Wokół sprawy wypadku Beaty Szydło w Oświęcimiu narastają kolejne wątpliwości. Jak podaje "Rzeczpospolita", prokurator chce podważyć zeznania członków klubu AA, którzy twierdzą, że limuzyny wiozące Beatę Szydło nie miały włączonych sygnałów dźwiękowych.
Chodzi o uczestników terapii AA, którzy znajdowali się najbliżej miejsca wypadku. Zeznali oni, że kolumna rządowa nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych, a więc nie była uprzywilejowana w ruchu. Według "Rzeczpospolitej" sąd na wniosek prokuratury wzywa dwie biegłe psycholożki, które sporządzały opinie dotyczące świadków uczestniczących w terapii uzależnień.
Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie, wyjaśnił, że chodzi o "określenie zdolności zapamiętywania i odtwarzania faktów przez wspomnianych świadków".
Dziennik podkreśla, że uczestnicy klubu AA są kluczowym elementem obrony Sebastiana Kościelniaka, kierowcy seicento oskarżonego o nieumyślne spowodowanie wypadku. Prokurator Babiński jest tym, który oskarżył Kościelniaka.
To nie jedyne wątpliwości, jakie w ostatnim czasie wyszły wokół postępowania ws. wypadku Beaty Szydło. Stacja TVN24 ujawniła, że jeden z ważnych dowodów w tej sprawie został uszkodzony. Mowa o płytach z nagraniem z kamery monitoringu.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. W wyniku zderzenia limuzyny z seicento ranna została premier Szydło oraz oficer BOR. Do tej pory nie ustalono dokładnych przyczyn i przebiegu zdarzenia.