Dwudniowy szczyt Rady Europejskiej dobiegł końca, ale bez porozumienia. Przywódcy państw członkowskich dyskutowali nad kształtem budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Nie dogadali się nie tylko w kwestii wielkości budżetu, ale i tego, jak rozdzielić środki na konkretne zadania.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
"Te rozmowy są ważne, bo dotyczą dopłat do inwestycji publicznych w naszych państwach (choć już teraz na infrastrukturę - drogi czy mosty - wydajemy znacznie więcej z budżetu państwa niż wynosi budżetu UE), dopłat do rolnictwa, ale też przyszłości całej Unii. Są trudne, bo z UE wystąpiła Wielka Brytania, która była jednym z największych płatników" – napisał przed szczytem premier Mateusz Morawiecki.
Oczekiwania państw członkowskich UE okazały się jednak zupełnie różne. Grupa krajów nazywających siebie "oszczędnymi" chciała budżetu mniejszego o około 300 mld euro. Należy do niej Austria, Dania, Holandia i Szwecja. Państwa określające się jako "przyjaciele spójności" były temu przeciwne. Można się łatwo domyślić, że wśród nich była Polska i inni najbiedniejsi członkowie Wspólnoty.
Odrzucona została też ostatnia, dzisiejsza propozycja kompromisu przygotowana przez Komisję Europejską - nie chciały jej obie grupy. – Potrzebujemy więcej czasu – skomentował krótko szef Rady Europejskiej Charles Michel.