Obóz PiS tuż przed wyborami wpadł w panikę. Oto dowody
Karolina Lewicka
23 maja 2019, 10:35·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 maja 2019, 10:35
Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów, że najlepsza koniczyna z cudzej łąki. Całej reszcie świata wolty - także te o sto osiemdziesiąt stopni, a jakże! - się zdarzają, politykom również. Ale naprawdę interesujące są tylko te na ostatniej kampanijnej prostej.
Reklama.
Oto prezes PiS dostrzegł nagle - niedostrzegalną przez czterdzieści dni protestu na sejmowych posadzkach - "trudną, tragiczną” sytuację osób niepełnosprawnych oraz ich opiekunów. Oto Mateusz Morawiecki, którego rzeczniczka przekonywała rok temu, że „żywa gotówka nie rozwiąże problemów niepełnosprawnych”, zapowiada „stały comiesięczny dodatek wielkości 500 zł”!
Widać PiS doszedł do wniosku, że apel Kaczyńskiego do tego środowiska, by „popierać, a nie przeszkadzać” musi zostać wzmocniony transferem finansowym. A właściwie tylko jego zapowiedzią. Ale to niejedyna wolta partii rządzącej tej wiosny.
Tak jak kafkowski komiwojażer Gregor Samsa zmienił się w ciągu jednej nocy w robaka, tak cały PiS przemienił się, na pstryk, w miłośników Unii Europejskiej.
Ostatnio okazało się także - ustami Beaty Mazurek - że „w żadnym ścisłym kontakcie z hierarchami kościelnymi nie jesteśmy”, choć to wierchuszka PiS, nie kto inny, tańczyła na urodzinach Radia Maryja. Partia rządząca stała się też obrończynią wolności w internecie (Jarosław Kaczyński zapowiada nawet zaskarżenie dyrektywy autorskiej do TSUE), zapominając nagle o przeforsowanej w 2016 roku ustawie antyterrorystycznej, która w tę wolność godzi. Niby „wszystko można, ale z ostrożna”, jak mawiał Ludwik Dorn. Tymczasem PiS idzie na całość.
Widać zakładają, że obywatel niewiele pamięta nawet ze stosunkowo bliskiej przeszłości politycznej. I że elektorat - en masse - to tuwimowscy straszni mieszczanie, co to wszystko widzą oddzielnie i „w dżungli zdarzeń widmami płyną”. Coś jest na rzeczy, jeśli zerkniemy na wyniki badań poświęconych wiedzy politycznej Polaków. Autorzy, prof. Radosław Markowski i prof. Mikołaj Cześnik, doszli do smutnych w wniosków, że mamy do czynienia ze społeczeństwem ignorantów, które różnicuje jedynie stopień ignorancji: od zwykłej przez ogromną, aż do totalnej.
Jednak tym razem PiS - pokładając nadzieje w niewiedzy lub niepamięci wyborców - może się przeliczyć. Bo nie o skomplikowaną materię chodzi (jak np. afera z wieżowcami przy Srebrnej), a o rzeczy dość oczywiste i angażujące emocjonalnie.
PiS wrzuca wsteczny bieg także ze względu na sytuację polityczną. Dość niespodziewanie dla siebie znalazł się w kleszczach: nieustannie walcząc na froncie z rosnącą ostatnio w sondażową siłę Koalicją Europejską, odsłonił prawą flankę, pod którą podszedł nowy wróg. To Konfederacja, atrakcyjna dla najmłodszego wyborcy.
Kaczyńskiemu nie wystarczy już do zagospodarowania prawicowych radykałów Jan Mosiński, wyzywający przeciwników politycznych od „etatowych Żydów”, skoro ma za sobą wstydliwy odwrót legislacyjny pod wpływem izraelskich służb, a naprzeciwko siebie Grzegorza Brauna, upatrującego zagrożeń w kondominium rosyjsko-niemieckim pod żydowskim przywództwem. Tu dodajmy, że niektóre badania szacują odsetek Polaków, mieszczących się w kategorii osób o poglądach antyżydowskich, nawet na 45%. A zatem jest potencjał (choć nie ma Żydów...).
Konfederacja jest antysemicka wprost, bez żadnego mrugania okiem. Ustawa 447 jest jej paliwem, bez względu na to, ilu polityków PiS publicznie powie, że ofiary Holocaustu lub ich spadkobiercy nie zobaczą od Polski ani grosza, a ewentualny rachunek zostanie odesłany do Berlina. I nieistotne jest, czy ostatecznie sojusz Brauna, Godek i narodowców przekroczy próg, bo tak czy owak zabiera PiS głosy.
Rządzący usiłują, naturalnie, zrobić szpagat. Ale to pozycja niewygodna, długo się tak ustać nie da. Jakby tego rozdarcia między centrum a prawą ścianą było mało, mamy jeszcze film braci Sekielskich. To może być prawdziwy game changer, jakiego polska polityka od dawna nie widziała.
Z płotów przykościelnych cichcem znikają plakaty kandydatów Zjednoczonej Prawicy, która jednocześnie tak rozpaczliwe usiłuje zerwać dotychczasowy sojusz ołtarza z tronem, że aż „lud roboczy wytrzeszcza oczy” (nieoceniony Hłasko). Przy okazji opinia publiczna dowiaduje się, że dzięki informacjom od księdza Henryka Gulbinowicza, Mateusz Morawiecki kupił za 700 tysięcy złotych działkę wartą dziś 70 mln. Tego samego dnia tenże kardynał zostaje oskarżony o molestowanie seksualne. Jak nie idzie, to nie idzie.
Na koniec warto zauważyć, że jest jedna rzecz, której PiS się w tej kampanii nie zaparł. Do której wrócił jak bumerang. To uchodźcy. Fakt, że rządzący znów postanowili nimi postraszyć, choćby w najnowszym spocie wyborczym, jest koronnym dowodem na to, że nastroje przy Nowogrodzkiej nie są najlepsze i PiS chwyta się na oślep wszystkiego, co kiedyś dało efekt. Błogosławiona cisza wyborcza już za dwie doby. A zaraz potem miłego głosowania Państwu życzę!