Wydawało się, że po Marszu Równości w Białymstoku, na którym doszło do zamieszek, kolejny – w Płocku – będzie spokojniejszy. Długo płynęły informacje, że manifestacja miała pokojowy przebieg. Przedwcześnie.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Bo choć agresji w takiej skali jak w stolicy Podlasia nie było, to wystarczy pobieżne przejrzenie Twittera, by wyrobić sobie zdanie na temat przeciwników pokojowej demonstracji. Być może wystarczyła iskra zapalna, by polała się krew.
Widzimy przeciwników marszu w amoku, choć nikt ich nie prowokuje. Najwyraźniej dla nich samą prowokacją jest już obecność społeczności LGBT.
Naszym oczom ukazują się przeciwnicy marszu równości, którzy najpierw wymownymi gestami pokazują krocze. Następnie słyszymy stek bluzg: wyp...ć, cw..., pedale j..., j... was k..., ruje gejowskie mają k... - słyszymy.
Widać, że uczestnicy kontrmanifestacji tylko czekają na pretekst do eskalacji agresji,
próbują grozić nagrywającym filmy, można zastanawiać się, co by się stało, gdyby nagle od uczestników marszu przestał ich dzielić kordon policji.
– Są to wszystko ludzie dojezdni, najezdni. Przywiezieni tutaj, żeby w naszym mieście zrobić gnój, żeby znów poróżnić Polaków, żeby znów zrobić wielki syf, żebyśmy się znowu nienawidzili i żeby było głośno w telewizjach – dodał Różalski w rozmowie z reporterem Polsat News. Jak się wyraził, nie życzy sobie, by to robili.