Mogłoby się wydawać, że Lis z Terlikowskim wspólne mają tylko imię. Okazuje się, że panowie tak bardzo różniący się w poglądach umieją patrzeć na siebie z sympatią, a nawet stanąć w swojej obronie.
Tomasz Lis napisał dziś artykuł "Odczepcie się od Terlikowskiego!" Broni w nim prawicowego redaktora, który często staje się obiektem ataków czytelników. Według Tomasza Lisa, Terlikowskiemu należy się szacunek, choćby ze względu na to, że otwarcie głosi swoje poglądy, nie jest anonimowy jak szkalujący go internauci, a także chętnie gości w mediach, których linia nie zawsze jest zgodna z jego poglądami.
Porozmawialiśmy o tym z Tomaszem Terlikowskim.
Czytał pan tekst Tomasza Lisa?
Czytałem, sympatyczny.
Jest pan zaskoczony?
Wielokrotnie nie zgadzałem się z Tomaszem Lisem, ale zawsze jest miło, kiedy potrafimy dostrzec w adwersarzu partnera do rozmowy. Za takie zachowanie dziękuję Tomaszowi Lisowi.
Jak na co dzień wyglądają relacje między polskimi dziennikarzami, redakcjami?
Wie pan doskonale, że wyglądają inaczej. Często nie potrafimy dostrzec w sobie partnerów. Zachowanie Tomasza Lisa nie jest typowe.
Często widzimy pana w programie "Tomasz Lis na żywo". Niektórzy mają opory aby w nim uczestniczyć.
Wbrew temu, co się o mnie sądzi, lubię spotykać się z ludźmi, z którymi się różnię. Gdy idę do programu Tomasza Lisa, to nie robię tego z niechęcią, tylko z sympatią. Jestem świadomy, że będą tam ludzie o skrajnie innych poglądach niż ja. To zawsze ciekawe doświadczenie.
Polscy dziennikarze nie zawsze chcą tak chętnie ze sobą rozmawiać.
Ja mam taką zasadę i wielokrotnie o niej mówiłem, że rozmawiam niemalże z każdym. Nawet najgłębsze różnice nie powinny powodować tego, że rezygnujemy z rozmowy.
Zdarza nam się, że rozmówcy odmawiają komentarza, gdy dowiedzą się skąd dzwonimy. Pan nigdy nam nie odmawia.
Moim zdaniem należy rozmawiać z każdym ze względu na szacunek dla niego jako do osoby. Czytelnicy naTemat nie zawsze podzielają poglądy Tomasza Lisa. Widać to choćby w komentarzach pod artykułami. Również wy, dziennikarze, macie przecież różne poglądy. Słyszę to rozmawiając z wami.
Niektórzy decydują się jednak na bojkot, zarówno dziennikarze jak politycy. Czy to zawsze jest błędem?
Według mnie trzeba docierać do ludzi, którzy myślą inaczej. Są sytuacje, kiedy bojkot jest dopuszczalny, ale nie sądzę aby to było racjonalne z punktu widzenia polityków lub głoszących poglądy. Uważam, że tak długo można rozmawiać, dopóki jest możliwość wyrażania swoich poglądów. Czasem gość zostaje zaproszony do studia aby go rytualnie zniszczyć.
W jakim kierunku zmierzają polskie media? Czy ten podział się nasila?
Polskie media zmierzają w stronę uplemiennienia. Również rozmowa z czytelnikami staje się coraz trudniejsza. Moje pokolenie pracowało jeszcze w innych mediach. Nawet jak się bardzo między sobą różniliśmy w poglądach, to znaliśmy się prywatnie. Wiedzieliśmy, że poza światopoglądem każdy z nas ma też rodzinę, żonę, dzieci. Teraz często się o tym zapomina.
Kiedyś była taka świadomość, chwila zastanowienia, że być może nie uderzę tak mocno, przecież go znam, on też ma rodzinę. Dziś tego nie ma. Media stają się coraz bardziej tożsamościowe.
Czy poszedłby pan obejrzeć mecz z Tomaszem Lisem?
Nie chodzę na mecze, dlatego byłby z tym problem. Meczów nie lubię. Chętnie poszedłbym z Tomaszem Lisem na piwo czy na colę. Poszedłbym nie tylko z nim, ale także z Wojciechem Maziarskim lub Księdzem Kazimierzem Sową, któryu was pisze, a z którym bardzo często się nie zgadzam.
Pewnie byśmy bardzo ostro rozmawiali, albo nawet się kłócili. Wtedy może porozmawialibyśmy po prostu o czymś innym, na przykład o muzyce...