zapłacenia dodatkowych 6 funtów tzw. opłaty za płatność kartą).
Tanie linie jak to tanie linie – tną koszty własne, gdzie mogą i wyciągają do pasażera rękę po dodatkowe opłaty – w ten sposób zwyczajnie zarabiają na swoją działalność. Żeby ich uniknąć i żeby bilet nie kosztował ani grosza więcej niż na pokazanych przykładach, trzeba przestrzegać kilku zasad: nie dokupować żadnych usług dodatkowych (np. pierwszeństwo wejścia na pokład, więcej przestrzeni na nogi), podróżować tylko z bagażem podręcznym i płacić odpowiednią, nieobciążoną tzw. opłatą za płatność, kartą.
Bagaż podręczny można mieć tylko jeden. Jeden oznacza jeden, czyli trzeba do niego zapakować także laptopa, damską torebkę, czy teczkę z dokumentami, które zostałyby potraktowane jako druga, niedozwolona do przewozu za darmo sztuka. Do zakupów z lotniskowego sklepu duty free linie podchodzą różnie – niektóre pozwalają mieć dodatkową reklamówkę z nimi, inne – nie. Na szczęście w tej chwili w obu liniach dopuszczalny bagaż podręczny ma wymiary 20 na 40 na 55 cm i wagę do 10 kg, co pozwala zabrać na pokład naprawdę dużo. Piszę „w tej chwili”, ponieważ od początku sierpnia na trasie Katowice-Londyn linie Wizzair testują mniejszy bagaż podręczny (25 na 32 na 42 cm). Jeśli go wprowadzą na stałe, trudno będzie się zabrać z czymś więcej niż torbą na ramię.
W przypadku Ryanaira kartą zwolnioną z tzw. opłaty za płatność, czyli 6 euro za każdy odcinek lotu dla każdego pasażera, co dla połączenia z przesiadką daje dodatkowe 12 euro za osobę, jest MasterCard Prepaid. To swoista odwrotność karty kredytowej – najpierw trzeba na nią wpłacić pieniądze, a dopiero potem je wydawać. W Polsce taką kartę najłatwiej zdobyć w banku BZ WBK – kupić na Allegro albo pójść do oddziału (wcześniej warto zadzwonić z pytaniem, czy ją na pewno mają), gdzie wydają ją bez zbędnych formalności i od ręki za 15 zł. Karta MC PrePaid PayPass kosztuje 20 zł, ale funkcja PayPass do kupowania biletów nie jest potrzebna. Kartę tę wydają również – za darmo – np. niektóre markety albo organizatorzy imprez; sama dość długo posługiwałam się kartą służącą do płacenia na terenie festiwalu Open Air. W tych wypadkach warto jednak sprawdzić, czy bank wystawiający kartę oferuje możliwość szybkich przelewów BlueCash i ile one kosztują. System ten pozwala w razie potrzeby, czyli pojawienia się dobrej promocji, zasilić kartę w ciągu kilku-, kilkunastu minut, a konia z rzędem temu, kto po wyczerpaniu się środków pamięta, żeby przelać je na wszelki wypadek na przyszłość.
Ryanair ma jednak pewien duży i bolesny wyjątek, który rujnuje ceny wielu atrakcyjnych połączeń z Polski do Polski – np. przez łatwo dostępny i tani Mediolan Bergamo czy Londyn Stansted. Otóż we Włoszech, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech i Hiszpanii linie te wprowadziły tzw. Ryanair Cash Passport, czyli własną kartę - trudną do zdobycia dla obywateli innych krajów i drogą w utrzymaniu, jako jedyną zwalniającą od dodatkowej opłaty przy lotach rozpoczynających się w tych krajach.
Konkretnie wygląda to tak: używając zwykłej karty MC PrePaid nie zapłaci się dodatkowej opłaty kupując lot w dwie strony na jednej rezerwacji – np. na trasie Kraków-Rzym-Kraków. Jednak na trasie Rzym-Kraków od opłaty tej zwalnia tylko karta Ryanair Cash Passport. Może się więc okazać, że taniej jest kupić lot Kraków-Rzym-Kraków, niż Rzym-Kraków, i pierwszego odcinka po prostu nie wykorzystać, co w tanich liniach jest możliwe. W regularnych w przypadku niestawienia się na pierwszy odcinek lotu kasowana jest cała rezerwacja.
Ponieważ pasażer nie musi być właścicielem karty, można poprosić o zakup biletu znajomego czy np. kogoś znalezionego na forach społecznościowych. W przypadku Ryanair Cash Passport zadanie to bywa jednak karkołomne, bo kartę tą ma niewiele osób. Co to oznacza dla łowców połączeń przez lotniska zagraniczne? Ano że we Włoszech, Niemczech i Wielkiej Brytanii bez dodatkowej opłaty za płatność raczej trudno się przesiąść z Wizzaira na Ryanaira. Ale już w odwrotnej konfiguracji jest możliwe – oczywiście jeśli ma się właściwą kartę albo właściwego znajomego, który ją posiada.
Jedyną kartą zwolnioną z opłaty za płatność w liniach Wizzair jest dedykowany tym liniom MasterCard wystawiony przez Citibank. Jest to karta lojalnościowa pozwalająca zbierać punkty, a te zamieniać na loty, ale żeby ją zdobyć, trzeba przejść normalną bankową procedurę – nie każdy ją więc dostanie, a na pewno – nie od ręki. Tym, którzy jej nie mają i nie chcą korzystać z forów podając swoje dane obcym, pozostaje zapłacenie za bilet przelewem, co kosztuje 18 zł zamiast 36 zł w przypadku każdej innej karty kredytowej. W liniach Wizzair ważna jest jeszcze jedna kwestia – tzw. członkostwo X-Club, które kosztuje 130 zł za rok i pozwala kupować bilety tańsze od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Cena X-clubowa i „zwykła” wyświetla się przy każdym połączeniu na etapie rezerwacji i zadaniem polującego jest znalezienie takich, gdzie jest taka sama dla obu opcji. Widać to na podanym na początku tekstu przykładzie lotu ze Sztokholmu do Gdańska: 17 września kosztuje 9 koron dla wszystkich, dzień wcześniej – 9 koron dla posiadaczy X-Club, dla innych – 49 koron.
Morał z tego taki, że jeśli nie masz żadnej z tych kart i nie chcesz korzystać z pomocy obcych, a czytając ten tekst zapragniesz natychmiast kupić tanie połączenie przez zagranicę, szukaj go w liniach Ryanair z przesiadką na lotniskach skandynawskich, ewentualnie Brukseli – w krajach tych nie ma Cash Passportu, a zwykłą MCPrePaid da się wyrobić od ręki. Ewentualnie dodając Wizzair i godząc się na dodatkowe 18 zł za przelew, co – w przypadku lotu z Gdańska do Wrocławia za kilka złotych – nie jest suma przesadnie wygórowaną.
Instrukcja obsługi przesiadki
Gdzie w takim razie tkwi pułapka tanich biletów przez zagranicę? Nie ma jej nigdzie, jest regulamin. Tanie linie latają w systemie point-to-point, czyli nie sprzedają łączonych biletów z przesiadką; pasażer kupuje na własną rękę, ryzyko i odpowiedzialność dwa osobne bilety i jeśli pierwszy lot się opóźni, zostanie odwołany albo przeniesiony na inne lotnisko, drugi – na który nie zdąży – zwyczajnie mu przepadnie, za co linia nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Brzmi strasznie, ale: po pierwsze - nie dojechać na miejsce można także z powodu drzewa zwalonego na tory, wybuchu wulkanu albo bankructwa linii, po drugie – jednym z elementów modelu działania przewoźników niskokosztowych jest maksymalne wykorzystanie samolotów, latają więc raczej bardziej niż mniej punktualnie.
Z przesiadkami codziennie lata i bez problemów dolatuje na miejsce tysiące pasażerów, co nie zmienia faktu, że mając pecha można nie zdążyć się przesiąść w czasie swojego pierwszego łączonego lotu. Stuprocentowo pewne pojęcie „bezpieczny czas przesiadki” nie istnieje: jeśli samolot wyląduje zgodnie z planem, na małym lotnisku wystarczy na nią i 40 minut, jeśli wybuchnie wulkan – nie wystarczy i doba. Swoje szanse na zdążenie można jednak trochę ocenić, np. bardziej ryzykowna jest punktualność lotów zimą (kiepska pogoda), w czasie wakacyjnego szczytu (zapchanie czarterami), w ciągu dnia niż rano (samoloty latają non-stop, jeśli więc któryś lot się opóźni, automatycznie opóźnione będą także kolejne – rano to ryzyko jest mniejsze), a przesiadka na dużym lotnisku zajmuje więcej czasu niż na małym. Warto pamiętać, że większość lotnisk, z których latają tanie linie, nie ma strefy tranzyt, pasażerowie po wyjściu z pierwszego samolotu muszą więc przejść ponowną kontrolę przed wejściem do kolejnego. Na szczęście na niektórych wysiada w strefie odlotów – drzwiami, którym zaraz wejdą następni pasażerowie, można więc ustawić się na końcu kolejki i wrócić do domu tym samym samolotem.
Lotniska, na których przy lotach z Polski do Polski przyjdzie przesiadać się najczęściej , a więc Sztokholm Skavsta, Oslo Rygge, Oslo Torp czy Malmo są małe, pozbawione tłumów i raczej łatwe w obsłudze. Tłoczniej i z kolejkami do kontroli bywa w podbrukselskim Charleroi i rzymskim Ciampino – na tym ostatnim nierzadko panuje piękny, prawdziwie włoski chaos. Kolejki ustawiają się również w Bergamo, na którym dodatkowo strzałki wiodą do bramek nie drogą najkrótszą, ale przez sklepy, a londyńskie Stansted jest zwyczajnie duże. Osobiście za ryzykowną uważam przesiadkę w czasie poniżej półtorej, dwóch godzin – w zależności od warunków i lotniska. Kiedyś myślałam, że w takim wypadku w razie opóźnienia pierwszego samolotu po prostu do niego nie wsiądę, bo łatwiej zostać na tzw. lodzie w Polsce niż pod Sztokholmem. Pewność tego zabezpieczenia skończyła się wraz z pewnym lotem, który wystartował o czasie, ale z powodu złej pogody wylądował na innym lotnisku – jakieś 200 km od tego, na którym miałam wsiąść w następny samolot.
W osobistym rankingu mam też kilka lotnisk przesiadkowych, na których można spędzić nawet dodatkowe kilka godzin, bo zwyczajnie jest tam co robić: pójść na spacer, zakupy albo wyskoczyć na prawdziwą pizzę.
Są to (kolejność przypadkowa):
- Oslo Torp – pobliskie miasteczko Sandefjord jest dobrym miejscem na poleżenie w parku i pogapienie się na fjord, a w tutejszych sklepach sprzedają tanie krewetki i łososia ze świeżego połowu – kilogram tych pierwszych w markecie Kiwi kosztuje 29 koron (ok. 15 zł). Sielanki tej nie psuje nawet fakt, że bilet na pociąg ze stacji przy lotnisku, na którą dojeżdża darmowy shuttle bus, do Sandefjordu kosztuje 39 koron w jedną stronę – za cztery minuty jazdy. Niezadowolonym z ceny pozostaje 5-kilometrowy spacer albo zabranie się z miejscowymi: autostop działa tu dość sprawnie;
- Bergamo (okolice Mediolanu) – w czasie bardzo krótkim można wyskoczyć na zakupy do centrum handlowego naprzeciwko terminala, nieco dłuższym – pojechać powłóczyć się po starej części miasta na wzgórzu. Atmosfera w wąskich ulicach jest iście włoska, pizza na wynos ma kilkadziesiąt smaków, a tak dobrych babeczek z czekoladą nie ma nigdzie indziej na świecie;
- Rzym Ciampino – naprzeciwko terminala jest droga Via Appia, na tym odcinku bez turystycznych tłumów (właściwie to bez tłumów jakichkolwiek), w sam raz na dwie godziny spaceru;
- Bolonia – ponieważ lotnisko jest blisko centrum, do którego na dodatek można dojechać tanio zwykłym autobusem miejskim, zawsze można tam wpaść na prawdziwe pizzę, spaghetti, kawę czy spacer. Z racji wyżej wymienionych powodów nie narzekam więc, że za możliwość przesiadki na włoskich lotniskach czasem muszę zapłacić dodatkowe 6 euro;
- Londyn – zawsze wart spędzenia kilku dodatkowych godzin czy zakupów. Z obu lotnisk (Ryanair ląduje na Stansted, Wizzair – w Luton) najtaniej do centrum można się dostać autobusem Easybus (www.easybus.co.uk) – ceny biletów zwykle zaczynają się od 2 funtów, ale zwykle też można je kupić tylko na kursy wczesnoporanne i nocne. Ponieważ w przypadku spędzenia kilku godzin w centrum nie sprawia różnicy, na które lotnisko się wróci, można się przesiąść z jednej linii na drugą. Realizacji podobnego pomysłu nie polecam w Oslo: lotniska Rygge Moss, na którym ląduje Ryanair, i Sandefjord Torp, z którego lata Wizzair, dzieli fjord. Przemieszczenie się z jednego na drugie wymaga karkołomnej kombinacji autobusów, pociągów i promu, kilku godzin czasu oraz pliku koron norweskich.
Marzena Filipczak
Autorka książki „Lecę dalej. Tanie podniebne podróże”.