
Comic Con to święto fanów popularnych seriali, filmów i komiksów, które od kilku lat organizowane jest również w Polsce. Niestety piąta edycja imprezy nazywanej "największym konwentem popkultury w Europie", pomimo obecności wielu hollywoodzkich gwiazd, będzie się źle kojarzyć niektórym uczestnikom, wystawcom oraz prelegentom.
Wysoka cena zdjęcia z idolem
Dla wielu osób może się to wydać dziwne, ale na Comic Conach trzeba płacić za zdjęcie z idolem oraz autograf. Jak łatwo się domyślić – własnoręczne selfie z topowym celebrytą to sport ekstremalny. Dlatego płacąc kasę mamy pewność, że uda nam się zdobyć upragnione "trofeum". A przez to, że wykładamy niemałe pieniądze, każde niepowodzenie wiąże się z ogromną frustracją.
Organizatorzy nie przewidzieli jednak, że fanów będzie aż tyle. Tłum kłębił się od samego początku i nie wszystkim udałoby się załapać na zdjęcie, gdyby nie inicjatywa samego Somerhaldera. – Kolejka rozciągała się na całą halę, a Ian opóźnił niedzielny panel o jakieś 2 godziny, żeby nie zostawić żadnego fana bez autografu – przyznaje mi jedna z uczestniczek.
Jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia. Albo są prześwietlone, albo ciemne, albo rozmazane, albo tak wyzoomowane, że tragedia. Płacimy za jakość, a w większości dostajemy coś, co wstyd komukolwiek pokazać. Ale pewnie, żeby ciąć koszty, jako "fotografow" bierze się pierwsze lepsze osoby, które umieją wcisnąć guzik.
Wierzchołek góry lodowej
Część internautów oczywiście zarzuca "rozpieszczonym milenialsom", że nie mają większych problemów niż stanie w kolejce dla zdjęcia za 250 złotych. Jednak na organizację konwentu narzekają też inne ogniwa łańcucha. Rozmawiałem z jednym z wystawców, który zapewnił, że to najgorsza edycja ze wszystkich i już więcej nie pojawi się na Warsaw Comic Conie.
Stoiska zostały porozrzucane praktycznie bez ładu i składu, a mali wystawcy zostali pominięci na mapie. Były też problemy z internetem w weekend. Terminale praktycznie nie działały. Sam straciłem kilku klientów, bo terminal odmawiał współpracy. Brak klimatyzacji doskwierał bardzo, a w sobotę zabrakło prądu w foodtruckach.
Organizator wyjaśnia, co poszło nie tak w strefie zdjęć
Wszyscy, z którymi rozmawiałem, domagali się anonimowości w obawie przed konsekwencjami prawnymi. Większość tych wypowiedzi to niestety słowa bez twardych dowodów i osobiste refleksje. Co na to druga strona?
Ciągle jesteśmy w kontakcie z agentami aktorów. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że to oni opiekują się gwiazdami i organizują pobyt na Comic Conie. Pilnuje czasu co do minuty i wszystko sprawdzają z kontraktem. Ilość zdjęć i autografów jest ściśle określona. W przypadku Iana było to ok. 600 fotografii. Dlatego każda osoba miała ok. 15 sekund na zdjęcie. Jako obsługa nie mogliśmy ingerować w to jak zachowuje się gwiazda w fotobudce. O to dba jego ochrona i agent.
Zdjęciowe perturbacje zdominowały internetową dyskusję o kontrowersjach wokół Warsaw Comic Conu, ale przepytałem też dyrektora z pozostałych problemów. Zacznijmy od kłopotów z dostępem internetu. – Podobnie jest na meczach na Stadionie Narodowym. Przy takiej liczbie osób ze smartfonami w jednym miejscu dochodzi do przeciążenia sieci. W momencie szczytu mieliśmy 17 tysięcy osób w halach. Nie każdy może się wtedy dodzwonić, ale nie mamy na to wpływu. Sami, jako obsługa, korzystamy z krótkofalówek – wyjaśnia Chojnowski.
