
Od początku było jasne, że miejsce na podium raczej jest poza zasięgiem. Ale też i nie ma wątpliwości, że i kibice, i sam Robert Kubica liczyli na znacznie więcej. Polski kierowca zajął w Grand Prix Australia 17. miejsce. Zarówno Kubica, jak i jego partner z teamu George Russell, byli zdecydowanie najwolniejsi. W klasyfikacji wyprzedzili jedynie kierowców, którzy nie ukończyli wyścigu.
REKLAMA
Kibice Roberta Kubicy raczej za ten wynik nie winią. Wszyscy widzieli doskonale, jak polski kierowca został trzykrotnie zdublowany na okrążeniach. Zresztą i Kubica, i Russell jeszcze przed startem sezonu przyznawali, że ich bolidy jakościowo odstają od pozostałych.
Wyścig w Melbourne potwierdził, że pojazdy teamu Williamsa wypadają najsłabiej w stawce. To sprawiało, że Kubica nie tyle walczył w wyścigu, co z własnym bolidem. "Nawet inżynier mówił mi przez radio, że jak na nasze auto, to miałem dobry rytm. Zacząłem się śmiać i odpowiedziałem: 'Czuję się, jakbym stał w miejscu'" – cytował Kubicę dziennikarz Eleven Sports.
Wolna (jak na F1, rzecz jasna) jazda to i tak nie wszystko. W trakcie wyścigu od bolidu odpadło lusterko. Prawdopodobnie odkleiło się od elementu, na którym było zamocowane. – Do tego miałem uszkodzoną tylną podłogę – wyznał Kubica.
– Miałem moment paniki, bo nie widziałem świateł – cytuje polskiego kierowcę Aldona Marciniak, współautorka "Niezniszczalnego", sportowej biografii najlepszego polskiego kierowcy w dziejach.
– Dwa lata temu wiele osób nie myślało, że wystartuję jeszcze w F1 i skończę wyścig. Jechałem uszkodzonym bolidem. Takie jest życie. Uważam, że wczoraj nie było najlepiej, ale dziś, zważając na okoliczności, jestem zadowolony – stwierdził Robert Kubica w Eleven Sports, wyrażając zadowolenie, że dojechał do mety. To w niedzielę w Australii nie udało się trzem kierowcom, którzy z wyścigu odpadli.