Godzina wychowawcza służy załatwianiu spraw organizacyjnych i nie ma nic wspólnego z wychowaniem zdaniem jednych. Inni twierdzą, że jest właśnie niezbędna. Czy godzina wychowawcza ma sens?
Kolejny rok szkolny nabiera tempa, a wraz z nim kolejna dyskusja na temat sensowności godziny wychowawczej. Według powszechnej opinii, służy ona załatwianiu spraw organizacyjnych, uzupełnianiu materiału z przedmiotu wychowawcy lub pokazywaniu zwolnień od rodziców nauczycielowi. Czyli – nie ma nic wspólnego z wychowaniem.
Jest to więc bardziej "godzina organizacyjna z wychowawcą" niż "godzina wychowawcza". Można by się pokusić o stwierdzenie, że przez to wychowawca wcale nie jest wychowawcą, a jedynie nauczycielem-organizatorem. Z tym jednak pracownicy szkół się nie zgadzają.
– Nie wyobrażam sobie likwidacji godziny wychowawczej – mówi Ewa Lisicka, nauczycielka matematyki z Gimnazjum nr 1 w Warszawie. Przekonuje nas, że wykorzystanie tych 45 minut zależy od podejścia nauczyciela i organizacji całej szkoły. Na jej zajęciach na przestrzeni trzech lat są podejmowane takie tematy jak używki, orientacja zawodowa, bezpieczeństwo na terenie szkoły i poza nią oraz akcje charytatywne. W jej szkole zespół wychowawczy zbiera się raz na dwa miesiące i ustala wytyczne. Na zebraniu omawia się kwestie związane z tym "przedmiotem". Nauczyciele przedstawiają okresowo cele oraz realizację materiału z godziny wychowawczej rodzicom.
Ewa Lisicka mówi, że materiał do przerobienia jest tak obszerny, iż nie ma już nawet czasu na sprawy organizacyjne, które załatwia się na przerwie. A mit o pokazywaniu przez uczniów zwolnień od rodziców, które rzekomo zajmują połowę godziny wychowawczej, jest nieprawdziwy. – U nas dziennik jest elektroniczny. My jesteśmy nowoczesną szkołą – dowodzi nauczycielka.
Najwyraźniej jednak nie wszystkie szkoły są nowoczesne. Pani Halina, która uczy w jednym z liceów w Krakowie i poprosiła o anonimowość, nie podziela zdania Ewy
Lisickiej. – Niestety, godzina wychowawcza jest jedynym momentem, kiedy można załatwić sprawy organizacyjne. Najczęściej połowa lekcji się do nich sprowadza. Elektroniczny dziennik, o którym pan mówi, w naszej szkole nie istnieje – tłumaczy.
Nasza druga rozmówczyni przyznaje też, że zdarza jej się prowadzić lekcję języka polskiego na godzinie wychowawczej. – Wolę przygotować uczniów solidnie do matury, niż prowadzić zajęcia, na których nikt nie słucha. A o agresji lub komunikacji międzyludzkiej niczego się nie wytłumaczy w pół godziny – wyjaśnia pani Halina.
A co o godzinie wychowawczej myślą sami uczniowie? Radek, uczeń gimnazjum w Tarnowie, twierdzi, że "jest fajna, bo można sobie na niej grać w gry na komórce". Czasami korzysta z niej, aby odrobić lekcje z angielskiego, które ma po godzinie wychowawczej. Uważa, że nikt z jego klasy nie słucha nauczyciela na tej lekcji. – No, chyba że temat jest naprawdę ciekawy – przyznaje nieśmiało chłopak. Zapytany o to, czy mu się wydaje, że to służy jego wychowaniu i zmienia jego obraz świata, odpowiada przecząco.
Psycholog dziecięcy Małgorzata Gąsecka zauważa, że godzina wychowawcza sama w sobie nie jest ani zła, ani dobra. – To zależy od tego, jak zostanie wykorzystana. Ale bez wątpienia wychowanie nie jest czymś, co można przekazać mając do dyspozycji 45 minut tygodniowo. Główny ciężar wychowania spoczywa na rodzicach już od najmłodszych lat życia – podkreśla specjalistka.
Czy więc szkoła powinna brać na siebie odpowiedzialność za wychowanie dzieci? Biorąc pod uwagę, że nie wszyscy rodzice dbają o swoje dzieci – na pewno tak. Z drugiej jednak strony, ciężko oczekiwać od nauczycieli, że dokonają wychowawczego cudu przez 45 minut tygodniowo.