Przemysław Witkowski, który zwrócił uwagę na homofobiczne napisy, został dotkliwie pobity. Zdjęcie jego twarzy stało się symbolem bezsensownej agresji i przemocy. Lewicowy publicysta w rozmowie z TVN24 opowiedział więcej o okolicznościach zdarzenia.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Jechałem z moją dziewczyną (na rowerach – red.) i powiedziałem jej, że to jest skandal. (...) Dlaczego ten mur i zresztą wiele miejsc we Wrocławiu upstrzone jest skrajnie faszystowskimi napisami, które nawołują do nienawiści do różnych grup – powiedział Witkowski w rozmowie z TVN24.
Według jego relacji, oboje dojechali do końca ślepej alejki i zdecydowali o powrocie. Witkowski miał problem z tylnym kołem rowerowym. Jego dziewczyna odjechała, a on zatrzymał się, by coś poprawić. Wówczas podszedł do niego mężczyzna w wieku dwudziestu kilku lat.
– Pyta mnie: "co, nie podobają ci się napisy?". Ja mówię: "tak, nie podobają mi się te napisy, bo nie podobają mi się". Złapał mój rower, ja próbowałem się przepchnąć. On mnie uderzył, a potem zaczął mnie bić – opowiedział Witkowski.
Ocenił, że ma złamany nos i zbite okulary. Jest zdania, że był to atak na tle politycznym i ideologicznym. Według relacji Anny Hoss, dziewczyny Witkowskiego, policja przyjechała dopiero po godzinie, a pogotowie po półtorej. Poszkodowany został przewieziony do szpitala z obrażeniami twarzy.
Zdjęcie Witkowskiego obiegło media
Publicysta "Krytyki Politycznej" i poeta Przemysław Witkowski wstawił swoje zdjęcie tuż po tym, jak został pobity. Fotografia jego zakrwawionej twarzy wywołała ogromne poruszenie w mediach społecznościowych.
To, co miało być powodem pobicia, rozwścieczyło jego znajomych. Witkowski zwrócił bowiem uwagę na homofobiczne napisy "Good night left side" i "LGBTQ pedofilia" na bulwarach nad Odrą.