Zamiast Donalda Trumpa w Polsce pojawi się Mike Pence, wiceprezydent USA. Wydawałoby się, że zawsze ułożony, spokojny i powściągliwy Pence jest całkowitym przeciwieństwem obecnie urzędującego prezydenta USA. Nic bardziej mylnego. To tylko pozory, o których w Polsce mało się mówi.
Jak się okazało to właśnie osobiste poglądy Pence'a i jego religijność stały się najbardziej wrażliwymi punktami tandemu Trump/Pence, co momentami powodowało bardzo kontrowersyjne sytuacje. Sytuacje, przy których pomysł Donalda Trumpa z zakupem Grenlandii jawi się jako całkiem rozsądny.
Katolik? Ewangelik? Katolicki ewangelik?
Kluczowym momentem we wczesnym życiorysie wiceprezydenta USA jest zmiana kościoła w młodości, w wyniku którego udało mu się też zmienić poglądy polityczne. Jako młody człowiek Pence był katolikiem i demokratą, podobnie jak jego rodzice. Jego idolem był J.F. Kennedy.
Pence miał zostać nawet kapłanem, jednak w 1978 r., kiedy zaczął studiować w Hanover College. Przeżył nawrócenie i stał się odrodzonym ewangelicznym chrześcijaninem i fundamentalistycznym, konserwatywnym, chrześcijańskim republikaninem z pragnieniem służenia w polityce. Formalnie jednak nie opuścił Kościoła rzymskokatolickiego i sporadycznie uczęszcza na msze.
Pytany o wyznaniową tożsamość Pence podkreśla katolickie wychowanie i wyraźnie unika jednoznacznej deklaracji. Od niedawna mówi o "ewangelikalnym katolicyzmie", co odczytywane jest jako chęć przypodobania się z jednej strony ewangelikom i konserwatywnym katolikom. Jedno jest pewne – religia stała się dominantą podczas podejmowania przez niego różnych decyzji. Bardzo dziwnych decyzji.
LGBT – nie, prezerwatywy – nie, sex – też nie
Nie trzeba zbytnio szukać potwierdzenia tej tezy. Wystarczy spojrzeć na jego wystąpienia oraz słowa wypowiadane o nim np. przez Donalda Trumpa, który w rozmowie na temat gejów stwierdził, żeby nie pytać o zdanie Mike'a Pence'a, bo "on najchętniej by ich wszystkich powiesił" – pisał "The New Yorker". Nie wiadomo dokładnie, czy tak wyglądają poglądy Pence'a na temat osób LGBT, ale z pewnością nie jest ich gorliwym sympatykiem.
Dowodem na to była podpisana przez niego, jako gubernatora Indiany, w marcu 2015 roku ustawa o "wolności religijnej", która pozwoliła firmom powoływać się na przekonania religijne, odmawiając usług potencjalnym klientom. Od razu pojawiły się oskarżenia, że takie działanie wprowadzi dyskryminację osób LGBT.
Tak samo Pence nie jest fanem teorii ewolucji Darwina. W 2002 roku oświadczył, że "nauczyciele w Ameryce muszą uczyć ewolucji nie jako fakt, ale jako teorię". Oczywiście zrobił to dlatego, że teoria stoi w sprzeczności z nauczaniem Kościoła.
Ale to nie wszystko. Richard Cohen na łamach "The Washington Post" przypominał, że wiceprezydent USA jako ultrakonserwatysta zaleca abstynencję jako klucz do edukacji seksualnej. Nie jest też fanem prezerwatyw.Pence stwierdził w 2002 roku w wywiadzie dla CNN, że "prezerwatywy stanowią bardzo, bardzo słabą ochronę przed chorobami przenoszonymi drogą płciową", co jest sprzeczne chociażby z ustaleniami WHO. Potem wycofał się z tego stwierdzenia, jednak niesmak pozostał.
Aborcja – a po co?
Kariera polityczna "nawróconego" Pence'a to także długa lista decyzji odnośnie do praw kobiet i aborcji. Jako gubernator Indiany polityk podpisał surową ustawę antyaborcyjną, która zakazała kobietom poddawania się procedurze, jeśli ich motywacją było zapobieganie urodzeniu niepełnosprawnego dziecka.
Dodatkowo ustawa zmuszała lekarzy do opisywania obrazu z USG kobiecie, która chciałaby podjąć się aborcji. Nawet jeśli by się sprzeciwiała, lekarz musiałby szczegółowo opisać jej kształt płodu. Kobieta mogłaby zakryć uszy i oczy, ale prawo stanowi, że lekarz musi kontynuować, nawet jeśli uważa, że taki opis wyrządziłby więcej szkody niż pożytku.
– Wierzę, że społeczeństwo można ocenić na podstawie tego, jak postępuje z najsłabszymi: osobami starszymi, chorymi, niepełnosprawnymi i nienarodzonym – mówił w 2016 roku podczas podpisywania ustawy Mike Pence.
Poglądy antyaborcyjne to nie jedyny, kontrowersyjny aspekt karierze Pence'a. W 1999 roku polityk pracował jako prezenter radiowy. Postanowił wtedy zrecenzować disneyowską bajkę "Mulan". Dostrzegł w niej liberalną i feministyczną propagandę. Przeszkadzało mu to, że kobieta została pokazana jako wojowniczka. Pence stwierdził, że to propaganda liberałów, która miała zachęcić kobiety do wstępowania do wojska.
"Oczywiście jest to próba Walta Disneya dodania dziecięcych oczekiwań do debaty kulturalnej na temat roli kobiet w wojsku. Podejrzewam, że niektórzy złośliwi liberałowie z Disneya zakładają, że historia Mulana spowoduje cichą zmianę w podejściu następnego pokolenia do kobiet w walce i mogą mieć rację.(...)Trudna prawda naszego eksperymentu z integracją płci jest taka, że byłaby to niemal całkowita katastrofa dla wojska i wielu zaangażowanych kobiet" – pisał w recenzji Pence.
Kobiety? Houston, mamy problem
Wiceprezydent budzi też kontrowersje, jeśli chodzi o codzienne podejście do kobiet. W jednym z tekstów "The Washington Post" przypomniał słowa Pence'a z 2002 roku, który stwierdził, że nigdy nie je samotnie z kobietą inną niż jego żona i że nie będzie też uczestniczył w wydarzeniach z udziałem alkoholu bez małżonki.
Jego słowa potwierdziły się, kiedy Pence miał w 2019 roku siedzieć obok obcej kobiety podczas przemówienia o stanie Unii. Podobno miał błagać Donalda Trumpa, aby nie kazał mu tego robić, bo siedzenie obok kobiety innej niż jego żona stanowi naruszenie jego osobistego kodeksu postępowania
Jak podaje "The New Yorker" Trump miał zaproponować Pence'owi, że postawi dodatkowe krzesło między nim, a obcą kobietą lub posadzi tam jego żonę.
W Polsce do zgrzytu przynajmniej na tym polu nie dojdzie. Karen Pence przyleci bowiem z mężem.