Krem czekoladowy oznaczony symbolem "fairtrade", w którym produkty sprawiedliwego handlu to tylko nieco ponad połowa zawartości. Szampon "nie testowany na zwierzętach", którego składniki kosztowały wiele futerkowych istnień. Piktogramy, na podstawie których powinniśmy dokonywać odpowiedzialnych wyborów, często służą jedynie uspokojeniu konsumenckiego sumienia.
Robiąc codzienne zakupy, konsument staje przed dylematem: albo wybierze jak najtańszy koszyk produktów, oszczędzając przy tym pieniądze, albo zapłaci więcej, ale w zamian będzie żył w świadomości, że dołożył swoją cegiełkę do budowy lepszego świata. W zachęcaniu do tego ostatniego prześcigają się producenci.
Do składania się na poprawę bytu mieszkańców biednego Południa, zwierząt męczonych testowaniem kosmetyków, czy obronę środowiska naturalnego zachęcają nas, umieszczając na opakowaniach kolejne piktogramy. Zanim jednak damy się przekonać rysunkom Matki Ziemi, czy przekreślonego króliczka, warto wiedzieć, co mówią naprawdę.
Tak, by nasza decyzja (i pieniądze) mogły faktycznie pomóc, a nie tylko uspokoić konsumenckie sumienie.
Fairtrade tylko w połowie?
"Cukier trzcinowy, kakao w proszku: były przedmiotem obrotu zgodnie ze standardami Sprawiedliwego Handlu (Fairtrade), całkowita zawartość - 65%. Cukier trzcinowy, kakao w proszku zmieszano ze składnikami niepochodzącymi ze Sprawiedliwego Handlu" – taka informacja znajduje się na etykiecie kremu kakaowego, który można kupić w popularnej sieci drogerii.
Choć na etykiecie wyraźnie zaznaczono, że produkt pochodzi z obrotu w "sprawiedliwym handlu", informacja na metce udowadnia jednak zupełnie co innego. Skąd ta różnica? Okazuje się, że piktogram "fairtrade" może być używany, nawet jeśli z takiego źródła pochodzi jedynie połowa produktu.
– Weźmy czekoladę. Do jej wykonania potrzebne jest: kakao, mleko, cukier, orzechy, Żeby producent mógł umieścić na niej znak "fairtrade", wszystko co może pochodzić ze sprawiedliwego handlu, musi być z tego źródła. Natomiast cała reszta, na przykład mleko, może być już z produkcji krajowej – tłumaczy Maria Huma ze Związku Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć. – Granica 50 proc. składu jest w tym przypadku nieprzekraczalna. Jeśli chcemy zrobić dżem truskawkowy, który będzie mógł ubiegać się o znak "fairtrade", połowa opakowania musi zawierać np. cukier trzcinowy z takiej produkcji – przekonuje.
Jak wyjaśnia Maria Huma, podobne zasady stosuje się też w przypadku innych znaków, związanych z rolnictwem ekologicznym.
Testowane - nie testowane?
Ale w błąd potrafią wprowadzić piktogramy umieszczane nie tylko na żywności. Swego czasu przez media przetoczyła się duża dyskusja o znakach zapewniających, że kosmetyki nie były testowane na zwierzętach. Mały króliczek umieszczony obok składu szamponu czy mydła miał być gwarancją, że używająca go osoba nie krzywdzi zwierząt. Konsumenci chętnie je wybierali, bo organizacje ekologiczne zaczęły szeroko informować o tym, ile zwierząt do takich testów jest wykorzystywanych.
Szybko okazało się jednak, że producenci nadużywają piktogramu, który oznaczał, że na zwierzętach nie testowano jedynie finalnego produktu. Bez problemów można natomiast było produkować kosmetyki ze składników już wcześniej na zwierzętach testowanych, na przykład jako bazę dla innych szamponów czy mydeł, albo leków.
Organizacja proekologiczna PETA przygotowała nawet zestawienie firm, które nie testują swoich kosmetyków na zwierzętach. Listę firm ograniczoną do polskiego rynku zamieściła autorka bloga kosmetykowo.blox.pl.
Ważnym wskaźnikiem tego, czy kosmetyk lub jego komponenty były testowane, jest sam obrazek, jaki producent umieszcza na opakowaniu. Właściwe oznaczenie to biały królik na tle czarnego trójkąta oznaczony adnotacją: „kosmetyk nie testowany na zwierzętach”. Wielu producentów zmienia to logo. Wtedy nie możemy być pewni, że naprawdę nie testuje swoich produktów na zwierzętach.
Jajka od szczęśliwej kury?
Duże kontrowersje wzbudzają też oznaczenia jajek. Skala oznaczeń od 0 do 3, którą widzimy na pieczątkach umieszczanych na jajkach, informuje nas o tym, w jakich warunkach kury były hodowane.
Producenci jaj argumentują, że jaja z przybitym "0", są zdrowsze, lepsze, smaczniejsze, mają więcej wartości odżywczych. Tymczasem eksperci rynku jajecznego, przed tegoroczną Wielkanocą wyjaśniali na łamach wielu mediów, że większość z tych opinii to mit. Ich zdaniem wartość odżywcza jaj nie zależy od tego, jak kury się hoduje, a wyłącznie od tego, czym są karmione. O tym jednak oznaczenia nie informują.
Wiele problemów stwarza też to, że ekologiczne znaki towarowe przyznają nie tylko organizacje certyfikujące, ale także organizacje konsumenckie. Tak jest na przykład w przypadku znaku "Bezpieczny dla ozonu", który zapewnia, że towar teoretycznie nie zawiera chlorofluorowęglowodorów, czyli nie sprzyja powstawaniu dziury ozonowej.
Jakie jeszcze znaki towarowe możemy spotkać na opakowaniach? Można je znaleźć na stronie: made.pl.
Tylko doświadczenia stopnia 1 to tzw. procedury nieinwazyjne, podczas których nie zadaje się żadnego cierpienia. W 2008 roku w Polsce do doświadczeń wykorzystano 248192 zwierząt biorących udział w 14280 testów z czego 3956 kwalifikowało się do stopnia 4, a 74 do stopnia X.
Skoro jaja z produkcji ekologicznej nie mają wyższej wartości odżywczej, co potwierdził ekspert od produkcji ekologicznej, a kontrola obejmuje tylko proces produkcji, a nie "zawartość jaj", to będę kupował tylko tańsze jaja. CZYTAJ WIĘCEJ