"Green Book" okazał się najlepszym filmem tegorocznych Oscarów - i trudno się nie zgodzić z werdyktem. Pokazana w nim historia wzrusza, inspiruje, a po projekcji odzyskujemy wiarę w ludzkość. Jest inspirowana faktami, ale fabuła została mocno podkręcona. Rodzina jednego z bohaterów uważa, że jest przekłamana.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Kiedy dorosłem, zdecydowałem, że zostanę reżyserem i będę opowiadał różne historie. Ta, którą poznałem dzięki ojcu, stała się jedną z tych, które musiałem zrealizować” – opowiadał Nick Vallelonga, Jest synem Tony'ego "Lipa", którego w filmie gra Vigo Mortensen. Nick jest też współautorem oscarowego scenariusza do "Green Booka". Powstał na podstawie wielu rozmów z ojcem i Donem Shirleyem, którego gra Mahershala Ali.
Cwaniaczek z Bronxu
Ksywka "Lip", czyli warga, idealnie pasuje do Tony'ego - faktycznie miał gadane, tak jak to doskonale odwzorował w filmie Mortensen. Jego rodzice pochodzili z Włoch, ale dorastał na Bronxie, który w latach 60. był wielokulturowa dzielnicą Nowego Jorku. Przez 12 lat pracował na bramce w klubie Copacabana, do którego przychodzili zwykli mieszkańcy, ale i Frank Sinatra.
To właśnie w klubie poznał Francis Ford Coppolę, który potem dał mu małą rolę w "Ojcu Chrzestnym". Jednak to kreacja bossa mafii - Carmine Lupertazziego - w "Rodzinie Soprano" przyniosła mu największą sławę. Występował również w takich kultowych filmach jak "Chłopcy z ferajny" czy "Donnie Brasco".
Reżyser "Green Booka" - Peter Farrelly - zadbał o to, by w filmie wystąpiła spora część familii Vallelongów. Dzieci grają wnukowie Lipa, a jego prawdziwy brat wcielił się w filmie w jego ojca. Na ekranie widzimy też samego Nicka - zagrał Augie'ego, szefa Ton’yego w klubie "Copacabany".
Wiele wskazuje na to, że nigdy nie zostałby człowiekiem kultury, gdyby nie spotkał na swojej drodze Dona Shirleya. – To, czego doświadczył mój ojciec, podróżując z Shirleyem, zmieniło jego postrzeganie rzeczywistości, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkał się z rasizmem w takiej postaci – uważał Nick Vallelonga i dodał, że to samo można zresztą powiedzieć o Shirley’u, o którym Igor Strawiński powiedział, że osiągnął boskie wyżyny kunsztu i jest geniuszem.
Wirtuoz pianina i erudyta Don Shirley był cudownym dzieckiem - naukę gry na pianinie zaczął jako dwulatek, ponoć w wieku 9 lat został zaproszony na studia w Konserwatorium Leningradzkim, a jako 18-latek debiutował na koncercie w Boston Symphony. Jak wiemy z filmu, artysta nie grywał jedynie muzyki klasycznej, ale i swoje kompozycje.
Jego nagrania są obecnie oblegane na YouTube - widać to w sekcji komentarzy. Tworzył symfonie, koncerty fortepianowe, a nawet jednoaktową operę, czy poemat symfoniczny na kanwie ostatniego działa Jamesa Joyce’a "Finnegan’s Wake". Jego singiel "Water Boy" dotarł na 40. miejsce listy Billboardu.
Shirley wyróżniał się na tle społeczności Afroamerykanów tamtych czasów. Mieszkał w luksusowym apartamencie w budynku Carnegie Hall, otoczony egzotycznymi przedmiotami. Znał kilka języków obcych i gustownie się ubierał - "Green Book" wiernie to odtwarza.
Nie miał aż tak wielkopańskiego sposobu bycia jak grający go Mahershala Ali - czytamy w "Polityce". Co ciekawe, był też malarzem, okładka do płyty "Orpheus in the Underworld", której nazwa pada w zabawnej scenie w filmie, jest jego autorstwa.
"Green Book" wywołał kontrowersje
Ich wojaże przedstawione w filmie przypominają skrzyżowanie "Nietykalnych" z "Wożąc panią Daisy". Podróż z 1962 roku zmieniła Tony’ego i otworzyła oczy na sytuację Afroamerykanów na południu Stanów. Aż trudno uwierzyć, że byli tak upokarzani i traktowani zaledwie pół wieku temu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, ale tematy rasizmu i homofobii poruszone w "Green Booku" są wciąż obecne.
Współpraca między Lipem a Shirleyem na trasie koncertowej faktycznie miała miejsce, ale do końca nie wyglądała tak jak ją ukazano. Nick Vallelonga nieco upiększył całą opowieść. Tak przynajmniej twierdzi rodzina pianisty, która zdementowała całą bajkową relację. – Mój brat nigdy nie uważał Tony'ego za przyjaciela. Był pracownikiem, jego szoferem, który nosił uniform – mówiła siostra Dona, Maurice Shirley.
Nick odpowiedział na zarzuty rodziny muzyka. Twierdził, że spędzili razem półtora roku, a potem się przyjaźnili. Vallelonga rozmawiał z Donem o ich historii tuż przed śmiercią. – Pozwolił mi opowiedzieć tylko o tym, co się wydarzyło w podróży – zdradził Nick. Rodzina nie była z nimi w samochodzie, musimy mu wierzyć na słowo.
Nie wiadomo też do końca, czy Don Shirley miał faktycznie naukowy tytuł doktora, czy "tylko" honorowy. Wbrew temu, co pokazano w filmie - był w dobrych relacjach z rodzeństwem, ale rzadko się z nimi kontaktował z powodu koncertowania. Był też blisko ruchów antyrasistowskich i prawdopodobnie jadł wcześniej kurczaka w cieście. Ale wszystko wskazuje na to, że nieprawdopodobna scena, w której dzwoni do Roberta Kennedy’ego, brata zamordowanego kilka dni później prezydenta, faktycznie miała miejsce.
Faktem jest również to, że w 2013 roku Tony Vallelonga i Don Shirley zmarli niemal w
tym samym czasie. Lip odszedł 4 stycznia 2013 roku w wieku 82 lat, a Don 6 kwietnia
2013 roku w wieku 86 lat. "Green Book" jest z jednej strony testamentem ojca dla syna, a z drugiej hołdem dla wybitnego muzyka. Film może i mija się w wielu miejscach z prawdą, ale ukazuje historię, o której szkoda byłoby zapomnieć.
To była część historii mojej rodziny, ale wiedziałem, że może też zainteresować innych. To opowieść o dwóch bardzo różnych ludziach, którzy się spotykają, poznają, razem podróżują i zmieniają wzajemnie pod wpływem tej znajomości. To historia, która podnosi na duchu szczególnie dziś, w pełnych podziałów i nietolerancji czasach, w których żyjemy.