Internetowe memy – jedne szybko się nudzą i umierają śmiercią naturalną, inne trwają i objawiają się w coraz to nowych formach. Janusz Ławrynowicz, w internecie przezwany „Panem Andrzejem” miał pecha stać się bohaterem memów tego drugiego rodzaju. Jak internet zrujnował jego życie i jak bezsilny jest zwykły człowiek wobec tego medium Janusz Ławrynowicz opowiada w wywiadzie dla naTemat.
O tym, że jest bohaterem popularnych internetowych memów dowiedział się kilka lat temu. Zdaniem żartownisia, który wyciął mu ten numer, twarz Janusza Ławrynowicza idealnie pasuje do stereotypowego Polaka-chama i gbura, paradującego w skarpetkach i sandałach, pałającego zawiścią do wszystkich dookoła, odznaczającego się nie lada głupotą.
Od tego czasu jego życie zmieniło się nie do poznania. Sprawę opisał swego czasu Michał Marszał, pracujący wtedy dla tygodnika „Nie”. Jego tekst można przeczytać tutaj. Już wtedy „Pan Andrzej” nie potrafił sobie poradzić z dawką niechcianej popularności. Jak sprawa rozwinęła się przez kilka lat? Otóż nijak. Ale ten młodszy aspirant z komisariatu w Pasłęku zdobył nowe doświadczenie. Już wie, że nie może liczyć na pomoc organów ścigania, mimo, że sam jest policjantem.
Kiedy to wszystko się zaczęło? Janusz Ławrynowicz: Jakieś 2,5 roku temu. To był dzień jak co dzień. Przyszedłem do pracy, a kolega pokazał mi stronę internetową z moją gębą na tle biało-czerwonej flagi, z jakimś głupim podpisem. Strasznie mnie to zdenerwowało. Sprawca pobrał sobie moje zdjęcie ze strony Komendy policji w Pasłęku. Byłem dzielnicowym, funkcjonariuszem publicznym, dlatego moja fotografia musiała znajdować się na stronie. Powiadomiłem przełożonych, sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Elblągu. Stwierdziła, że w ściganiu sprawców tego żartu nie ma interesu społecznego.
Co pan myśli o tej decyzji?
To jest jakaś parodia. Nie mogę tego pojąć. Policjant, funkcjonariusz publiczny, a traktuje się go jak prywatną osobę? Bulwersuje mnie to. 26 lat służby i po co? To jaki ten interes społeczny ma być, żeby prokuratura się w końcu ruszyła?
Przestępstwa w internecie są bezkarne?
Te które szargają wizerunek, jak najbardziej. Wydaje mi się, że po prostu w rozwiązaniu tej sprawy prokuratura musiałaby się napracować, żeby skazać kogoś na minimalną karę. Nie mieli ani chęci, ani motywacji.
Przeniesiono pana na inne stanowisko?
Tak. Teraz jestem oficerem dyżurnym na komisariacie w Pasłęku. Dzięki temu mogli ściągnąć moje zdjęcie, żeby nikogo więcej nie kusiło. Ale szkody już się nie cofnie. Gdy byłem dzielnicowym, fotografii nie wolno było ruszyć.
Ale pańskie zdjęcie wciąż wisi na stronie…
Naprawdę? To musi tam być jakiś bałagan. Ja nawet nie sprawdzałem, chcę się od tego odciąć
Ta zmiana wyszła panu na dobre?
Tak. To jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji. Przełożeni zrozumieli moje położenie i bezsilność. Jestem im wdzięczny, bo podtrzymywali mnie na duchu, przenieśli na stanowisko znajdujące się dwa stopnie wyżej od poprzedniego, zarobki są lepsze.
Internet zrujnował panu życie?
Tak. Ciągnie się to za mną, za przeproszeniem krew mnie zalewa. Przez to wszystko podupadłem na zdrowiu, miałem stan przedzawałowy, musiałem spotykać się z psychologiem i psychiatrą. Dopiero oni uświadomili mi, że nie dam rady nic z tym zrobić. Mogę się denerwować, ale obrazki od tego z internetu nie znikną. Muszę zagryźć zęby i jakoś z tym żyć
Z jakimi nieprzyjemnościami musiał się pan mierzyć przez te przeszło dwa lata?
Sytuacji było mnóstwo. Przeróżnych. Pasłęk to mała, 12-tysięczna mieścina. Informacje szybko się w nim rozchodzą. Największą zmorą okazali się miejscowi nastolatkowie, którzy nic otwarcie nie mówili, ale bezczelnie się śmiali, a ja dobrze wiedziałem, co ich tak bawi. Dodatkowo koledzy z pracy czy sąsiedzi serwują mi takie drobne żarciki na ten temat. Ale ile człowiek może znieść?
Ma pan dzieci? Czy to uderzyło także w pańską rodzinę?
Mam piątkę dzieci. Oczywiście, że rodzina też na tym ucierpiała. Ja jestem człowiekiem starej daty, rzadko korzystam z internetu. No ale moje dzieci to już młodsze pokolenie, zaznajomione z siecią. Było im ciężko, ich koledzy, koleżanki serwowali im ciężkie chwile. Rozmawialiśmy o tym z całą rodziną. Postanowiliśmy nie zwracać na to uwagi. Po jakimś czasie sprawa trochę przycichła, na szczęście dzieci nie musiały korzystać z pomocy psychologa, jakoś same sobie poradziły. Ja nie dałem rady. Przez 26 lat służby człowiek nasłucha się o różnych ludzkich problemach. Gdy dochodzą do tego jeszcze własne, to w którymś momencie coś pęka.
Domyśla się pan kto jest sprawcą tego okrutnego żartu?
Nie mogę powiedzieć dokładnie i rzucać oskarżeń, bo nie mam na to dowodów. Ale na pewno to ktoś z mojego bliskiego otoczenia. Na tych obrazkach pojawiały się czasem wpisy zgodne z rzeczywistością. Była taka sytuacja, gdy wybrałem się na grzyby, żeby się zrelaksować. Wjechałem na jakąś kamienistą dróżkę i uszkodziłem w samochodzie miskę olejową. Niedługo pojawił się obrazek opisujący tę sytuację. A skąd jakiś żartowniś mógł o tym wiedzieć? Niewielu ludzi o tym wie, rodzina, znajomi, koledzy z pracy.
Próbował pan walczyć z tymi obrazkami?
Nie. Nie miałem środków. Zwłaszcza, że prokuratura zachowała się w ten sposób. To potrafi zdemotywować. Próbowałem robić jakieś podchody, pytać tu i tam kto może być za to odpowiedzialny, ale nic nie wskórałem. Dlatego, że jestem policjantem z jakiejś tam pipidówy. Gdyby takie coś spotkało komendanta głównego albo kogoś wysoko postawionego, to momentalnie by się z tym rozprawiono.
Przez cały ten czas musiał pan znosić zaczepki?
Nie do końca. Trwało to jakieś półtora roku. Potem trochę przycichło, aż teraz odezwał się TVN. Dziennikarka chciała nagrać o mnie materiał, mówiła, że to pomoże mojej sprawie. Ale w mieście znów zawrzało.
Materiał TVN zrobił więcej złego niż dobrego?
Na razie trudno powiedzieć. Za wcześnie na taki osąd. Jeśli prokuratura się w końcu ruszy to będzie wspaniale, jeśli nie, to cała robota na marne.
Myślał pan o zmianie miejsca zamieszkania?
A co to da? Gdziekolwiek pojadę, wszystko zacznie się na nowo. W Pasłęku się urodziłem, mieszkam tu od dziecka, znam mieszkańców. Z tym problemem wolę się zmierzyć tutaj.
Ma pan nadzieję, że to się kiedyś skończy?
Chyba nie. Sądzę, że nawet jak już pójdę do ziemi, to ten obrazek będzie trwał.
Miał pan jakichś wrogów? Jako policjant może się pan komuś naraził?
Nie sądzę. Staram się żyć jak człowiek, być osobą życzliwa. Przecież nikomu nic złego nie zrobiłem, dlaczego akurat mnie to spotkało? Nawet w pracy nigdy nie próbowałem być nadgorliwy. Często zatrzymanego kierowcę pouczałem, zamiast wystawiać mu mandat. To czasem odniesie większy skutek niż kara pieniężna. Zawsze starałem się wczuć w rolę drugiego człowieka, jakoś go zrozumieć. Bardzo ciężko jest mi to wspominać. Nie korzystam z internetu, nie chcę widzieć tych obrazków, bo niosą ze sobą mnóstwo złych przeżyć.