Polska i Węgry odmawiają przyjmowania uchodźców, a jednocześnie ze względu na brak rąk do pracy sprowadzają potajemnie coraz więcej imigrantów zarobkowych, którzy pochodzą spoza Europy – podaje "Neue Zürcher Zeitung".
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Jarosław Kaczyński i Viktor Orbán wykreowali szukających azylu uchodźców z Bliskiego Wschodu na głównego wroga, co zapewnia im sukcesy w polityce wewnętrznej – napisał Ivo Mijnssen w weekendowym wydaniu szwajcarskiego "Neue Zürcher Zeitung".
Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy liczne wyjazdy po 1989 r. zdziesiątkowały społeczeństwa Polski czy Węgier. Dziennikarz zwraca uwagę, że oba kraje wdrożyły programy wsparcia, by zachęcić obywateli do rodzenia dzieci, ale ich wyniki są skromne.
Obecnie – jak zauważa Mijnssen – przedsiębiorcy gorączkowo szukają rąk do pracy. Liczba nieobsadzonych miejsc pracy na Węgrzech wzrosła w ciągu roku z 48 do 80 tys. W tej sytuacji imigracja staje się koniecznością. Polska wydała obywatelom spoza Europy najwięcej pozwoleń na osiedlenie się, bo aż 635 335. To prawie o 100 tys. więcej niż Niemcy. Węgry natomiast wydały trzy razy więcej pozwoleń niż w 2015 roku – 56 tys., a Czechy 71 tys.
Najwięcej do Polski w celach zarobkowych przyjeżdża Ukraińców. Dziennikarz zauważa, że Ukraińcami polskie władze posługują się przy okazji kontrowania zarzutów, że mało robią w kwestii uchodźców. Są to migranci zarobkowi, bez których polska gospodarka nie mogłaby istnieć. Ale i to źródło się wyczerpuje.
Dlatego Polska szuka też na innych kontynentach. Przykładowo 40 tys. pozwoleń wydano Nepalczykom, Bengalczykom i Hindusom. Gazeta zwraca też uwagę, że obecne decyzje rządów w Warszawie czy Budapeszcie to dopiero początek.