Ruszyła kolejna tura "rozmów ostatniej szansy". Związkowcy przedstawili nowe propozycje podwyżek dla nauczycieli, jakich się domagają od rządu. Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych zażądały dla stażysty 720-730 zł, a dla dyplomowanego nauczyciela 990 zł.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Nauczyciele zeszli więc ze swoich wymagań, ale to i tak o wiele więcej, niż proponuje pedagogom rząd. Beata Szydło mówiła o "zmianie rozdysponowania dodatków", czyli rząd odbierając dodatki, chce zwiększyć wynagrodzenie od września nie o 5 proc., a o ponad 9 proc.
Skomentował to krytycznie szef ZNP Sławomir Broniarz. Jak się wyraził, "pani premier środki, które teoretycznie były zagwarantowane na dodatki dla wyróżniających się nauczycieli, przeniosła do wynagrodzenia".
– Czyli przesunęła pieniądze z lewej do prawej kieszeni. Z tego jest uzysk czterech procent. To absolutnie nas nie zadowala, bo to niczego nie rozwiązuje – dodał w przerwie lider związkowców.
Rozmowy ostatniej szansy
Liderzy nauczycielskich związków od godz. ósmej rano we wtorek rozmawiali ze stroną rządową o postulatach dotyczących podwyżek w oświacie. Po niespełna 1,5 godz. ogłoszono przerwę, która potrwa do godz. 16. Jak poinformowała reprezentująca rząd wicepremier Beata Szydło, rząd potrzebuje czasu, by rozpatrzyć nową propozycję związkowców.
– Pojawiły się nowe propozycje ze strony społecznej. Poprosiliśmy, żeby je przygotować, spisać, żeby były przygotowane na godzinę 16 – przekazała dziennikarzom Beata Szydło. Dodała, że w tym czasie członkowie rządu udadzą się na posiedzenie, które rozpoczęło się o godz. 10.
Przypomnijmy, głównym żądaniem nauczycielskiego środowiska był wzrost wynagrodzenia zasadniczego o 1000 zł. Od jego spełnienia uzależniali odstąpienie od strajku, który ma rozpocząć się 8 kwietnia. Wśród innych prezentowanych ostatnio postulatów są większe nakłady na oświatę, zmiana ścieżki awansu, zmiana oceny pracy czy dymisja Anny Zalewskiej.