
To była część historii mojej rodziny, ale wiedziałem, że może też zainteresować innych. To opowieść o dwóch bardzo różnych ludziach, którzy się spotykają, poznają, razem podróżują i zmieniają wzajemnie pod wpływem tej znajomości. To historia, która podnosi na duchu szczególnie dziś, w pełnych podziałów i nietolerancji czasach, w których żyjemy.
Ksywka "Lip", czyli warga, idealnie pasuje do Tony'ego - faktycznie miał gadane, tak jak to doskonale odwzorował w filmie Mortensen. Jego rodzice pochodzili z Włoch, ale dorastał na Bronxie, który w latach 60. był wielokulturowa dzielnicą Nowego Jorku. Przez 12 lat pracował na bramce w klubie Copacabana, do którego przychodzili zwykli mieszkańcy, ale i Frank Sinatra.
Don Shirley był cudownym dzieckiem - naukę gry na pianinie zaczął jako dwulatek, ponoć w wieku 9 lat został zaproszony na studia w Konserwatorium Leningradzkim, a jako 18-latek debiutował na koncercie w Boston Symphony. Jak wiemy z filmu, artysta nie grywał jedynie muzyki klasycznej, ale i swoje kompozycje.
Ich wojaże przedstawione w filmie przypominają skrzyżowanie "Nietykalnych" z "Wożąc panią Daisy". Podróż z 1962 roku zmieniła Tony’ego i otworzyła oczy na sytuację Afroamerykanów na południu Stanów. Aż trudno uwierzyć, że byli tak upokarzani i traktowani zaledwie pół wieku temu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, ale tematy rasizmu i homofobii poruszone w "Green Booku" są wciąż obecne.
tym samym czasie. Lip odszedł 4 stycznia 2013 roku w wieku 82 lat, a Don 6 kwietnia
2013 roku w wieku 86 lat. "Green Book" jest z jednej strony testamentem ojca dla syna, a z drugiej hołdem dla wybitnego muzyka. Film może i mija się w wielu miejscach z prawdą, ale ukazuje historię, o której szkoda byłoby zapomnieć.