Apa Sherpa nie chciał być himalaistą. Na początku marzył o tym, by zostać lekarzem, ale do chodzenia po górach zmusiło go życie. Nepalczykowi nazywanemu "Super Szerpem" udało się dokonać wyczynu, którym na zawsze zapisał się w historii. I jak nikt inny poznał najwyższą górę świata.
Apa Sherpa, a właściwie Lhakpa Tenzing Sherpa, urodził się około 1960 r. w Thamie, w Nepalu. Dokładnie sam nie wie, kiedy przyszedł na świat, ale oficjalnie podaje datę 20 stycznia. W momencie, gdy na poważnie zajął się himalaizmem, chyba sam nie spodziewał się, że dokona niespotykanego wcześniej wyczynu.
Po tym, jak pierwszy raz wspiął się na Mount Everest, rok później zrobił to po raz kolejny. I jeszcze kolejny. W sumie wchodził na najwyższą górę świata… 21 razy.
Jak to się zaczęło?
Historię Sherpy szerzej opisano na łamach "The New Republic". Dla amerykańskiego dwutygodnika himalaista opowiedział szczegóły ze swojego dzieciństwa.
– Kiedy miałem 12 lat, mój ojciec zmarł. Był jedynym żywicielem rodziny, a ja jedynym dzieckiem, które mogło wyjść i zarobić. Chodziłem do czwartej klasy. Nie miałem innego wyboru, jak zostać tragarzem wysokogórskim – wspominał.
To nie było wystarczające źródło dochodu, ale jak sam przyznał, "1 dolar w Nepalu, to jak 100 gdzieś indziej". Po powrocie do wioski Sherpa mógł wybrać kształcenie się w kiepskiej szkole, ale nie rozstał się ze szczytami. Marzenia o zawodzie lekarza porzucił dla zostania przewodnikiem wysokogórskim. – To było bardzo ryzykowne i niebezpieczne, ale można było dostać więcej pieniędzy – przyznał.
Sherpa najpierw zdobywał szczyty do 6000 m. n.p.m. Jego noga po raz pierwszy stanęła na Mount Everest 10 maja 1990 r. To dokładnie 8848 m n.p.m. – Byłem podekscytowany przygodą. Ale dla mnie to była moja praca – nie ukrywał.
Poznał górę jak własną kieszeń
Od tamtej pory himalaista zdobył najwyższą górę świata 21 razy. Z jednym wyjątkiem dokonywał tego rok po roku. A w 1992 r. wspiął się na Mount Everest dwa razy – w maju i październiku. Nie każda taka wyprawa kończyła się jednak szczęśliwie. W 2006 r. podczas wchodzenia doszło do tragedii. Odłamki lodu spadły na dwóch jego towarzyszy.
– Jeden ze wspinaczy był mężem mojej siostrzenicy. Pomimo wielu działań ratunkowych nigdy nie byliśmy w stanie odzyskać ich ciał. Musiałem wrócić do domu bez nich – mówił. – Ludzie z Zachodu zawsze pytają o przygodę. Ale to było bardzo trudne. Ciężko to wyrazić słowami. Nikomu tego nie życzę – podkreślił.
Można powiedzieć, że Apa Sherpa poznał najwyższą górę świata jak własną kieszeń. Mógł też co kilkanaście miesięcy obserwować, jak się ona zmienia. Himalaista stał się świadkiem skutków ocieplenia klimatu i przeludnionego szczytu.
– Jest mniej śniegu i więcej kamieni. W basecampie kiedyś były piramidy lodowe wielkości domu, ale teraz tego nie widać. W 2008 r. zauważyłem, że topnieją wszystkie lodowce na całej górze – wyjaśniał.
Opowiedział też o wielkim sprzątaniu góry. Z jego danych wynika, że w sumie udało się do tej pory usunąć około 18 ton śmieci. To odpady pozostawiane przez wspinaczy z całego świata.
– Jest zbyt wielu ludzi, którzy chcą wspiąć się na Everest. To dlatego, że mamy teraz tylko jeden sezon wspinaczkowy. Kiedyś byliśmy w stanie spróbować wspinać się dwa razy w roku, jesienią i wiosną. Aktualnie, na jesieni, jest zbyt wiele lawin, więc ludzie próbują tylko wiosną i czekają na dobrą pogodę – tłumaczył.
"Trzeba słuchać żony"
Doświadczony himalaista nie ma wątpliwości, że Everest powinien być dostępny dla turystów, ale rząd w Nepalu musi wprowadzić ograniczenia, dotyczące zezwoleń dla wspinaczy, aby góra nie była tak zatłoczona. Wtedy częściowo rozwiązałby się też problem z nadmiarem śmieci na szlaku.
Apa Sherpa po raz ostatni wspiął się na najwyższy szczyt świata 11 maja 2011 r. – Moja żona kazała mi obiecać, że przestanę. To była trudna decyzja, ale w końcu jej posłuchałem. Za każdym razem, gdy z kimś rozmawiam, mówię: "Musisz słuchać tego, co mówi twoja żona" – wyjaśnił żartobliwie na koniec.