Jeśli kiedykolwiek szukałeś w internecie porad dotyczących np. awarii komputera, to niemal na pewno natrafiłeś na Elektrodę. Forum słynie z przepastnej bazy wiedzy, ale zwykle nie ma rozwiązań, które nas interesują. Pytać też jest strach, bo możemy się skomprowitować. Użytkownicy tworzą specyficzną kastę, która nie jest zbyt życzliwa dla laików.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Forum strony Elektroda.pl jest największą grupą dyskusyjną o elektronice w polskim internecie - na chwilę obecną ponad 2 mln użytkowników napisało ponad 15 mln postów. I choć znajdziemy tam przydatne informacje, to kiedy sami o coś zapytany, możemy zostać zrugani, a nawet zbanowani.
Kto pyta, nie błądzi... ale nie na Elektrodzie
Załóżmy, że nie włącza ci się komputer. Pierwsze co robisz, to szukasz rozwiązania problemu w wyszukiwarce Google. Wśród pierwszych wyników wyszukiwania natrafiasz na linki do tematów z forum Elektrody, bo strona jest bardzo dobrze wypozycjonowana. Wchodzisz tam, nie znajdujesz tego co potrzeba, więc zakładasz nowy temat. I wtedy się zaczyna zabawa.
Jeśli masz szczęście i zadasz dobrze pytanie, podasz dokładną specyfikację swojego sprzętu oraz wrzucisz screeny z diagnostyką komputera, BIOS-u, testy pamięci RAM i twardego dysku, to jest szansa, że w przypływie łaski dostaniesz klarowaną odpowiedź.
Problem w tym, że "banalne" pytania niepodparte żadnymi informacjami zwykle zadają świeżo zarejestrowane osoby, które nie znają specyfiki tego forum i nie mają wyrytego na blachę regulaminu - w innym wypadku mają na tyle wiedzy, by samemu sobie poradzić.
Wszystko jest w regulaminie
"Temat był wałkowany milion razy", "Użyj opcji szukaj" - zwykle laik, który przyszedł "na gotowe" dostaje taką odpowiedź. Albo jest odsyłany do Google'a, z którego właśnie przyszedł...
Moderatorzy i weterani nie używają wulgaryzmów, ale sposób odpowiedzi jest poniżający i osoba desperacko szukająca ratunku może się załamać. I nie znaleźć rozwiązania.
Trzeba też zrozumieć poirytowanie elektrodowiczów spowodowane pominięciem legendarnego przycisku "Szukaj". Jednak nerwy mogą im puścić w doprawdy różnych sytuacjach.
Można nawet dostać reprymendę za... podziękowanie. Użytkownicy są tam mocno przewrażliwieni.
Zamykam temat
Forumowicze wpisują się mocno w pewien stereotyp zgorzkniałych fanatyków elektrotechniki, którzy mają pół mieszkania zagracone zasilaczami i książkami Adama Słodowego. I nie ma dnia, by ktoś nie wdepnął w tranzystor. Powstała nawet pasta szkalująca użytkowników Elektrody.
Elektroda jest szczególnie znienawidzona przez użytkowników Wykopu. Co jakiś czas na mikrobloga wpadają kolejne kwiatki z forum. Zresztą w wielu miejscach sieci można znaleźć nie tylko screeny, memy, ale i niepochlebne artykuły.
"Użytkownik powinien mieć prawo po raz enty zadać to samo pytanie – Internet tak zbudowano, byśmy mogli uzyskać odpowiedź jakąkolwiek drogą w jak najkrótszym czasie. Kiedyś, piętnowanie dublowania tematów, niekorzystania z przycisku „Szukaj” może i miało sens – puchnące bazy, ograniczenia po stronie hostingów i tak dalej. Ale dzisiaj? A szczególnie… w grupach na Facebooku?" – napisał Jakub Szczęsny w artykule o "Syndromie Elektrody".
Dziennikarz Antyweb napisał, że ten trend się zmienił, ale ja tego nie zauważam. Na Wykopie co rusz lądują nowe screeny z Elektrody, a Google wciąż odsyła nas na forum, gdzie znalezienie wątku dotyczącego naszej indywidualnej zagwozdki graniczy z cudem. A pytać jest strach. Najlepszym wyjściem są zatem zagraniczne fora, ale nie każdy też zna oraz rozumie techniczny angielski. I koło się zamyka.