Comic Con to święto fanów popularnych seriali, filmów i komiksów, które od kilku lat organizowane jest również w Polsce. Niestety piąta edycja imprezy nazywanej "największym konwentem popkultury w Europie", pomimo obecności wielu hollywoodzkich gwiazd, będzie się źle kojarzyć niektórym uczestnikom, wystawcom oraz prelegentom.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W miniony weekend do podwarszawskiego Nadarzyna przyjechały hollywoodzkie gwiazdy. Wśród nich byli aktorzy z "Gry o tron", "Pamiętników wampirów", "The 100", "Teen Wolf" czy "Władcy Pierścieni" – produkcji, które mają setki tysięcy fanów w naszym kraju. Znane twarze są głównym magnesem konwentu, a wspólna fotka i autograf to spełnienie marzeń dla wielu uczestników. Niestety, nie każdy może sobie pozwolić na taką przyjemność.
Wysoka cena zdjęcia z idolem
Dla wielu osób może się to wydać dziwne, ale na Comic Conach trzeba płacić za zdjęcie z idolem oraz autograf. Jak łatwo się domyślić – własnoręczne selfie z topowym celebrytą to sport ekstremalny. Dlatego płacąc kasę mamy pewność, że uda nam się zdobyć upragnione "trofeum". A przez to, że wykładamy niemałe pieniądze, każde niepowodzenie wiąże się z ogromną frustracją.
Jak to działa w praktyce? Oprócz standardowych cen biletów wstępu na konwent (60 zł kosztował jednodniowy, 120 zł za karnet), musimy jeszcze zaopatrzyć się w kolejną wejściówkę – albo na sam autograf, albo zdjęcie, albo komplet (pieniądze z "passów" idą na opłacenie kontraktu gwiazdy, a nie do kieszeni organizatora). Potem stoimy w kolejce i czekamy nieraz godzinami na spotkanie (zdjęcie jest drukowane na miejscu). W czasie ostatniej edycji zainteresowanie gośćmi było tak duże, że system okazał się niewydolny.
Jedną z gwiazd był Ian Somerhalder – starsi czytelnicy pamiętają go z "Zagubionych", młodsi kochają się w nim oglądając "Pamiętniki wampirów". Na konwencie był też znany z tego samego serialu Paul Wesley (zresztą już drugi raz na WCC). O ich popularności obu aktorów świadczy fakt, że wyprzedały się wszelkie wejściówki na osobiste spotkania z sesją foto.
Organizatorzy nie przewidzieli jednak, że fanów będzie aż tyle. Tłum kłębił się od samego początku i nie wszystkim udałoby się załapać na zdjęcie, gdyby nie inicjatywa samego Somerhaldera. – Kolejka rozciągała się na całą halę, a Ian opóźnił niedzielny panel o jakieś 2 godziny, żeby nie zostawić żadnego fana bez autografu – przyznaje mi jedna z uczestniczek.
Po dwóch godzinach udało jej się zrobić zdjęcie, ale przebiegło to w nerwowej atmosferze. – Sesja z Ianem i Paulem była fatalna. Widać było, że oboje chcieli pogadać z fanami, ale obsługa dosłownie łapała fanów za ramiona i odciągała ich od gwiazd. Co moim zdaniem jest żenujące. Mnie zabrali od Iana na zdjęciu w połowie jego wypowiedzi, mimo że stałam tam może z 20 sekund – wspomina.
Podobnych przykrych wspomnień jest mnóstwo w internecie (choć niektóre komentarze są kasowane). Dlatego powstała nawet specjalna grupa na Facebooku, która gromadzi osoby niezadowolone z ostatniej edycji.
Wierzchołek góry lodowej
Część internautów oczywiście zarzuca "rozpieszczonym milenialsom", że nie mają większych problemów niż stanie w kolejce dla zdjęcia za 250 złotych. Jednak na organizację konwentu narzekają też inne ogniwa łańcucha. Rozmawiałem z jednym z wystawców, który zapewnił, że to najgorsza edycja ze wszystkich i już więcej nie pojawi się na Warsaw Comic Conie.
– Jeżdżę po Polsce na większość konwentów komiksowych: albo jako wystawca, albo uczestnik i czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Rozumiem, że bywają wpadki i niedociągnięcia, ale tu jest totalna wolna amerykanka, amatorszczyzna i olewanie potrzeb uczestników oraz wystawców, którzy wykładają niemałe pieniądze na stoisko – mówi wystawca, który prosił o anonimowość i wylicza wady V edycji.
Wielu wystawców narzekało też na utrudniony kontakt z obsługą imprezy. "Moje 4. urodziny w McDonaldsie to był geniusz ogaru i logistyki w porównaniu z tym cyrkiem" – pisze jedna z nich i opowiada o swoich problemach z ochroną.
– Nie mieliśmy możliwości wejścia na imprezę w sobotę innym wejściem niż uczestnicy. Drogi sprzęt zostawiony był na stoisku, ludzie sobie łazili, a my staliśmy w kolejce jak głupi. Przed ustawieniem się odsyłano nas do czterech różnych osób, które miały nas wpuścić, ale nikt nie chciał. Jak za czwartym razem wpadłam do recepcji i kazano mi stanąć w kolejce do recepcji, żebym się dowiedziała, w której kolejce do wejścia mogę stanąć, rzuciłam, że "to jest jakiś k*rwa żart", to wyluzowana Pani z obsługi, ta sama, która wcześniej odsyłała nas w trzy miejsca, stwierdziła, że tak nie będzie ze mną rozmawiać – wspomina.
Kiedy zapytałem na wspomnianej grupie o minusy minionej edycji, zostałem zasypany wiadomościami, screenami i komentarzami pełnymi bulwersujących relacji z eventu. Od braku wynagrodzenia za prelekcje, przez problemy z przeprowadzeniem pokazu mody, po... ślimaki w sałatce. Jest też rzecz jasna mnóstwo rozentuzjazmowanych opowieści z konwentu, ale tylu głosów krytyki nie było nigdy wcześniej.
Organizator wyjaśnia, co poszło nie tak w strefie zdjęć
Wszyscy, z którymi rozmawiałem, domagali się anonimowości w obawie przed konsekwencjami prawnymi. Większość tych wypowiedzi to niestety słowa bez twardych dowodów i osobiste refleksje. Co na to druga strona?
Udało mi się porozmawiać z Marcinem Chojnowskim, dyrektorem festiwalu Warsaw Comic Con. Ptak Warsaw Expo, na którego terenie odbywa się impreza, jest partnerem, a nie stricte organizatorem konwentu. Szef przyznaje się do niektórych błędów, ale i odpiera zarzuty.
– Ian Somerhalder i Paul Wesley to aktorzy światowego formatu, które nawet na zagranicznych Comic Conach są głównymi gwiazdami. Trochę nas to przerosło logistycznie, ale spodziewaliśmy się tego. Faktycznie kilkaset osób stojących w kolejce było przesadą, ale to dotyczyło tylko Iana. Do innych gwiazd nie było zarzutów. Na wszystkich Comic Conach to wygląda tak samo – przyznaje.
– Zdjęcia faktycznie były niewyraźne, ale w tym przypadku zaskoczył nas agent Iana, który kazał wyłączyć wszystkie lampy. Aktor był zmęczony i nie chciał pracować ze światłem – tłumaczy Chojnowski.
Organizatorzy planują wprowadzić na przyszłą edycję biletomaty z numerkami – jak na poczcie. – Na pewno zainstalujemy też zamknięte fotobudki, by osoba mogła spędzić w środku czas tylko z daną gwiazdą. Będą je obsługiwać profesjonalne studia foto – dodaje.
– Gwiazdy jednak cenią sobie nasz Comic Con. Ian zapowiedział się na kolejną edycję, a Paul już był u nas drugi raz – tak mu się podobało ostatnio – dodaje dyrektor.
Organizator będzie uczył się na błędach
Zdjęciowe perturbacje zdominowały internetową dyskusję o kontrowersjach wokół Warsaw Comic Conu, ale przepytałem też dyrektora z pozostałych problemów. Zacznijmy od kłopotów z dostępem internetu. – Podobnie jest na meczach na Stadionie Narodowym. Przy takiej liczbie osób ze smartfonami w jednym miejscu dochodzi do przeciążenia sieci. W momencie szczytu mieliśmy 17 tysięcy osób w halach. Nie każdy może się wtedy dodzwonić, ale nie mamy na to wpływu. Sami, jako obsługa, korzystamy z krótkofalówek – wyjaśnia Chojnowski.
Co z wejściami na teren obiektu? – Tutaj błąd leży po naszej stronie. Nie poinformowaliśmy odpowiednio, że zmienił się system i wprowadzono kołowroty, które wymagały odhaczania się przy przechodzeniu. Z drugiej strony uniknęliśmy kolejek na wejściu – tłumaczy. – Wystawcy mieli czas do godziny 10:00, by wchodzić do hal dedykowanymi wejściami. Potem nie mogliśmy ich traktować indywidualnie. Przy następnej edycji planujemy wprowadzić oddzielne wejście tylko dla nich – mówi mój rozmówca.
Rozliczenia z Comic Conem to kolejna sprawa wymagająca wyjaśnienia. – Nigdy sami nie zajmowaliśmy organizacją prelekcji, ale korzystamy z usług podwykonawców. Nie jesteśmy stowarzyszeniem czy grupą fanów, ale podlegamy przepisom prawa podatkowego – dodaje. Jakie jeszcze refleksje? – Na pewno wyciągniemy wnioski z komentarzy. Poprawimy strefę zdjęć oraz strefę wystawców, by towar, który się tam pojawia, odpowiadał oczekiwaniom fanów – podsumowuje dyrektor festiwalu.
I oby organizatorzy dobrze wgryźli się w internetowe opinie fanów, bo to przecież dla nich jest ta impreza. Szkoda, by inicjatywa z takim potencjałem wyniosła się z Polski. Nie jest dla wszystkich, różni się od innych konwentów organizowanych przez fandomy, ale dla setek nastolatków i pochłaniaczy popkultury to praktycznie jedyna okazja, by spotkać się twarzą w twarz z zagranicznymi gwiazdami z modnych filmów i seriali.
Przyznam szczerze, że nie byłem na ostatniej edycji WCC, ale poprzednia zrobiła na mnie wrażenie i udało mi się nawet przeprowadzić wywiad z Johnem Rhys-Daviesem, czyli Gimlim z "Władcy Pierścieni". Co prawda pojawiłem się na imprezie na innych zasadach i w innych charakterze, ale to i tak było dla mnie niezwykłe i niezapomniane przeżycie. A od dawna nie jestem nastolatkiem.
Jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia. Albo są prześwietlone, albo ciemne, albo rozmazane, albo tak wyzoomowane, że tragedia. Płacimy za jakość, a w większości dostajemy coś, co wstyd komukolwiek pokazać. Ale pewnie, żeby ciąć koszty, jako "fotografow" bierze się pierwsze lepsze osoby, które umieją wcisnąć guzik.
Wystawca
Stoiska zostały porozrzucane praktycznie bez ładu i składu, a mali wystawcy zostali pominięci na mapie. Były też problemy z internetem w weekend. Terminale praktycznie nie działały. Sam straciłem kilku klientów, bo terminal odmawiał współpracy. Brak klimatyzacji doskwierał bardzo, a w sobotę zabrakło prądu w foodtruckach.
Marcin Chojnowski
Dyrektor Warsaw Comic Con
Ciągle jesteśmy w kontakcie z agentami aktorów. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to oni opiekują się gwiazdami i organizują pobyt na Comic Conie. Pilnuje czasu co do minuty i wszystko sprawdzają z kontraktem. Ilość zdjęć i autografów jest ściśle określona. W przypadku Iana było to ok. 600 fotografii. Dlatego każda osoba miała ok. 15 sekund na zdjęcie. Jako obsługa nie mogliśmy ingerować w to jak zachowuje się gwiazda w fotobudce. O to dba jego ochrona i agent.