
Premier Morawiecki na każdym kroku chwali się, że rząd PiS "pokazał, że można skrócić kolejki". I na dowód podaje sztandarowy przykład: operacje zaćmy i endoprotez. – Te kolejki nieco się skróciły, ale kosztem znacznego pogorszenia jakości. To w konsekwencji będzie na pewno skutkowało zwiększonym zapotrzebowaniem na reoperacje, co wydłuży jeszcze bardziej i kolejki, i koszty społeczne – tłumaczy nam Lidia Gądek, lekarka i posłanka PO.
Zaćma i endoprotezy – symbole zapaści
W ostatnich latach zaćma stała się chorobą-symbolem. Wielu Polaków z powodu wydłużających się kolejek korzystało z dyrektywy transgranicznej i poddawało się operacji usunięcia zaćmy u naszych południowych, zachodnich, a nawet wschodnich sąsiadów.
Usunięcie zaćmy
Teraz premier przy każdej możliwej okazji przekonuje, że problem z długimi kolejkami na usunięcie zaćmy czy wszczepienie endoprotez, został zażegnany.
Na wszczepienie implantu stawu biodrowego – według raportu NIK – w 2015 roku trzeba było czekać ponad 19 miesięcy. Gorzej było w przypadku kolana – blisko 23 miesiące.
"Małe oszustwo"
Lidia Gądek, posłanka Platformy Obywatelskiej, lekarz od dawna zaangażowany w kwestie systemowe w Sejmie, przyznaje, że wprawdzie krócej trzeba czekać na operację zaćmy czy wszczepienie endoprotezy, ale i zwraca uwagę na istotny aspekt tej sprawy.
Wszystkich sprowadzono do jednego poziomu. Jeden pacjent, szczególnie młody i bez obciążeń, potrzebuje soczewki o jakości X, ona przez jakiś czas funkcjonuje. Ale jest też wielu pacjentów, którzy wymagają innego rodzaju soczewki, czyli droższej, aby móc przez dłuższy czas utrzymać prawidłowe widzenie.
