Anna Grodzka, transseksualna posłanka Ruchu Palikota wytoczyła redaktorowi naczelnemu Fronda.pl Tomaszowi Terlikowskiemu proces. Za to, że w jego publikacjach była nazywana mężczyzną. Nam posłanka Grodzka tłumaczy, czemu zdecydowała się wejść na drogę sądową.
Kontrowersje związane z płciową przeszłością Anny Grodzkiej trwają od dawna i są chętnie wykorzystywane przez jej przeciwników ze świata polityki i mediów. W styczniu głośna była sprawa sporu między posłanką Ruchu Palikota a politykiem Prawa i Sprawiedliwości Janem Dziedziczakiem. Gdy podczas dyskusji o nieprzyznaniu TV Trwam koncesji cyfrowej w sejmowej komisji kultury i środków przekaz Grodzka zwróciła się do o. Tadeusza Rydzyka per "pan", tym samym zwrotem wobec niej odpłacił się poseł PiS.
Anna Grodzka stwierdziła, że do zakonnika mogła zwrócić się w ten sposób, bo słowo "pan" nie jest w języku polskim obraźliwe. Inaczej uznał szef jej partii Janusz Palikot, wzywając o postawienie Jana Dziedziczaka przed sejmową komisją etyki. Po tym posłanka musiała się utwierdzić w obraźliwym charakterze tego słowa.
- I stało się. Polityk Ruchu Palikota wytoczył mi proces. W pozwie domaga się zakazania mi naruszania dóbr osobistych poprzez „używanie słów określających ją rodzajem męskim” - poinformował dzisiaj Tomasz Terlikowski. Wobec którego Anna Grodzka zamierza dochodzić sprawiedliwości za nazywanie jej mężczyzną w jego publikacjach.
Portal Fronda.pl, którego redaktorem naczelnym jest Terlikowski wielokrotnie kwestionowała płeć posłanki Ruchu Palikota. "Szkoda mi pana Krzysztofa" -pisał niedawno na jego łamach Aleksander Majewski. Sam Tomasz Terlikowski kwestionował tymczasem stanowisko ks. Piotra Kieniewicza. Który uznał, iż "osoba identyfikująca siebie jako Anna Grodzka ma do tego prawo", a nazywanie jej mężczyzną jest "poważnym grzechem przeciw miłości bliźniego". Terlikowski stwierdził jednak, że zło należy nazywać złem, a duchowny w imię źle pojętego miłosierdzia niszczy życie społeczne.
Teraz za tego typu opinie może słono zapłacić. Jeżeli przegra, sąd może bowiem zobowiązać go nie tylko do przeprosin, ale i wpłaty 30 tys. zł na konto fundacji Trans-fuzja.
W rozmowie naTemat Anna Grodzka tłumaczy, dlaczego zdecydowała się na pozew:
Co skłoniło Panią do wytoczenia tego procesu?
Anna Grodzka: - Całe to zachowanie publiczne i medialne pana Terlikowskiego, w którym obraża mnie i rozpowszechnia informacje nieprawdziwą, że jestem mężczyzną. To jest sprawa na podstawie różnych jego denuncjacji w mediach.
Nie pomyślała Pani, że lepiej w ogóle na to nie reagować? Warto ciągać się po sądach?
- Ależ oczywiście! Bo nie chodzi o takie kwestie, jak moje kandydowanie, działalność w fundacji, nie dotyczy wyłącznie o mnie. Chodzi o pewną zasadę, że ludzie, którzy zmieniają płeć mają prawo do zachowania swojej godności, prywatności. Jeżeli przyjmiemy jako zasadę, że w stosunku do osób po zmianie płci można używać formy ich poprzedniej płci, to zaprzeczamy w ogóle sensowi istnienia tych ludzi. Ich godności, podstawom tożsamości.
Ale dlaczego akurat naczelny Fronda.pl? Takie opinie wygłasza wiele osób, jak choćby ostatnio poseł Dziedziczak.
Czuje się urażona tym co on mówi. Jego wypowiedzi są niezwykle agresywne, niezwykle nieprzyjazne. Tomasz Terlikowski głosił je jako jeden z pierwszych. Powodując, że inne osoby pozwalają sobie również na tego typu rzeczy. Ja nie mogę pana Dziedziczaka oskarżyć, ale skierowałam przeciwko niemu wniosek do Komisji Etyki Poselskiej.
Taką postawę, w moim przekonaniu, trzeba zwalczać. Nie po to sąd wydaje wyrok, że dana osoba jest mężczyzną, lub jest kobietą, by potem inni ludzie lekceważyli jego postanowienie i urażali ich tożsamość i godność.
Tomasz Terlikowski zapowiada, że teraz szykuje się batalia o prawo do wolności słowa i możliwości moralnej oceny zmiany płci.
Moralna ocena byłaby wtedy, gdy nie dotyczyłoby to konkretnej osoby. Byłaby to dyskusja "ja jestem przeciw i argumentuję, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca". To wszystko wolno i taka dyskusja publiczna może się toczyć. Natomiast w tym wypadku dotyczy to konkretnie mojej osoby, oraz innych określonych osób. I to ja się czuję urażona i że obrażane są inne osoby. Poglądy można mieć różne.
W czasie tej batalii zapewne ktoś przypomni Pani, że sam oceniła, iż w słowie "pan" nie ma nic złego. Na przykład, gdy mowa o o. Tadeuszu Rydzyku.
To jest zupełnie inna sprawa. Całkowicie z innej kategorii. Dlatego, że nie dotyczy to jego tożsamości. Jeżeli pana profesora nie nazwie się profesorem, czy mnie, jako posłanki nie nazwie się "panią poseł", to nie mam nic przeciw temu. Taka jest po prostu polska kultura. Nie mam absolutnie żadnego obowiązku używać tytułu tej osoby, bo nie dotyka to jej tożsamości, a dotyczy funkcji w społeczeństwie.
Nie mam obowiązku używać takiego określenia, jak ojciec, czy podobnych. Tym bardziej, że ojca mam jednego i dla mnie to nie jest tytuł, który cokolwiek znaczy. Dla mnie ksiądz jest obywatelem, jak każdy inny.