
Wcześniej oglądałem tylko film... i to mi wystarczyło. Serialu nigdy nie ruszałem, choć wiedziałem, że może być odrobinę lepszy od długometrażowej, chaotycznie zmontowanej i skondensowanej wersji kinowej. I faktycznie, pod tym względem wypada ciut lepiej, wątki nie skaczą jak wściekła bruxa, ale i tak serialowi daleko do ideału. Najpierw jednak skupmy się na zaletach.
Chyba nikt finalnie nie podważał umiejętności aktorskich i kreacji Geralta. Jego wiedźmin przechodzi w serialu ewolucję z zahukanego mięczaka w zgorzkniałego zabójcę potworów. Żebrowski pasuje również pod względem fizycznym - nie przypakowany, ale umięśniony, przystojny, ale lekko styrany życiem. Do postaci śpiącego gdzie popadnie, wiecznie biednego i obitego Białego Wilka został wybrany idealnie.
Kiedy oglądamy słabiutkie efekty, możemy się bardziej skupić i docenić starania pozostałych aktorów, którzy rzeźbią w błocie. Ok, Zbigniew Zamachowski jest pod względem fizjonomii zupełnym przeciwieństwem książkowego Jaskra, ale pasuje do serialowego świata. Większość drugoplanowych, a nawet epizodycznych postaci, naprawdę daje radę, a często i zachwyca.
Udźwiękowienie dialogów to oczywiście dramat, ale ścieżka dźwiękowa jest wprost wspaniała. Nic dziwnego, gdyż muzykę napisał sam Grzegorz Ciechowski (w 2002 roku pośmiertnie dostał za album Orła w kategorii "Najlepsza muzyka"). Nie jest zwykłym, generycznym tłem, ale jednym z najmocniejszych punktów produkcji. To właśnie te monumentalne, tajemnicze melodie najbardziej budują klimat fantasy całego serialu. Wisienką na torcie są też wpadające w uchu ballady, śpiewane przez barda Zamachowskiego.
Niedawno powróciłem do lektury "Ostatniego życzenia" i "Miecza przeznaczenia", by być na bieżąco z pierwowzorem. To nadal świetne dzieła pełne sarkastycznego humoru, ale i poruszające niezwykle aktualne tematy (m.in. rasizm, równouprawnienie, ksenofobia). Czytając oba zbiory opowiadań wyobrażałem sobie całą scenografię i krajobrazy (no, może z wyjątkiem zamieszkałego przez driady Brokilonu, który w serialu jest trzema krzakami na krzyż) tak, jak te przedstawione w polskim "niewypale".
Serial na dłuższą metę jest niestety męczący. Nie polecam zatem planowania 13-godzinnego maratonu, ale przy dawkowaniu sobie jednego odcinka dziennie to całkiem przyjemne doświadczenie. Naprawdę byłem ciekaw, co tam twórcy mają jeszcze do zaoferowania, a przez to, że jest całkiem dobrze zagrany i ma świetny soundtrack, to przymykamy oko na kwestie wizualne, które z perspektywy lat nie mają już takiego znaczenia.
Biorąc pod uwagę fakt, że w tym samym czasie na ekrany kin wchodziła trylogia "Władca Pierścieni", nasz polski "Wiedźmin" wypada fatalnie. Trudno jednak obecnie oceniać serial pod względem efektów specjalnych i komputerowych. To nie one zresztą są największymi wadami polskiej produkcji.