Po co zakłada się profil na Tinderze? Niekoniecznie po to, żeby znaleźć miłość swojego życia. Czasami po to, by mieć z kim spędzić noc, innym razem, aby czuć się mniej samotnym. Tak jak Joanna Jędrusik, która po rozstaniu z mężem zaczęła randkować na potęgę. Opisała to w książce "50 twarzy Tindera" i nie bała się szczerze mówić o seksie. To wcale nie domena mężczyzn.
Komediowy portal "Funny or die" nie tak dawno opublikował na Facebook wideo "Walk of no shame with Amber Rose". Amerykańska modelka w rytm wesołej muzyki wychodzi nad ranem z nieswojego domu: ma wczorajsze imprezowe ubranie, a w ręku trzyma szpilki. Nie ma wątpliwości: uprawiała w nocy seks i wraca do siebie.
Jednak nie to "walk of shame", czyli ścieżka wstydu, tu jest "walk of no shame". Żadnego wstydu tu nie ma. Radosna Amber idzie ulicami amerykańskiego przedmieścia, a wszyscy – zamiast wywozić ją na taczkach, wyzywać od dziwek i patrzeć spod oka – gratulują jej dobrego seksu. "Ach, też bym tak chciała" – wzdycha pewna kobieta, która poszła z dzieckiem do parku.
Jakby tego było mało, kiedy kochanek Rose dogania ją i mówi, że zapomniała zostawić mu swój numer, ta odpowiada: "Nie zapomniałam". I odchodzi. Powoli zaczynamy zdawać sobie więc sprawę, że kobiety również uprawiają seks dla przyjemności i wcale niekoniecznie muszą być zawsze zainteresowane związkami i miłością na całe życie. Szybki numerek czy przygoda na jedną noc mieści się w słowniku wielu pań – niekoniecznie tylko mężczyzn.
I to właśnie pokazuje książka Joanny Jędrusik "50 twarzy Tindera". Zresztą nie tylko to.
"Rozrywki wychodziły lepiej"
Jędrusik to kulturoznawczyni, która pracowała w korporacji. Po rozwodzie z mężem, który zdradził ją z koleżanką z pracy, rzuciła się w wir tinderowych randek. W wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" przyznaje, że było ich koło stu. Swoje tinderowe przygody – niektóre cringe'owe, inne smutne, jeszcze inne satysfakcjonujące – opisywała na facebookowym fanpejdżu. "Swipe me to the end of love". Potem opisała je w "50 twarzach Tindera".
Tytuł oczywiście jest zamierzony. Tak jak Christian Grey z "pornografii dla gospodyń domowych" miał twarz zarówno poważnego biznesmena, jak i amatora sadystycznego seksu, tak i Tinder, aplikacja randkowa, ma tych twarzy multum.
"Szukasz sensu na jedną noc? A może seksu na całe życie? Polizwiązku z kilkoma fajnymi osobami? Stałej, monogamicznej relacji? Dalej nie możesz znaleźć miłości? A może była, ale się skończyła? Na Tinderze możesz znaleźć to wszystko, a nawet więcej" – czytamy w opisie wydawniczym "50 twarzy Tindera".
I te twarze pokazuje właśnie Jędrusik. Twarze, które sama odkryła. Są więc ludzie szukający miłości, ludzie szukający przyjaciół, ludzie szukający kochanków, ludzie perwersyjni, ludzie romantyczni, ludzie zagubieni, ludzie-kłamcy, ludzie prawilni, ludzie liberalni, ludzie nienawistni, ludzie rozrywkowi, ludzie nudni, ludzie niezrównoważeni, ludzie przemocowi i ludzie przerażający.
– Był czas, kiedy szukałam romantycznych relacji, był czas poszukiwania rozrywek, czasem bardzo mało skomplikowanych. Jedno i drugie znaleźć się udało, chociaż relacje pokończyły się raczej szybko i niezbyt wesoło, natomiast szukanie i znajdywanie rozrywek wychodziło dużo lepiej – mówiła autorka w wywiadzie dla "Wprost".
Te rozrywki to również seks, a ten również ma "50 twarzy". Christian Gray miał wiele seksualnych fantazji, mają je też użytkownicy Tindera.
"Było mi go żal, zrobiłam mu loda"
Jędrusik pisze wprost o swoich seksualnych przygodach.
"W ciągu godziny ląduje w moim łóżku. Bez ubrania jest zjawiskowy. (...) Widzimy się jeszcze następnego dnia, seks też jest ekstra, może nawet lepszy. Sebastian opowiada mi o lekach, wizytach w psychiatryku. Przytulam go do nagiej piersi i robię mu laskę z prawdziwym zaangażowaniem, w końcu to strasznie niesprawiedliwe, że ludzie muszą tak cierpieć" – tak opisuje seks z pewnym Sebastianem.
Albo: "Jednym ruchem wyszarpuje rękę, dopada moich ud i zaczyna robić mi minetę, chyba najdziwniejszą w życiu. Liże, podgryza, jakbym była czymś do zjedzenia. Nie mogę się zdecydować, czy mi się to podoba, czy nie".
Kwestia seksu w książce Jędrusik jest chyba najbardziej kontrowersyjna. Interesowała ona większości dziennikarzy przeprowadzających z nią wywiad. Chociażby w "Wysokich obcasach", w których autorka musi tłumaczyć, że wcale nie była uzależniona od seksu.
Nadmiar "perwersyjnych scen" jest też głównym zarzutem większości użytkowników portalu Lubimy czytać.
"Joanna po rozwodzie z mężem nudzi się. Nudzi się w domu, nudzi się w swojej korpopracy, nudzi się sama ze sobą. Zakładając Tindera chce zmienić tę nudę w ekscytację i w spermę we włosach. Tak, Joanna opowiada wszystko ze szczegółami. Chociaż ciężko mnie czymś obrzydzić, to nie lubię takiego prymitywnego zaglądania komuś pod kołdrę" – pisze ktoś.
Osobiście nie miałam wrażenia, że "momentów" jest za dużo. Czy jest zresztą jakaś miara? Granica? Jędrusik uprawiała seks z mężczyznami z Tindera i nie wstydzi się tego, podobnie jak Amber Rose, która nie wstydzi się wyjść nad ranem z domu faceta, i podobnie jak wielu mężczyzn, którzy nie mają zahamowań opowiadać kolegom o swoich podbojach seksualnych. "Ale z niego ogier", "Dziewczyny do niego lgną" – słyszymy.
Kobiety o przygodnym seksie raczej nie powinny z kolei mówić. Przecież często zmieniają partnerów, jak Julia Wieniawa czy Taylor Swift, są wyzywane od kobiet bez kręgosłupa moralnego. Jędrusik ma to gdzieś i o seksie pisze wprost. Nie ukrywa, że ma potrzeby, że były momenty, w których nie chciała związku, a jedynie kogoś na jedną noc. Nie ukrywa, że chciała wielu partnerów i nie była zainteresowana monogamią.
– Zawsze cierpiałam, że w książkach, szczególnie polskich, opisy seksu są beznadziejne. Okropnie pretensjonalne – dobre opisy seksu były prawdopodobnie dwadzieścia lat temu u Manueli Gretkowskiej. Więc to też było dla mnie wyzwanie – mówi w "Wysokich Obcasach".
"Samotności skundlone, bękarcie"
– W dużym stopniu skłoniła mnie do napisania ["50 twarzy Tindera" – red.] chęć przedstawienia rzeczywistości, także tej pozatinderowej. Poczucie, że można będzie tę książkę odebrać na wielu płaszczyznach. Dla jednych będzie to zbiór pikantnych opowiastek "z życia wziętych”, inni odnajdą w książce swoje doświadczenia randkowo-związkowe, jeszcze inni znajdą tam szerszą diagnozę społeczną – opowiadała Jędrusik we "Wprost".
"50 twarzy Tindera" to więc opis bardzo smutnego społeczeństwa. Bo jednak w opowieściach Jędrusik wybrzmiewają samotność, smutek i nuda. Na Tinderze zdają się one królować.
– Spojrzałam na tych mężczyzn, na siebie i swoje koleżanki i zobaczyłam nas, jako pewną całość, szerszy obraz mojego pokolenia (plus-minus kilka lat): bardzo pogubionego, trochę rozjechanego przez życie, rozerwanego między poczuciem bycia przegrywem a wszechogarniającą propagandą sukcesu. I bardzo samotnego. Nawet, jeśli świetnie to ukrywamy, robimy z tego żarty, memy i na zewnątrz udajemy, że jest ekstra – zauważała autorka.
I faktycznie opowieści w "50 twarzach Tindera" po części dołują. "Czytając jej przygody, na przemian chce się płakać i wybucha się śmiechem" – czytamy w wydawniczym opisie. Tylko w rzeczywistości tych "płaczących momentów" jest podczas lektury znacznie więcej.
Jak ten, kiedy Asia ze łzami w oczach ucieka z mieszkania mężczyzny, z którym spotykała się jakiś czas. Okazało się, że nadużywa alkoholu, przed chwilą nazwał ją "pier...ą szmatą". "Mam żal do świata. Do siebie. Wszyscy jesteśmy samotni, ja tak samo jak on. On pije i zapomina, ja nie umiem pić, nie umiem zapomnieć, nie umiem ćpać, nie umiem uciec. I wcale nie czuję się z tego lepsza, raczej bardziej samotna" – pisze.
Bo pomijając fakt, że seks jest fajną rzeczą, wszyscy jesteśmy sparaliżowani samotnością – to swoista konkluzja "50 twarzy Tindera". Mało zabawna. "Czasem krzyżujemy z kimś nasze samotności i wychodzą z tego związki, przyjaźnie, relacje. Z tych krzyżówek rodzą się mieszańce, mniejsze samotności, skundlone, bękarcie. Nie są ani samotnością, ani miłością" – pisze Jędrusik.
Tinder miał nas z tej samotności wyleczyć. Nie wyszło.