Jeszcze na nawrocie był trzeci. Wydawało się, że zdobędzie medal. Niestety, Konrad Czerniak nie wytrzymał tempa. Szkoda. W efekcie dopłynął ostatni, z czasem gorszym niż w półfinale. Wygrał, któżby inny, Amerykanin Michael Phelps.
Konrad Czerniak był naszą nadzieją na medal w Londynie. Nasz pływak znajdował się bowiem w nielicznej grupie polskich sportowców, którzy w roku przedolimpijskim uzyskali rezultaty, mogące rodzić nadzieję na olimpijski krążek. Przed dzisiejszym finałem Konrad był aktualnym mistrzem Europy oraz wicemistrzem świata na 100 metrów stylem motylkowym na krótkim basenie. Przed dzisiejszym finałem pojawiały się głosy, że jeśli ktokolwiek może pokonać Michaela Phelpsa, to zrobi to właśnie Czerniak. Niestety nie udało się, więc wicemistrzostwo świata wciąż jest największym sukcesem Czerniaka.
– Dobrze było do połowy dystansu, bo miał trzeci czas. Ale taki jest sport, coś się nie udało. Popłynął gorzej niż w półfinałach. Trzeba się zastanowić dlaczego, ale nie chciałbym w tej chwili oceniać, bo łatwo krytykować. Na pewno nie zawiodła go psychika, bo tę ma mocną. Smutno mi, bo liczyłem na srebro, no może na brąz – żeby nie być pazernym – mówi naTemat Sławomir Słotwiński, były trener Czerniaka.
Rodzina jest najważniejsza
– Konrad to bardzo skryty i spokojny człowiek. Jako sportowiec jest bardzo ambitny i pracowity. Jeśli wyznaczy sobie jakiś cel to to walczy o niego każdego dnia. Wyłącza się wówczas ze wszystkiego - kontaktuje tylko z trenerami i rodziną. Jest bardzo odporny psychicznie, chociaż sam twierdzi, że popełnia jeszcze dużo błędów – mówi naTemat Michał Świderski rzecznik prasowy Klubu Sportowego "Wisła" Puławy, w którym Czerniak rozpoczynał sportową karierę.
Czerniak pomimo odnoszonych sukcesów nigdy nie chodził z głową w chmurach. – Nie szczyci się zdobytymi medalami. Robi to głównie dla siebie, a nie dla poklasku. Też dlatego zyskał sobie poparcie lokalnego środowiska. Jego występ w finale oglądamy na czymś w rodzaju strefy kibica. Wszyscy trzymali za niego kciuki – zdradza Świderski.
Hiszpania krajem nauki
Konrad do igrzysk przygotowywał się w Hiszpanii pod okiem miejscowych trenerów. Jego pracę nadzorował oczywiście także trener kadry, Bartosz Kiziorowski. Możliwość treningu na Półwyspie Iberyjskim pojawiła się przed paroma latami. Czerniak nie zastanawiał się ani chwili, ale na początku postanowił wyjechać tylko na rok.
– Tam ma doskonałe warunki do treningu. Został dla niego przygotowany specjalny program z myślą o igrzyskach w Londynie. Jego dzień był bardzo napięty, ale mimo to zdołał na miejscu podjąć jeszcze naukę na wyższej uczelni. Nie wiem jednak, co studiuję, bo nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Na początku miał też kłopot, bo nie znał języka, ale dziś jest chyba na drugim roku, a po hiszpańsku porozumiewa się bez problemów – twierdzi rzecznik byłego klubu polskiego pływaka.
Rok, który Czerniak miał spędzić w Hiszpanii zmienił się w dwa, a właśnie leci trzeci. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ właśnie podczas treningów pod okiem Kizierowskiego Konrad osiągnął największe sukcesy w swojej karierze. W pierwszym roku zdobył pięć medali mistrzostw Polski, w pięciu startach. Później został też mistrzem Europy, a podczas światowego czempionatu przegrał jedynie z Michaelem Phelpsem. Od Amerykanina, ówczesnego 17-krotnego (dziś już 21-krotnego) medalisty olimpijskiego Polak był wolniejszy jedynie o niespełna sekundę.
A niewiele brakowało, a Polak nie wystąpiłby w finałowym wyścigu w Szanghaju. – W środku nocy złapał go przeraźliwy ból zęba. Nie było mowy o spaniu. Na kilka godzin przed startem w finałowym wyścigu Konrad wsiadł w karetkę i na sygnale pojechał do szpitala. Wszystko skończyło się szczęśliwie, bo srebrnym medalem – zdradza Świderski.