W Paryżu znów na ulice wyszły tysiące osób. Płoną śmietniki, policja próbuje rozpędzać tłum za pomocą gazu łzawiącego. "Żółte kamizelki" wznowiły protest w rocznicę powstania swego ruchu.
Paryż znów płonie, nad miastem unosi się dym. Powstają barykady, palą się śmietniki, dodatkowo policjanci strzelają petardami z gazem łzawiącym.
Rok temu powstał ruch "Żółtych kamizelek". Liderzy ruchu zdecydowali, by w rocznicę powstania wznowić protest i znów wyjść na ulice.
Demonstranci krytykują gospodarczą i społeczną politykę rządu. Protesty były zapowiadane już od kilku tygodni.
W sobotę już od rana czuć było niepokój. Prefekt paryskiej policji wydał zakaz demonstracji, ale protestujący nic sobie z niego nie robią. Tysiące osób zgromadziły się na placach pod wieżą Eiffla i katedrą Notre Dame, a także na Polach Elizejskich.
Polska ambasada wystosowała apel do Polaków przebywających w Paryżu, by unikali zgromadzeń, a najlepiej po prostu nie wychodzili na ulice. I nic dziwnego. W ciągu roku od powstania ruchu w wyniku walk ulicznych rannych zostało około 2,5 tysiąca demonstrantów i około 1,8 tysiąca policjantów. W wyniku obrażeń zmarło 11 osób.