Moda na uniwersytetach jest "oburzona". Punkowa odpowiedź na włoską elegancję
Katarzyna Żechowicz
20 sierpnia 2012, 12:17·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 sierpnia 2012, 12:17
Oprócz wielkich metropolii, które stanowią stolice mody, istnieją te mniejsze, w których sposób ubierania się, mimo iż nie prezentowany na wybiegu, jest równie ważny. Takim miejscem jest uniwersytet.
Reklama.
Wielu ludziom Włochy kojarzą się z dobrym gustem i elegancją. Nie bez powodu - najbardziej znani projektanci mody pochodzą właśnie stąd. Ale czy fakt, że Prada, Armani, Versace, Cavalli mają włoski paszport oznacza, że ich rodacy również preferują taką odmianę elegancji? Wielkim markom z wybiegów, na ulicach i placach wyrasta wielka konkurencja.
Uniwersytet w Bolonii jest najstarszym w Europie, jednym z najbardziej prestiżowych w Italii. Na 23 wydziałach kształci się ponad 80 tysięcy studentów. Uczelnia jest dla nich miejscem nauki, spotkań, ale także, a może przede wszystkim, manifestacji swojej osobowości. Mroczne uliczki miasta, ciężkie romańskie budowle i kamienne place tworzą specyficzny klimat, w który wpisują się mieszkańcy. Mimo, że każdy ma swój styl, panuje jedna główna zasada: ma być punkowo, rockowo, na luzie. W przypadku dziewczyn spódnice czy obcasy nie wchodzą w grę, podobnie jak inne kobiece akcenty typu makijaż czy biżuteria. Uznanie zdobyły natomiast wyciągnięte swetry, dziurawe jeansy i ciężkie buty. Bardzo trendy jest dres wszelkiej maści, trampki i bluza z kapturem. Króluje wygoda i zasada „mam to gdzieś” – zauważa Gosia Parzuchowska, studentka italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego, która stypendium Erasmus spędziła właśnie w Bolonii.
Okolice Piazza Verdi, na którym wieczorami gromadzą się młodzi, to strefa opanowana przez tak zwanych „punkabbestia”. Cechy charakterystyczne to niechlujne ubrania, poplątane długie włosy, pies na smyczy i siedzący-pod-sklepem styl życia. Zazwyczaj są to studenci Wydziału Literatury i Filozofii. Chętnie organizują protesty przeciwko bezrobociu i krzywdzącemu ich systemowi. Niektórzy określają ich „dziećmi tatusia”, bo okazuje się, że młodzi gniewni są „gniewni” tylko na studiach. Gdy wracają do zamożnych rodziców znów przydziewają schludną koszulę, która pomaga zdobyć fundusze na kolejny semestr.
A co na to Mediolan? Siedziba ekskluzywnych sklepów, domów mody i biznesu wydaje się być idealnym źródłem włoskiego szyku, ale czy na pewno? Królują t-shirty, jeansy i conversy. Większość studentek przyjeżdża kultowymi Vespami. Jest wygoda, ale taka bardzo fashion-wygoda – opisuje Kasia Marciniak, studentka italianistyki UW, która na Erasmusa wybrała Mediolan. Stolica Lombardii z pewnością różni się od Bolonii statusem finansowym mieszkańców. Ciężko jednak rozstrzygnąć, czy to właśnie pieniądze, czy raczej charakter miejsca stanowią klucz do stylu ubierania się studentów.
To, co łączy oddalone od siebie uczelnie jest związek pomiędzy ciuchami a kierunkiem studiów. Co ciekawe, dziedziny takie jak socjologia, filozofia, historia, a przede wszystkim kierunki artystyczne przyciągają głównie tych, którzy do panującej mody przywiązują mniejszą wagę. Natomiast prawo, dziennikarstwo, czy ekonomia, to wydziały, na których dominuje najnowszy trend i elegancja.
Miuccia Prada w biografii pt. „Życie Prada” napisanej przez dziennikarza Corriere della Sera mówi: – Byłam od zawsze przekonana, że oprócz naturalnej konieczności okrycia ciała, ubrania zaspokajają potrzebę wyrażania samego siebie. Wiele wskazuje na to, że wspólnota zainteresowań studentów konkretnego kierunku determinuje sposób, w jaki się ubierają.
Oczywiście zawsze istnieją pewne wyjątki od tej przytoczonej przez Miuccię reguły, ale takie ogólne różnice widać gołym okiem również w Polsce. Jakie są wasze spostrzeżenia dotyczące uniwersyteckiej mody?