Kandydatka na szefową Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen opowiedziała się w środę w Parlamencie Europejskim za stworzeniem mechanizmu, który pozwoli utrzymać praworządność w państwach członkowskich UE. Zadeklarowała jednocześnie, że KE będzie twardsza w sprawie łamania zasad państwa prawa przez państwa członkowskie.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Sądzę, że powinniśmy mieć mechanizm zapewniający przejrzyste monitorowanie tego, czy praworządność jest utrzymywana w państwach członkowskich – ogłosiła Niemka na spotkaniu z frakcją "Odnowić Europę". Mechanizm ów miałby polegać na wzajemnym porównaniu sytuacji w poszczególnych krajach członkowskich.
Jednocześnie von der Leyen zapowiedziała, że chce Komisji Europejskiej, która będzie składać się w 50 proc. z kobiet i 50 proc. mężczyzn. Zapowiedziała, że będzie domagała się od każdego rządu, by przedstawił dwójkę kandydatów: kobietę i mężczyznę.
PiS ogłosiło swój sukces
Gdy okazało się, że von der Leyen ma zostać nową szefową Komisji Europejskiej, Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło, że odniosło sukces. Jednak – jak zwróciła uwagę Katarzyna Zuchowicz z naTemat – na Nowogrodzkiej zapomniano o kilku rzeczach.
Przypomnijmy: von der Leyen znana była z działań, które mogą nie podobać się zwolennikom konserwatywnej prawicy. Wystarczy napomknąć tylko o poparciu przez nią małżeństw jednopłciowych. Niemiecki parlament zaakceptował je w 2017 roku stosunkiem głosów 393-226. Podczas, gdy kanclerz Angela Merkel była przeciwko, Ursula von der Leyen głosowała "za".