Kampania Polskiego Czerwonego Krzyża „Życie to nie Facebook”, przestrzegająca przed przypadkowymi znajomościami, które często kończą się w łóżku, zajęła drugie miejsce w konkursie na najlepsze kampanie społeczne organizowanym przez serwis kampaniespoleczne.pl. Czy chwytliwy koncept jest w stanie zmienić podejście ludzi?
Takiej kampanii po PCK nikt się nie spodziewał. Od połowy listopada użytkownicy Facebooka otrzymywali zaproszenie do zawarcia znajomości od obcej, bardzo atrakcyjnej dziewczyny. Po jego przyjęciu oglądali film, który uświadamiał o
ryzyku zakażenia HIV przez kontakt seksualny z osobą, o której nic się nie wie. W ciągu 14 dni został on wyświetlony ponad dwa miliony razy, a kampanię komentowały najważniejsze polskie telewizje oraz portale. Wywołała też dyskusję w 150 krajach.- Chcieliśmy przenieść pewien schemat działania rzeczywistości do internetu. W tym medium mogliśmy zagrać na nosie i pokazać jak pochopne decyzje skutkują w prawdziwym życiu. W mojej opinii kampania zadziałała. W miesiącu kiedy była prowadzona ilość badań na obecność wirusa wzrosła o 43% w stosunku do poprzedniego roku – tłumaczył mediarun.pl Piotr Chrobot, dyrektor kreatywny Saatchi Digital, które przygotowało kampanię. Akcja przestrzega, żeby otwartości i bezpośredniości, której uczą serwisy społecznościowe na czele z Facebookiem, nie przenosić w sferę kontaktów seksualnych.
Co roku na świecie umierają dwa miliony ludzi, a z wirusem HIV żyją ok. 33 miliony. W Polsce między 1985 a 2011 rokiem wykryto ponad 15 tysięcy przypadków zarażenia.
Z drugiej strony, pojawia się pytanie: gdzie w dzisiejszych czasach można poznać nowych znajomych? Według badań Polacy pracują najdłużej w Europie – 1939 godzin rocznie, co daje ponad 37 godzin na tydzień. Dłużej od nas pracują tylko Węgrzy i Grecy, a i tak większość ratuje swój domowy budżet nadgodzinami. - Czasem pracuję 10 godzin dziennie. Kiedy wychodzę z biura, ostatnią rzeczą, o której myślę, jest impreza. Dlatego wracam do domu i włączam komputer. To szybszy i mniej kompromitujący sposób, niż podchodzenie do obcych kobiet w barze – mówi 33-letni Kamil, pracownik korporacji. I chwali się, że nieraz wirtualne randki kończyły się spotkaniem w jego mieszkaniu.
Podejście do kontaktów przez internet się zmieniło. Teraz to już nie wstyd, ale najlepsze wyjście z sytuacji osamotnienia. - Obecnie przed komputerem spędzamy najwięcej czasu. Wykonując swoją pracę, możemy
otworzyć dodatkowe okno i porozmawiać ze znajomymi w sieci. Atrakcyjności dodaje fakt, że z takiego rozwiązania korzysta bardzo wiele osób. Tak nakręcamy spiralę – wyjaśnia psycholog Tatiana Ostaszewska - Mosak. Przypuszczenia potwierdzają badania - prawie 25 procent dorosłych internautów poznaje kogoś w sieci. Nie tylko Facebook jest tu pomocny. Poszukujący towarzystwa wcześniej korzystali z przeznaczonego raczej dla młodych muzyków MySpace. Popularne są też portale randkowe – sympatia, eDarling, czy Badoo. Dla tych, którzy liczą na zagraniczne kontakty, najlepszym wyjściem jest MSN. - Już na początku studiów poddałam się poszukując miłości w realu. W pracy nie było na kim zawiesić oka, a moi znajomi rzadko są heteroseksualni. Dlatego zaczęłam rozmawiać na MSN. Oczywiście, miałam na koncie kilka potknięć. Nie udało mi się z Duńczykami. Ale w końcu postawiłam na swoim – mówi 24-letnia Ania, która od roku mieszka w Amsterdamie ze swoim narzeczonym z Wielkiej Brytanii.
W internecie mamy też poczucie, że w każdej chwili możemy wycofać się ze znajomości. - Człowiek ma tendencję do bagatelizowania niebezpieczeństw – wyjaśnia psycholog Tatiana Ostaszewska-Mosak. Dlatego, jeśli dochodzi do spotkania, odsuwa od siebie możliwość zarażenia wirusem HIV. Dotyczy to nawet świadomych kobiet i mężczyzn.
Kampanie społeczne dotyczące problemu HIV są jednak potrzebne. Zazwyczaj świetnie zaplanowane, dają do myślenia. Do tej pory wspominana jest niemiecka akcja z 2001 roku, nawołująca do seksu „z głową”. „Łatwo jest stracić głowę, gdy jesteś napalony” - takie przesłanie niosły odważne plakaty, które pojawiły się na berlińskich ulicach. Bohaterowie zdjęć pozbawieni są nie tylko ubrań, ale przede wszystkim swoich głów. I straszą, że seks w windzie i na polanie, miłosne uniesienia w biurze, hotelowym pokoju, czy w łazience, mogą być niebezpieczne.
Wygląda na to, że problemem nie jest więc poszukiwanie miłości w sieci, ale nieodpowiedzialność podczas spotkania w rzeczywistości.