
Boleśnie nieprawdziwa jest wciąż pokutująca opinia o polskich raperach, jako mało rozgarniętych ludziach spod bloku. Wszelkie znaki dowodzą, że hip-hopowcy są zdecydowanie jedną z najbardziej "ogarniętych życiowo" subkultur w naszym kraju.
REKLAMA
Od stycznia 2011 roku, aż 15 albumów z polskim hip-hopem uzyskało status Złotej Płyty w naszym kraju. Żaden z nich nie został wydany przez tzw. "Majorsa" a więc jeden z wielkich koncernów muzycznych. Wyróżnienie to, jest przyznawane w naszym kraju już za "marne" 15 tysięcy nakładu płyty, jednak wiele popowych gwiazd mając w zanadrzu nawet potężny oręż mainstreamowych mediów nie dobija do tego wyniku.
Utworów i obecności polskich raperów nie uświadczymy w żadnej dużej telewizji w naszym kraju, zaś stacje radiowe tradycyjnie ignorują ten nurt muzyczny, jeśli chodzi o swoje playlisty. Nie uświadczymy rozmów z przedstawicielami polskiej sceny hip-hopowej w opiniotwórczych tygodnikach i dziennikach. No, chyba, że dojdzie do jakiegoś brutalnego aktu przemocy w jednej ze szkół, wtedy raperzy będą pytani, czy czują się współwinni tej tragedii poprzez "namawiające do przemocy teksty".
Mimo nieobecności w świecie mainstreamu, scena polskiego hip-hopu, nurtu, który eksplodował niczym dynamit w 1995 roku za sprawą pierwszych płyt Liroya i Wzgórza Ya-Pa 3 ma się świetnie.
Jak to możliwe? To właśnie osądzani od czci i wiary raperzy stworzyli w naszym kraju niemal doskonale zamknięty krwioobieg swojej kultury. Praktycznie żaden raper z czołówki nie nagrywa dla dużych wytwórni. Hiphopowcy mają własne, prężnie działające labele, takie jak Prosto, Szpadyzor, MaxFlo, Step czy Asfalt. Zasady w tym świecie są proste, bo właściciele wytwórni, są albo raperami, we własnej osobie, lub też znajomymi wykonawców.
Nie istnieją hip-hopowe media? Spokojnie, jest Facebook. Profile społecznościowe polskich raperów należą do najchętniej like'owanych w polskiej sieci - Pezet i GrubSon mają ponad 400 tysięcy fanów na Facebooku, O.S.T.R grubo ponad 300 tysięcy, DonGuralesko, Paktofonika i Sobota ponad 200 tysięcy. Który polski tygodnik opinii może się poszczycić takim poziomem czytelnictwa, w dodatku ściśle sprofilowanej grupy?
Czy polski raper liczy po cichu na występ w reklamie napoju gazowanego czy kredytu z atrakcyjnym oprocentowaniem? Nie. Woli zareklamować nową kolekcję marki ubrań. Warto zaznaczyć, że wyprodukuje te ubrania samodzielnie, i będzie firmował jakością swojej muzyki. W ten sposób, niemal każdy (!) z raperów z krajowej czołówki, wymieńmy tylko Sokoła (Prosto), Pezeta (Koka), DonGuralesko (El Polako), Hemp Gru (DIIL) czy Tede (PLNY), jest także przedsiębiorcą odzieżowym.
Tego nie pokaże żadna telewizja. Ale nie szkodzi, bo hiphopowcy ogarnęli i ten problem. Z pomocą po raz kolejny przychodzi im fenomen, który trafił pod polskie strzechy niemal równocześnie z ich muzyką - internet. Kanał telewizyjny wspomnianej wytwórni Prosto TV w serwisie YouTube ma, bagatela 265 milionów odsłon, zaś sam tylko teledysk rybnickiego rapera GrubSona "Na szczycie" ma 27 milionów wyświetleń.
Niesamowita wręcz samowystarczalność polskiej sceny hiphopowej jest po części wynikiem pierwszej fali popularności tego gatunku, która przetoczyła się w polskich mediach w latach 2002-2004 roku. Polski mainstream przeżuł i wypluł, ów uliczny nurt muzyczny, owocując ugrzecznioną i przesłodzoną wersją tego gatunku hip-hopolo.
Dziś polski hip-hop nie liczy już na nikogo, bo zrozumiał, że może liczyć wyłącznie na siebie. Owoce niebywałej trzeźwości i zaradności przedstawicieli, tego podobno wiecznie pijanego i upalonego nurtu polskiej sceny powinny poważnie zakwestionować stereotypowy wizerunek hip-hopowca w naszym kraju.
Dziś polski hip-hop nie liczy już na nikogo, bo zrozumiał, że może liczyć wyłącznie na siebie. Owoce niebywałej trzeźwości i zaradności przedstawicieli, tego podobno wiecznie pijanego i upalonego nurtu polskiej sceny powinny poważnie zakwestionować stereotypowy wizerunek hip-hopowca w naszym kraju.
