Tłum ludzi w autobusie, nagle odczuwasz, że ktoś się o ciebie celowo ociera. Odwracasz się, ale widzisz niewzruszonych ludzi, zajętych scrollowaniem telefonu. Odpuszczasz, komu miałabyś zwrócić uwagę? I za moment na plecach czujesz czyjegoś penisa. Tak przeważnie działają autobusowi "ocieracze". – To wydarzyło się ponad 20 lat temu, ale tego oślizgłego typa pamiętam do dziś. Byłam wtedy tak zawstydzona, że nikomu nie powiedziałam. Chyba nawet nie wiedziałabym, jak to ubrać w słowa – opowiada Milena.
Aimee, jedna z bohaterek serialu "Sex Education", pewnym krokiem wchodzi do szkolnego autobusu. W środku tłok. Dziewczyna w jednej ręce ma blachę z urodzinowym tortem dla przyjaciółki, drugą kurczowo trzyma się poręczy. Na uszach ma słuchawki.
Nastolatka szybko orientuje się, że stojący za nią rosły blondyn charakterystycznie się o nią "ociera". Dociera do niej, że masturbuje się na jej nodze. Na spodniach zauważa mokrą plamę. Aimee przez długi czas nie będzie w stanie wejść do autobusu. A twarz tego mężczyzny będzie widziała na każdym kroku.
Serialowa historia niestety nie jest tylko kreacją jego twórców. Wiele kobiet oglądając ten obrazek miało flashbacki. "Do tej pory pamiętam, jak obleśny facet ocierał się o mnie w autobusie" – pisze na Twitterze Aneta.
Łokieć wciskał w biodro
Aneta ma 32 lata. Wtedy miała 14. Mężczyzna ze szkolnego autobusu był na oko w wieku jej ojca. Miał może 50 lat. Był krępy i wysoki.
Aneta wysiadała zawsze na pętli, więc w autobusie było już pustawo. – Na fotelu obok usiadł starszy facet. Zaczął się rozpychać. Łokieć wciskał mi w biodro. Nachalnie przesuwał się w moją stronę. Sapał, dyszał. Chciałam wysiąść, bo już zbliżaliśmy się do mojego przystanku, ale on się nie przesunął, żeby mnie puścić. W autobusie byliśmy tylko my – opowiada kobieta.
Musiała przeciskać się między jego wystającymi kolanami a fotelem. – Złapał mnie wtedy za biodro. Wciąż sapał. Obleśnie się zachowywał – zapamiętała.
Pobiegła do kierowcy autobusu, opowiedziała o wszystkim. – Dopiero wtedy przyjrzałam się temu mężczyźnie. Wcześniej bałam się na niego spojrzeć. Nie wiem, czy miał erekcję – dodaje.
Kierowca zrobił awanturę. Miał wezwać policję. – Nie wiem, jak to się skończyło. Mnie kazał pójść do domu. Opowiedziałam rodzicom. Ojciec się zdenerwował i chciał biec na pętle – mówi.
Dwa tygodnie później zobaczyła tego samego mężczyznę w kościele. Był z żoną. – Mama powstrzymała ojca, który chciał go bić. Rozeszło się po kościach. Ale ze mną to zostało na zawsze. Regularnie chodzę na terapię i rozmawiałam o tym z psycholog – opowiada Aneta
I po chwili rzuca: – To bardziej siedzi mi w głowie niż sytuacja, kiedy człowiek chory psychicznie biegł za mną z nożem.
Miał erekcję Warszawa, godziny szczytu. Magda wracała zatłoczonym autobusem z pracy do domu.
Stała przy samych drzwiach, bokiem do wejścia, twarzą do szyby. Słuchała muzyki.
– I starałam się nie myśleć o tym, że z tyłu i z boku ktoś praktycznie na mnie stoi. Nagle poczułam, że mężczyzna, który jest za moimi plecami po prostu się o mnie ociera. Tak specjalnie symuluje "ruchy ocieracza" – mówi Magda.
Zaczął dyszeć jej do ucha. Czuła na karku jego gorący oddech. Powoli wpadała w panikę. – Oblał mnie pot, ale postanowiłam, że będę to ignorować. Teraz wiem, że to był mój błąd. Nie jestem tak odważna, żeby komuś ostro zwrócić uwagę – przyznaje.
Po chwili dodaje: – Miarka się przebrała, kiedy na dole swoich pleców poczułam... jego penisa. Tak, facet miał erekcję.
Nawet na niego nie spojrzała. Wysiadła na następnym przystanku. Do domu wróciła uberem. – Dziś jest mi wstyd, że nie zareagowałam. Wiem, że nie powinnam tak czuć, ale czuję – smuci się.
Rękę wsadził pod spódniczkę
Agnieszka wracała z pracy autobusem. Była zmęczona, oczy jej leciały. Gwałtownie się przebudziła, kiedy siedzący obok niej mężczyzna położył jej rękę na kolanie. – Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Kolejny raz posunął się jeszcze dalej i wsadził mi rękę pod spódniczkę – opowiada Agnieszka.
I natychmiast wyskoczył z autobusu. Agnieszka pamięta tylko kliknięcie drzwi. To był przystanek "Och Teatr" w Warszawie. Szybko do niej dotarło, że w ogóle nie zareagowała na tę sytuację. Pojawiło się zawstydzenie i poczucie winy.
– Jakbym coś złego zrobiła. Byłam na siebie zła, że nie potrafiłam głośno powiedzieć: "Co pan robi?; Co się tu dzieje?". Wtedy może ktoś mógłby zareagować. Do tej pory wstyd i poczucie winy za tę sytuację przekładam na siebie – mówi.
Złapał za piersi
To wydarzyło się przeszło 20 lat temu, ale Milena pamięta tę sytuację sekunda po sekundzie. Tramwaj dziewiątka, skrzyżowanie Narutowicza z Piłsudskiego w Lublinie. Miała 12 lat.
– Jakiś mężczyzna zrobił sztuczny tłok, większy niż był. Wykorzystał to najpierw po to, żeby się o mnie otrzeć, co zrozumiałam dużo później. A potem zupełnie bezczelnie złapał mnie za piersi – opisuje Milena.
Nikt nie zareagował. Ona była tak zszokowana, że zdołała się tylko odwrócić. – To wydarzyło się ponad 20 lat temu, ale tego oślizgłego typa pamiętam do dziś. Byłam tak zawstydzona tym, co się wydarzyło, że nikomu nie powiedziałam. Chyba nawet nie wiedziałabym, jak to ubrać w słowa – przyznaje.
Długo miała uraz. Ale na jeżdżenie autobusem ze szkoły była skazana. – Dotąd zostało mi unikanie autobusowych tłumów i odruch starszej babci, czyli rzucanie się na pierwsze wolne siedzenie – właśnie po to, żeby uniknąć ocieractwa we wszelkiej postaci – mówi Milena.
Zareaguj
W ciągu kilku godzin dociera do nas kilkanaście podobnych historii. Wszystkie łączy: autobus i niechciany, nachalny dotyk.
– Mężczyzna siedział w autobusie naprzeciwko mnie i nogą macał mnie po łydce. Patrzył na mnie i się uśmiechał – mówi Monika. Skończyło się na tym, że przez całą trasę jechała z nogami zawiniętymi pod siedzenie.
Patrycja pamięta, jak jeden z mężczyzn zainscenizował upadek. Siedział w autobusie naprzeciwko i celowo na nią wpadł. – Rzucił się na mnie swoim ciałem i prosto do ucha powiedział mi: "Ale pani jest piękna, musiałem to pani powiedzieć". Opierał się o mnie. Odepchnęłam go.
Jej koleżankę w autobusie mężczyzna złapał za pośladek. Uszczypnął. Odwróciła się i nie wiedziała, kto to zrobił. Dlatego milczała.
Ale – jak tłumaczy policjant Dariusz Kijowski – milczenie nie jest najlepszym rozwiązaniem. – Przede wszystkim należy zwrócić takiej osobie uwagę, jasno powiedzieć, by się odsunęła. Ważne, by to zakomunikować głośno i sprawić, by ta sytuacja nie była anonimowa – instruuje policjant Dariusz Kijowski.
Kijowski sugeruje, że sprawę można zgłosić również prowadzącemu autobus czy motorniczemu.
Wprawdzie Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy Tramwajów Warszawskich, przyznaje, że nie docierały do nich informacje o "klasycznych ocieraczach".
Ale wspomina sytuację: – W zeszłym roku mężczyzna wykonywał wobec nastoletniej dziewczynki czynności, które można nazwać masturbacją. Zauważyła to motornicza. Zareagował też nadzór ruchu. Sprawa trafiła na policję. Przekazaliśmy im materiały z monitoringu.
Prawnie będzie ciężko udowodnić, że ktoś nas obmacywał w autobusie czy tramwaju. Mężczyzna ten mógłby powiedzieć, że ludzi w autobusie było tak dużo, że nie miał możliwości kogoś nie dotknąć.
Maciej Dutkiewicz
rzecznik prasowy Tramwajów Warszawskich
W takiej sytuacji należy zwrócić się do motorniczego. Mamy też mechanizm cichego wzywania pomocy. W każdym tramwaju znajduje się numer wagonu i numer telefonu, który można wykorzystać do cichego poinformowania o zdarzeniu.